Stany Zjednoczone nie rezygnują z apeli, by w Iraku powstał rząd jedności narodowej. Iracki premier odrzucił dzisiaj wcześniejsze apele amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry’ego. Z kolei Kerry, który jest w Brukseli, powtórzył, że tylko takie rozwiązanie może uratować Irak przed wojną domową.

Od kilku tygodni sunniccy ekstremiści z Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu zdobywają kolejne miasta na północy Iraku i posuwają się w stronę stolicy kraju, Bagdadu. Z kolei związani z irackim rządem szyici zwierają szyki i zapowiadają walkę w obronie władz. To wszystko sprawia, że Irak stanął na krawędzi wojny domowej.

Iracki premier Nuri al-Maliki odrzucił dzisiaj propozycję, by stworzyć rząd, składający się zarówno z szyitów, sunnitów jak i Kurdów. Najmocniej namawiał go do tego amerykański sekretarz stanu John Kerry, który przez ostatnie dni gościł w Iraku. Dzisiaj w Brukseli Kerry powtórzył, że nie ma innego wyjścia z sytuacji. „Jesteśmy zainteresowani rządem, który zjednoczy Irakijczyków i nie popełni błędów z przeszłości. Ale to Irakijczycy muszą zdecydować, kto jest w stanie tego dokonać” - mówił John Kerry.

Na miejsce do Bagdadu przyleciała już połowa spośród 300 amerykańskich żołnierzy, którzy mają doradzać irackiemu wojsku. Wcześniej rząd w Bagdadzie poprosił Stany Zjednoczone o naloty na pozycje rebeliantów, ale na razie Waszyngton nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie.

Jak relacjonuje z Brukseli wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, John Kerry ogłosił, że w piątek będzie o irackim kryzysie rozmawiał z władzami Arabii Saudyjskiej, jednego z najbardziej wpływowych krajów Zatoki Perskiej.