To była zdrada narodowa, której winni zostaną surowo ukarani - tak prezydent Turcji Recep Erdogan nazwał nieudaną próbę wojskowego zamachu stanu. Turecki przywódca oskarżył o przeprowadzenie przewrotu wojskowego imama Fethullaha Gullena, który mieszka w USA.

Prezydent oświadczył, że nie zamierza się nigdzie wybierać i "pozostanie ze swoim narodem". Dodał, że "miliony wyszły na ulice" protestując przeciwko puczowi.

"Turcja ma demokratycznie wybrany rząd i prezydenta. Spoczywa na nas odpowiedzialność i będziemy wykonywać nasze obowiązki do końca. Nie oddamy kraju tym najeźdźcom" - powiedział Erdogan na konferencji prasowej na lotnisku w Stambule. Według prezydenta puczyści stanowili "mniejszość" w szeregach armii.

Erdogan powiedział też, że hotel w nadmorskiej miejscowości Marmaris, w południowo zachodniej Turcji, w którym przebywał na urlopie, został po jego wyjeździe zbombardowany.

Prezydent Erdogan przyleciał do Stambułu po godz. 2 nad ranem, kilka godzin po rozpoczęciu próby zamachu stanu. Wcześniej podawano, że Recep Tayyip Erdogan poprosił Niemców o azyl, ale informacja nie została potwierdzona.