Poseł PO Janusz Palikot zapewnia, że nie jest związany z żadną ze spółek, od których pożyczał pieniądze, a doniesienia prasowe na ten temat są elementem nagonki politycznej na niego.

"Oświadczam jeszcze raz: z żadną z tych firm nie jestem związany, nie jestem akcjonariuszem, udziałowcem, członkiem rady nadzorczej czy zarządu. W żaden inny sposób nie kontroluję przez osoby trzecie tych spółek, od których pożyczyłem pieniądze" -powiedział Palikot w piątek po południu na konferencji prasowej w Suwałkach.

Podkreślił, że sprzedawał od kilku lat swoje firmy, akcje i udziały w różnych przedsiębiorstwach i sprzedając je, oprócz uzyskanej ceny, gwarantował sobie także możliwość udzielenia przez nabywców na jego rzecz pożyczek.

Jak dodał, firmy udzielające pożyczek wskazywali nabywcy jego firm, a pieniądze z pożyczek inwestował w dzieła sztuki i nieruchomości.

Palikot tłumaczył, że nie miał wpływu na to, przez jakie przedsiębiorstwa były wykonywane transakcje dotyczące zakupu jego firm. Dodał, że to sprawa nabywcy, czy współpracował z firmą z tzw. raju podatkowego.

"Artykuły w "Dzienniku" zawierają nieprawdę"

Poseł powiedział, że artykuły w "Dzienniku" na jego temat zawierają nieprawdę i będzie dochodził tego na drodze sądowej.

Zapowiedział, że we wtorek lub środę złoży do prokuratury zawiadomienie o popełnienie przestępstwa przez dziennikarzy i Romana Giertycha oraz do Rady Adwokackiej w Warszawie o odebranie prawa wykonywania zawodu adwokata przez Giertycha.

Na pytanie dziennikarzy, co na to szefowie PO, czy wierzą mu czy nie, Palikot powiedział, że nie rozmawiał w piątek z szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim, ale uważa, że skoro nie ma dowodów jego winy, niegodziwym byłyby wyciąganie politycznych konsekwencji przez jego partię.

"Dziennik" napisał dziś, że Palikot założył w 2007 r. w Luksemburgu spółkę, a ta zaraz zaczęła pożyczać mu pieniądze. Miała je - według "Dz" - od małej spółki, której adresem jest skrzynka pocztowa na Cyprze.

Jej udziałowcy rezydują na Karaibach - a według byłej żony Palikota właśnie tam poseł ukrył część majątku. Karaibski ślad sprawdza właśnie prokuratura - podał "Dziennik".

Palikot: chcę, by prokuratura ustaliła "zleceniodawców" publikacji

Palikot, zapowiadając zwrócenie się do prokuratury, podkreśla, że chce, by ustaliła ona "zleceniodawców" publikacji. Sam wskazuje tutaj na Giertycha.

Według Palikota "duża część nieprawdziwych zarzutów znajdujących się w publikacji "Dziennika" opiera się na materiałach będących przedmiotem prac prokuratury" w sprawie, w której Giertych jest pełnomocnikiem jego b. żony.

Jeden z autorów tekstu w "Dz" Michał Majewski zapewnił, że artykuł powstał na podstawie jawnych źródeł, a dokumentów do niego nie dostarczył Giertych. Również sam Giertych zapewnia, że nie przekazywał żadnych informacji "Dziennikowi" i informacje z piątkowego artykułu były dla niego nowe.