Ruch Taliban i dżihadystyczna organizacja Państwo Islamskie (IS) po roku walk między sobą zawarły nieformalny sojusz na wschodzie Afganistanu, który pozwoli im wspólnie przeciwstawić się wspieranym przez USA afgańskim siłom rządowym - informuje "WSJ".

"Wall Street Journal" pisze w poniedziałek, że jeszcze parę miesięcy temu dżihadyści z IS toczyli krwawe boje z oddziałami talibów w kilku prowincjach, a talibowie próbowali zniszczyć swego rywala, który ujawnił się w Afganistanie dopiero w roku 2014. Nowojorski dziennik zauważa, że wojska afgańskie i kierowanej przez USA koalicji wykorzystywały ten konflikt, wiążąc siły bojowników na wielu frontach i wypierając ich z terenów, które zajmowali.

Ostatnio jednak, jak utrzymują przedstawiciele władz Afganistanu, oba ugrupowania wypracowały lokalne porozumienia o zaprzestaniu wzajemnego zwalczania się i skierowały działania przeciwko siłom rządowym. W rezultacie tego IS było w stanie skoncentrować się na walce ze wspieranymi przez USA siłami afgańskimi w prowincji Nangarhar i przesunąć się na północ do prowincji Kunar, gdzie utworzyło nowy przyczółek w wieloletnim bastionie talibów, a wcześniej Al-Kaidy - pisze "WSJ".

"Wcześniej walczyli krwawo z talibami, lecz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy walk między nimi nie było" - powiedział generał Mohammad Zaman Waziri, który dowodzi afgańskimi oddziałami na wschodzie kraju.

Według źródeł "WSJ" obecność IS w Afganistanie dopiero się rodzi. Przedstawiciele władz Afganistanu oceniają, że nawet w bastionie ich siły są wielokrotnie mniejsze niż siły Talibanu; nie wykluczają, że rozejm między dwoma ugrupowaniami może się rozpaść w każdej chwili.

Niemniej IS wykorzystuje relatywny pokój ze swym rywalem, aby rozszerzyć zasięg śmiercionośnych ataków - pisze "WSJ". Przypomina, że w lipcu IS przyznało się do przeprowadzenia samobójczego zamachu bombowego w Kabulu, w następstwie czego zginęło ponad 80 osób; był to jeden z najkrwawszych zamachów w stolicy Afganistanu od roku 2001.

Naczelny dowódca sił USA w Afganistanie generał John Nicholson twierdzi, że zawieszenie broni między zbrojnymi grupami w prowincji Kunar nie oznacza szerszego porozumienia. "Wciąż istnieje konflikt nawet jeśli zawarli lokalnie rozejm" - powiedział.

Miejscowe władze też są sceptyczne co do przekształcenia się obecnego rozejmu w sojusz bojowy. Jako przyczynę podają różnicę ideologii. "Talibowie chcą, by obce siły opuściły Afganistan i by ustanowiono prawo szariatu, tymczasem Państwo Islamskie pragnie utworzenia globalnego kalifatu. Żadne z ugrupowań nie chce wyrzec się kontroli na rzecz drugiego" - pisze "WSJ".

"Stanowisko talibów jest takie: jesteśmy jedynym ugrupowaniem i jeśli walczycie, musicie walczyć pod naszym przywództwem" - powiedział cytowany przez dziennik gubernator prowincji Kunar, Wahidullah Kalimzai. (PAP)