Premier Włoch Matteo Renzi na konferencji prasowej w piątek z okazji 1000 dni pracy jego rządu mówił, że powstał on po to, by zmienić życie polityczne i przeprowadzić reformy. Takie zmiany może przynieść w grudniu referendum konstytucyjne - argumentował.

W czasie spotkania z dziennikarzami w Rzymie Renzi przedstawił racje za poparciem w referendum rządowej ustawy o zmianie konstytucji, która przewiduje zmianę składu i kompetencji Senatu oraz ograniczenie kosztów polityki. Senat ma w założeniach tej reformy liczyć 100 osób zamiast obecnych 320 i mają w nim zasiadać reprezentanci regionów kraju.

Szef rządu mówił, że jeśli zmiana ustawy zasadniczej zostanie odrzucona, to parlament włoski pozostanie "największym i najbardziej kosztownym na świecie" i dalej będą wypłacane niektóre dożywotnie uposażenia.

Pytany o polityczne konsekwencje dla rządu ewentualnego zwycięstwa zwolenników odrzucenia zmian premier odparł: "Pożyjemy, zobaczymy".

"Poważnie zaś myślę, że to referendum może naprawdę wyznaczyć zmianę. Ten rząd powstał, by zmieniać i reformować. Gdyby obywatele odrzucili reformy, zweryfikujemy sytuację polityczną" - oświadczył Renzi. Nie mówił natomiast o tym, co sam zamierza zrobić w takim przypadku.

Wyraził opinię, że PKB wzrośnie wtedy, gdy reformy zostaną przeprowadzone.

Renzi mówił też, że objeżdżając kraj w ramach kampanii przed głosowaniem 4 grudnia, wszędzie przekonuje się, że "naród chce zmian".

Jego zdaniem jest też jeszcze nadzieja na to, że wbrew ocenom wszystkich sondaży wygrają zwolennicy zmian konstytucji.

W czasie konferencji premier przypomniał, że w ciągu ostatnich 70 lat Włochy miały 63 rządy.

Jego gabinet - dodał - zajmuje czwarte miejsce pod względem długości pracy, po rządach Silvio Berlusconiego i Bettino Craxiego.

Dziennikarze odnotowali, że w sali konferencji w rządowym Palazzo Chigi obok włoskiej flagi była także unijna. Ostatnio podczas kilku takich spotkań były tylko flagi włoskie.