Spoiler alert! Ostrzeżenie odnosi się nie tylko do treści opisywanych seriali, lecz przede wszystkim do tego, jak wnikliwie opisują świat. Przepowiadają wręcz przyszłość.
Miś Waldo jest niebieski, zabawny – i animowany. Ma program telewizyjny, w którym w prześmiewczy sposób komentuje dziejące się wydarzenia. W końcu zaczyna też oceniać politykę i polityków. Jest wyrazisty i troszkę wulgarny – co podoba się widzom. Tak bardzo, że pojawia się pomysł: Waldo na posła! Chwila, przecież Waldo to tylko animowana postać?! Nie szkodzi. Ej, on nie ma żadnego pomysłu na rządzenie?! To też nie jest problem. Waldo zdobywa w sondażach coraz większą popularność. Właśnie do tego odcinka brytyjskiego serialu „Black Mirror” (wyemitowany w 2013 r.) nawiązują analitycy i socjolodzy, których tak bardzo zaskoczyła wygrana Donalda Trumpa w USA.
Pieniądze, wiedza i dostęp do policyjnych danych pozwalają zbudować system szpiegujący obywateli – by zapobiegać zbrodniom. System tak zaawansowany technologicznie, że zbiera dane o wszystkich, którzy mają jakikolwiek kontakt z internetem. Bez ich wiedzy i zgody. PRISM, NSA oraz Edward Snowden. Tak, od kilku wiemy, że tak szpiegowani są nie tylko obywatele USA. Lecz to też fabuła produkowanego od 2011 r. serialu „Person of Interest” („Impersonalni”), w którym nawet pojawił się podobny do Snowdena „sygnalista”, który ujawnił masowe zbieranie informacji o ludziach przez rząd.
Jedno z europejskich państw. Ze świetnymi służbami specjalnymi. Aktywnymi, bo w kraju jest coraz większa mniejszość pochodząca z krajów islamskich. I choć jest ona infiltrowana, w stolicy dochodzi do próby ataku terrorystycznego. Nie, to nie Paryż w listopadzie 2015 r., tylko Berlin w finałowych odcinkach serialu „Homeland” pokazywanych w grudniu ubiegłego roku, gdy Europa jeszcze była w szoku po zamachach na Stade de France i w teatrze Bataclan. Jedyna różnica: w serialu bohatersko udało się powstrzymać zamachowców.
To oczywiście najbardziej skrajne, zaskakująco profetyczne wizje. Ale seriale, które są przecież rozrywką, coraz częściej zaczynają też stawać się jeżeli nie najlepszym, to na pewno najpopularniejszym medium refleksji i obserwacji świata. – Mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem. Podobnie jak w XIX w. powieści, które – cytując Stendhala – były zwierciadłami obnoszącymi się po gościńcu, tak teraz taką rolę zaczynają odgrywać seriale. Są równie popularne jak powieści, jest ich tak dużo, że mogą zaspokoić różne gusta i są łatwo dostępne – opowiada Marta Wawrzyn, współautorka działającego od 2011 r. serwisu Serialowa.pl. – Starają się coraz lepiej odzwierciedlać świat, zmiany społeczne, globalne problemy gospodarcze. I to stoi za sukcesem tego gatunku.
Seriale epoki 2.0
Serialowa gorączka nie jest nowym zjawiskiem. O tym, że te klasyczne produkty epoki mediów masowych są „najgorętszymi” produkcjami, wiadomo od dobrych kilkunastu lat. Po reality show i talent show, po wysypie docusoap i udających prawdziwe życie celebryckich telenoweli dziś niemal wszyscy – dzięki zarówno tradycyjnej telewizji, jak i internetowym platformom streamingowym – żyją rytmem odcinkowych opowieści. – Seriale przestały być powtarzalną, schematyczną rozrywką niższego gatunku. Dziś są traktowane równie poważnie jak pełnometrażowe filmy – uważa Anna Kalinowska, kulturoznawca z SWPS, pomysłodawczyni projektu „Od A do końca internetu”.
Do zmiany, zerwania z banalnością doszło niedawno. Pod koniec XX w. pojawiło się wiele amerykańskich produkcji, które zaczęto określać mianem „seriali telewizyjnych nowej generacji”, „neoseriali” czy „seriali 2.0”. Która produkcja była przełomowa? Jedni wskazują na „Rodzinę Soprano”, której emisja zaczęła się w 1999 r. Inni na „Sześć stóp pod ziemią” lub nawet „Archiwum X” jeszcze z lat 90. Z kolei amerykański krytyk Alan Sepinwall w książce „The revolution was televised” przypomina świetne i czasem społeczne, bardzo ważne seriale sprzed dekad („M.A.S.H” czy „Twin Peaks”), lecz uważa, że za przełomowy trzeba uznać zupełnie inną produkcję – „Zagubionych”, których zaczęto nadawać w 2004 r.
Dlaczego ten serial? Bo „wyniósł dyskusje na temat losów bohaterów na zupełnie inny poziom” – napisał. Według Sepinwalla od czasu pojawienia się opowieści o pasażerach samolotu linii Oceanic Airlines wspólne (oczywiście w internecie) omawianie szczegółów serialu i kolejnych wątków, ukrytych zagadek i podpowiedzi zostawianych przez scenarzystów oraz przewidywanie dalszych losów postaci po prostu stało się nieodzowne. Charakterystyczna dla nowego serialu była gatunkowa nieczystość, w której komedia miesza się z dramatem, wierność historyczna jest fabularyzowana z elementami fantasy. Ucieczka od klasycznych bohaterów w stronę antybohatera. Eksperymenty z montażem, z muzyką.
Kamil Łuczaj, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w opracowaniu „Zmieniająca się rodzina w zmieniającym się serialu” pisze: „Można jednak wymienić kilka cech, które ukazują to, czym różni się »Szpital na peryferiach« od szpitala Princeton-Plainsboro znanego z serialu „Doktor House”. Od strony strukturalnej seriale nowego typu są bardziej skomplikowane. Cze?sto bieg akcji nie jest tu linearny, a poszczególne wątki pełne są intertekstualnych nawiązań”. – I właśnie taki zestaw okazał się najbardziej naturalną formą opowiadania o świecie i człowieku i zastąpił tradycyjną powieść. Zresztą oglądanie serialu bardzo przypomina czytanie książki. Odcinki możemy potraktować jako rozdziały, a sezony serialowe jak kolejne tomy – tłumaczy Wawrzyn.
Co więcej, nowe sposoby serialowej dystrybucji – jak choćby wypuszczanie od razu całej serii i publikowanie ich nie tylko w telewizji, lecz przede wszystkim w internecie – spowodowało, że możemy je odbierać podobnie jak lektury. Oglądać wszystko naraz (urządzać seanse binge-watching), robić w dowolnych momentach przerwy, wracać do wybranych fragmentów, przewijać. – Ale kluczowe nie są tu kwestie formuły, a to, że w serialach zaczynamy widzieć samych siebie. Nasze lęki i obawy. To, jak żyjemy i jak zmienia się świat. Naprawdę odbijają te wszystkie „lazury nieba i błota kałuż”. Więc kiedy zmiany zachodzą w ekspresowym tempie, gdy pojawiają się nowe wyzwania, nowe zagrożenia trudne dla nas do przepracowania, mamy bohaterów, którzy też sobie z nimi muszą dawać radę – zauważa Kalinowska. – I pokazywane jest to wszystko niemalże w czasie rzeczywistym, bo przecież te produkcje reagują na świat na bieżąco – dodaje socjolożka.
W rzeczywistości, która goni, w której co chwilę pojawiają się kolejne trudne do zrozumienia zagrożenia, w której dobrobyt i pokój wcale nie są pewnikami, w którym pojawia się coraz więcej pytań o to, gdzie nas prowadzi rozwój technologii, seriale pozwalają te pytania w dosyć prosty, przystępny sposób przepracować. I co więcej – nadają życiu pewną cykliczność, której przecież potrzebujemy.
Powiedz mi, co oglądasz
To całe zjawisko spod znaku „Serial 2.0” chwyciło widzów niczym wirus. W efekcie ci, którzy dotychczas nie padli ofiarą epidemii, stają się upośledzeni komunikacyjnie czy nawet kulturowo wykluczeni. Temat seriali powraca jak bumerang na spotkaniach wszelkiego typu i nie da się go uniknąć. Nie oglądasz, to wypadasz z obiegu, przestajesz rozumieć klucz, jakim posługuje się reszta otoczenia.
Ale nie będę się tu rozwodzić nad świetnymi wynikami oglądalności „Breaking Bad”, o tym, jak „Gra o tron” weszła do języka potocznego, czy jak wzrosło zainteresowanie amerykańskim systemem politycznym dzięki „House of Cards”. Za to spójrzmy na to, jak te seriale nas pokazują. Jak odbijamy się w tym lustrze w odcinkach. – Po pierwsze wszystkie te produkcje – czy ich akcja dzieje się, jak w „Mad Man”, w latach 60. w Ameryce, czy jak w najnowszym hicie „WestWorld” umieszczonym w bliżej nieokreślonej przyszłości – mówią o tym, jacy jesteśmy tu i teraz. Gdyby te fabuły nakręcono 20 lat temu, to nie byłoby szans np. na tak jawne wątki homoseksualne, jakie pojawiają się w opowieści o ludziach reklamy z Madison Avenue, i nie pokazywano by nas jako okropnych, egoistycznych istot, jakimi są ludzie w serialu o miasteczku na cyfrowym Dzikim Zachodzie – dodaje Wawrzyn i tłumaczy, że te kostiumy są potrzebne do tego, by we wzmocniony sposób ukazać to, co nas boli i czego się boimy. Czyli choćby podobnej do tej z lat 60. kolejnej społecznej rewolucji, ale także tego, jak bardzo nowe technologie mogą nas odczłowieczyć.
Jednak główna różnica miedzy serialami z poprzednich dekad a produkcjami nowego typu polega na tematyce, którą poruszają. Według Łuczaka można wyróżnić´ trzy kategorie takich produkcji. Pierwszy stanowią seriale będące wariacjami na „odwieczne” telewizyjne tematy, takie jak rodzina, grupa przyjaciół, wchodzenie w dorosłość. – Ale te tradycyjne tematy pokazywane są znacznie mniej tradycyjnie. Oczywiście naśladując to, jak zmieniają się nasze postawy. Porównajmy dwa seriale produkcji tej samej stacji, TVN, o tym samym temacie, czyli singielkach w wielkim mieście. „Magda M.” sprzed dekady pokazywała 30-latkę, która robi karierę, jest zaangażowana w pracę, otoczona przyjaciółmi, chodzi elegancko ubrana i choć nie jest w związku, to ma poukładane życie. A Elka z „Singielki”, choć jest w tym samym wieku, to praktycznie z zachowania i podejścia do życia mogłaby być młodszą o połowę siostrą Magdy. Owszem jest zaangażowana w pracę, ale gdy przestaje jej odpowiadać praca w redakcji, to nie szuka rozwiązania na miejscu, tylko zwalnia się i zakłada własny portal. Żyje na wariackich papierach, bez wizji kariery, jej związki z przyjaciółmi są płytsze, spotyka się z kolejnymi facetami wciąż niezdecydowana, czego i kogo chce – opowiada Kalinowska.
Czyli tak jak dziś funkcjonuje coraz większa rzesza potencjalnych odbiorców tego typu opowieści. – Możemy właściwie wyróżnić cały nurt seriali o 30-letnich dzieciakach. „Master of None”, „You're the Worst”, „Dziewczyny”. We wszystkich pokazywani są ludzie, którzy boją się związków i żyją tak, jak 20-latkowie. Spędzają czas na rozrywkach, nie myślą o przyszłości, stałej pracy, małżeństwie. W teoretycznie podobnych „Przyjaciołach” z lat 90. wszyscy traktowali to jak stan przejściowy i myśleli o stałym związku, stabilizacji. Teraz jest pełno sitcomów, w których 30-latkowie tak nie myślą, bo wygodniej im nie dorastać – opowiada Wawrzyn. I dodaje, że taką przemianę przechodzi jedna z jej ulubionych postaci, Rory z „Gilmore Girls”, serialu sprzed dekady, który wraca na kilka specjalnych odcinków, pokazując współczesne losy bohaterek. – Zostawialiśmy ją jako pełną ambicji młodą dziennikarkę. A dziś? W świecie, który przeorał kryzys gospodarczy, w którym umierają stare zawody, a ludziom się wmawia, że można być każdym i osiągnąć wszystko, widzimy ją ponownie jako głos pokolenia. Ale pokolenia, w którym ambicje się wypalają, które nie jest w stanie wyżyć z pisania. Które wraca do mieszkania z rodzicami, zamiast myśleć o zakładaniu własnych rodzin i które, choć świetnie daje sobie radę w świecie cyfrowych technologii, to gorzej radzi sobie z ułożeniem własnego analogowego życia – tłumaczy autorka Serialowej.pl.
Drugi temat, który seriale 2.0 poruszają, to wątki, które dotąd stanowiły społeczne tabu. Homoseksualizm, przemoc, narkotyki, wszelkie możliwe niestandardowe modele rodzin, zdrady, transseksualizm, a nawet świat pokazywany z perspektywy przestępców, zbrodniarzy, morderców. – Ostatnio coraz odważniej pokazywany jest wątek aborcji i to takiej, która wcale nie wywołuje traumy, nad którą wszyscy przechodzą szybko do porządku – mówi Wawrzyn. Tak było w „House of Cards” czy ostatnio w „Jane the Virgin”, mimo że ten drugi serial to komediowa, zwariowana adaptacja latynoskiej telenoweli, krążącej wokół dziewictwa i głębokiej katolickiej wiary głównej bohaterki.
Trzeci temat, który postseriale biorą regularnie „na tapetę”, to jednostka w zderzeniu z nowym, niekoniecznie takim wspaniałym światem.
Strzaskane lustro
Właśnie technologie i nowe media towarzyszą bohaterom seriali na każdym kroku. W dziejącym się w Nowym Jorku „Elementary”, proceduralu (kryminale, którego każdy odciek to rozwiązana zagadka) będącym wariacją na temat Sherlocka Holmesa i Joan Watson (kobiety), zagadki kryminalne dotyczą m.in. Zeussa, czyli serialowej wersji Ubera, a mieszkańcy tego miasta tak jak w realu walczą z serwisem działającym na kształt Airbnb. Bohaterom w rozwiązaniu zagadek pomaga serialowa wersja Anonymousa, czyli aktywistyczny kolektyw Everyone.
We wspomnianej „Jane the Virgin” bohaterowie o wszystkim, co ich spotyka, tweetują, a w polskiej Rodzince.pl cała rodzina, od dziadków po najmłodszego syna, zamiast roztrząsać rodzinne kłopoty przy wspólnych posiłkach, siedzi z nosami w ekranach (choć tu spore znaczenie może mieć kontrakt reklamowy z jednym z największych operatorów telekomunikacyjnych).
Ale zmiana polega oczywiście nie tylko na wpleceniu gadżetów ze świata 2.0. Chodzi raczej o „rozgryzanie” zmian, jakie wszystkie te nowinki w nas wywołują. Taki właśnie jest klimat będącego ubiegłorocznym hitem „Mr. Robot”. Co my, użytkownicy, wiemy o tym, jak bezpieczny jest nasz komputer czy smartfon? Nie oszukujmy się – niewiele. Sukcesem jest, jeżeli pamiętamy o zainstalowaniu antywirusa, który zapewniłby minimalną ochronę systemu. Za to słyszymy o kolejnych włamaniach, wyciekach i używaniu hakerów do politycznych walk. A przecież to i tak zaledwie wierzchołek góry lodowej. Nasza prywatność z każdym dniem topnieje, zarówno z naszym przyzwoleniem, jak i bez niego. A wszystko to, co publikujemy w mediach społecznościowych, może być wykorzystane przeciwko nam. I tu pojawia się serial, który pozwala wejrzeć w ten tajemniczy cyfrowy świat. – I owszem pojawiły się zarzuty, że nie do końca wszystko w „Mr. Robot” jest zgodne z prawdą. Ale żadna książka nie byłaby w stanie tego cyfrowego świata pokazać w tak zrozumiały sposób, jak ten serial – podkreśla Wawrzyn.
Jeszcze lepszy w tym „pokazywaniu” jestem momentami przerażający serial „Black mirror”. Teoretycznie ten brytyjski program jest ubrany w kostium science ficton, bo fabuła dzieje się w przyszłości. Ale przyszłości, która może być naszym udziałem. Nie ma w nim zapierających dech w piersiach efektów specjalnych, ale i tak dech niejeden raz widzom ten serial odejmuje. Twórca serii Charlie Brooker pokazuje, że nasz nowy wiek to świat pełen czyhających za rogiem pułapek, a nowe technologie tylko wzmocnią zagrożenia. Każdy kolejny odcinek to zamknięta historia, przypowieść o kolejnych ludzkich ułomnościach, a technologiczne gadżety nie są tu wcale zagrożeniem samym w sobie. Straszni są ludzie, którzy je wykorzystują.
Co ciekawe, serialowy boom sam sobie staje się tematem seriali. – Ich bohaterowie coraz częściej oglądają seriale, prawdziwe lub specjalnie wymyślone. Komentują losy bohaterów i wciągają się w akcję – zauważa Marta Wawrzyn. W końcu, tak jak my, żyją w świecie pełnym wyzwań i także potrzebują przewodnika. Choćby jak Liv z „iZombie” która była młodą lekarką, lecz niespodziewanie została zombi, więc podpowiedzi, jak sobie poradzić z tym nowym wyzwaniem, szuka w serialu „Zombie High”.
Lustro zaczyna więc samo siebie odbijać.
W serialach zaczynamy widzieć samych siebie. Nasze lęki i obawy. To, jak żyjemy i jak zmienia się świat. Kiedy zmiany zachodzą w ekspresowym tempie, gdy pojawiają się nowe wyzwania, nowe zagrożenia trudne dla nas do przepracowania, mamy bohaterów, którzy też sobie z nimi muszą dawać radę.