Chociaż rozpoczęcie negocjacji związanych z wystąpieniem Wielkiej Brytanii z UE opóźnia się, już wiadomo, czego oczekują poszczególne państwa.
W sobotę podczas specjalnego szczytu poświęconego brexitowi 27 państw Unii Europejskiej przyjmie mandat negocjacyjny w rozmowach z Wielką Brytanią. Jego podstawą mają być propozycje przedstawione przez Donalda Tuska pod koniec kwietnia, tuż po tym, jak brytyjska premier Theresa May oficjalnie notyfikowała zamiar wystąpienia swojego kraju z UE. Choć przewodniczący Rady Europejskiej podkreślał, jak ważna jest jedność pozostałych państw w obliczu brexitu, wcale nie będzie o nią łatwo. Poszczególne kraje mają bowiem odmienny stosunek do brytyjskiej decyzji, a przede wszystkim – różne priorytety negocjacyjne.
Po pierwsze, obywatele UE
Państwa UE generalnie zgadzają się co do tego, że musi być różnica między członkostwem w Unii a brakiem członkostwa, ale co do tego, jak duża powinna ona być – już nie. Niektórzy chcą, by Londyn jak najboleśniej odczuł decyzję o wystąpieniu, gdyż będzie to zniechęcało potencjalnych secesjonistów, inni – by zmiana nie była zbyt duża, bo gospodarczo opłaca się to obu stronom. Główne punkty sporne w negocjacjach dotyczyć będą praw obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii i brytyjskich w państwach „27”, rachunków, które Londyn powinien zapłacić, przyszłych relacji handlowych i tego, kiedy rozpocząć rozmowy o ich kształcie, oraz współpracy w kwestiach bezpieczeństwa.
Theresa May już w styczniu zakomunikowała, że dla Londynu ważniejsza jest możliwość kontrolowania imigracji niż udział w jednolitym unijnym rynku.
Rozmowy będą dotyczyć statusu tych, którzy już mieszkają po drugiej stronie kanału La Manche. Ta sprawa jest wysoko na liście priorytetów dla co najmniej połowy państw – lecz nie zawsze z takich samych powodów.
Na zabezpieczeniu sytuacji własnych obywateli, którzy wyjechali do pracy w Wielkiej Brytanii, zależy przede wszystkim Polsce i większości pozostałych członków z Europy Środkowo-Wschodniej (co ciekawe, do tej grupy nie należy Chorwacja, z której większość akcesyjnej emigracji trafiła do Irlandii), a także Hiszpanii, Portugalii, Włochom i Grecji. Niemcy, Francja, Belgia, Austria i Finlandia też zajmują w tej sprawie twarde stanowisko, ale bardziej z racji tego, iż uważają swobodny przepływ osób za fundament Unii, bez którego może się ona rozpaść. Z kolei dla Hiszpanii ważne jest utrzymanie status quo w obie strony, bo w tym kraju mieszka ok. 800 tys. obywateli brytyjskich.
Chcą wyjść? OK, ale niech płacą
Unia uważa, że Wielka Brytania musi wypełnić wszystkie swoje zobowiązania finansowe – nawet te, które wykraczają poza marzec 2019 r. – a ich wartość wstępnie szacuje na 60 mld euro. Londyn zapewne nie będzie chciał się na to zgodzić, a jeśli już, to tylko w zamian za jakieś ustępstwa na innym ważnym polu. Rachunek za brexit jest jednym z priorytetów dla Austrii, Holandii, Szwecji, Włoch, które najbardziej obawiają się, że to one będą musiały załatać dziurę budżetową powstałą po wyjściu drugiego co do wielkości płatnika netto. To sprawa ważna także dla Polski, Węgier, Łotwy, Litwy, Słowacji, Słowenii i Rumunii, które niepokoją się, iż konsekwencją tego będzie raczej zmniejszenie otrzymywanych środków z Unii, np. w ramach funduszu spójności.
Na miękki brexit będą naciskać kraje silnie związane gospodarczo z Londynem, wśród nich Holandia, dla której Zjednoczone Królestwo jest trzecim najważniejszym rynkiem eksportowym (po Niemczech i Belgii). Holendrzy w minionym roku sprzedali nad Tamizą towary o wartości 39,4 mld euro (9 proc. ich eksportu ogółem). Wielka Brytania to także ważny partner handlowy dla Irlandii, a także Belgii – po drugiej stronie kanału La Manche interesy robi zwłaszcza biznes z Flandrii, czyli północnej części kraju. Duńscy rybacy żyją z połowów na brytyjskich wodach. Żadnemu z tych państw nie zależy więc na poturbowaniu Brytyjczyków w negocjacjach z Brukselą. Przywódcy tych państw doskonale rozumieją, co mają do stracenia, zamierzają więc koordynować działania; z tego względu Mark Rutte, Lars Lokke Rasmussen i Enda Kenny spotkali się już przed sobotnim szczytem, w miniony piątek.
Sprawy bezpieczeństwa na deser
Chyba wszystkie państwa Unii martwią się o przyszłość współpracy w sprawach bezpieczeństwa. Wielka Brytania to jedno z dwóch atomowych mocarstw w Unii. Ze względu na swoje bliskie więzy z Waszyngtonem na brytyjskich okrętach podwodnych zainstalowane są najnowocześniejsze rakiety balistyczne, takie same jak na okrętach USA. Współpraca wojskowa będzie jednak wciąż możliwa w ramach NATO. Inaczej to wygląda, jeśli idzie o wspólną walkę z przestępczością zorganizowaną czy terroryzmem, gdzie ważna jest chociażby wymiana informacji. Ta będzie pewnie przedmiotem negocjacji późniejszego układu regulującego stosunki UE – UK.
Do tego dochodzą obawy o wiele drobniejszych rzeczy, takich jak to, by Wyspy nie zamieniły się w raj podatkowy u wrót Unii, co zawsze rodziłoby groźbę migracji biznesu za kanał La Manche. Estończykom z kolei zależy na jak najmniejszych barierach w handlu usługami ze względu na to, że wiele ich firm działa aktywnie na Wyspach, a nawet ma tam swoje oddziały. Tyczy się to zwłaszcza firm działających w sektorze finansowym, którego ochrona jest również ważnym elementem dla Luksemburga.
18 mln tylu Brytyjczyków co roku odwiedza Hiszpanię
45,5 proc. stawka cła na mozarellę z Włoch w UK, jeśli nie uda się wynegocjować umowy handlowej z UE
59 proc. liczba małych firm w UK, które martwią się, że po opuszczeniu Unii nie znajdą pracowników