
Magdalena i Maksymilian Rigamonti
Przegrała pani.
Jeszcze nie.
Wyrok jest jasny. „Zebrane dowody nie dają podstaw do stwierdzenia, że istniał związek przyczynowo-skutkowy między działaniami oskarżonych a śmiercią Jerzego Ziobry” – to słowa sędzi Agnieszki Pilarczyk.
To nieprawda. Te słowa podważają opinie wybitnych zagranicznych specjalistów. Będę się od tego wyroku odwoływać.
Pani mąż umarł ponad 10 lat temu.
Mąż 22 czerwca 2006 r. trafił do szpitala na diagnostyczne badanie, bez żadnych dolegliwości. To był 70-letni wysportowany mężczyzna, który przy wzroście 180 cm nigdy nie przekroczył 75 kg wagi, z ciśnieniem 120 na 80, dbający o zdrowie, robiący okresowo badania. Po 10 dniach, w nocy z 1 na 2 lipca, umarł w wyniku lekarskich błędów, zaniedbań i niekompetencji. Potwierdza to wiele opinii ekspertów, które są w aktach sprawy.
Po co pojechali państwo do szpitala, skoro było wszystko w porządku?
Mieszkaliśmy w Krynicy i regularnie chodziliśmy po górach. W Boże Ciało poszliśmy na wycieczkę na Jaworzynę. Była z nami nasza ówczesna przyjaciółka Wanda, lekarz kardiolog. Mąż poczuł drętwienie żuchwy, ale po kilkunastu sekundach drętwienie ustąpiło. Ustalili z Wandą, że za kilka dni, po długim weekendzie, trzeba zrobić próbę wysiłkową. Umówili się na wtorek na EKG wysiłkowe. Wyszło dodatnio. Ale nie było bólu, tylko po kilku minutach biegu na bieżni mąż zaczął odczuwać duszność. I to wystarczyło, żeby wiedzieć, że coś się może dziać w naczyniach wieńcowych i trzeba zrobić diagnostyczną koronarografię. Znaliśmy kardiologa z Krakowa z I kliniki kardiologicznej szpitala UJ. Jeszcze od Wandy z przychodni mąż zadzwonił do niego, a ten zaprosił nas na następny dzień na 8 rano do przychodni przyklinicznej. Pojechaliśmy do Krakowa swoim samochodem. Lekarz przeprowadził wywiad lekarski, zlecił badania krwi, zrobił EKG, z którego wynikało, że zapisy są w normie, oraz skierował na badanie echo. Wynik był dobry. Zrobiono też RTG klatki piersiowej – ten wynik też był prawidłowy. Doktor Bryniarski powiedział, że na pięć dni wyjeżdża do Włoch na sympozjum, a my możemy spokojnie wrócić do Krynicy i przyjechać na koronarografię w następnym tygodniu, w poniedziałek. I w tym momencie popełniliśmy straszny błąd.
Taki, że nie wrócili państwo do Krynicy, tylko pojechali od razu do szpitala?
Nie poczekaliśmy do poniedziałku, tylko się pospieszyliśmy. Tego dnia wieczorem zadzwoniła jeszcze przyjaciółka, kardiolog z Krynicy. Opowiedziałam jej, że Jurek się przejmuje, a ona na to, że nie ma co czekać, tylko iść rano do szpitala do II kliniki, do doktora Dudka, bo to jest świetny specjalista, i żeby to on zrobił tę koronarografię.
Jak to technicznie wyglądało? Pani mąż zadzwonił do szpitala i powiedział, że jest lekarzem, ojcem ministra Ziobry.
Broń Boże. Sama zadzwoniłam do doktora Klimy, przyjaciela mojego drugiego syna Witka, i zapytałam, czy mógłby nam pomóc w tym, by dr Dudek zrobił następnego dnia Jurkowi to badanie diagnostyczne. To była godzina 21.38.
Pamięta pani to tak dokładnie?
Kiedy już zawiadomiliśmy prokuraturę, poprosiłam dr. Klimę o jego billingi. Wynika z nich, że po rozmowie ze mną od razu zadzwonił na izbę przyjęć, a potem o 21.55 do pracowni hemodynamiki z informacją, że rano przyjedzie z moim mężem. Rano, o 8.23, zadzwonił do nas, że możemy przyjeżdżać do szpitala.
Po co były pani te billingi?
Żeby pokazać prawdę. Teraz dr Dudek i prof. Dubiel twierdzą, że Klima dopiero rano zadzwonił do Dudka z informacją, że ma pacjenta, który w nocy miał bóle spoczynkowe i robiono mu tej nocy EKG. To kłamstwo. Z formularza historii choroby mojego męża jasno wynika, że do czasu przyjęcia do szpitala nie było takich bóli. Nie było też nocnego EKG. Poza tym z billingów wynika, że w nocy nie rozmawialiśmy z dr. Klimą. Zadzwonił do nas następnego dnia rano.
I pojechali państwo do szpitala.
Tak. Pamiętam, że przywitaliśmy się z prof. Dubielem i dr. Dudkiem, chociaż prof. Dubiel, który był wtedy ordynatorem, twierdzi teraz, że go tam nie było. Jurek opowiedział o drętwieniu żuchwy podczas wycieczki na Jaworzynę, pokazał wyniki badań, na co dr Dudek odparł, że zaraz zrobi koronarografię diagnostyczną.
Pani mąż był w tym szpitalu pacjentem specjalnym, nie dość, że lekarz, to jeszcze syn ministra. Z mediów wiem, że cały personel został postawiony na nogi, że grono profesorów zajmowało się Jerzym Ziobrą.
Pani redaktor, nie potrafię zrozumieć, jak można było coś takiego mówić i pisać. Może to wynikało z niezrozumienia przez dziennikarzy pojęcia „pacjent szczególnego nadzoru”. Lekarz ma zawsze obowiązek udzielić pomocy medycznej każdemu, kto tej pomocy potrzebuje, do tego w każdej sytuacji, nawet na ulicy. Ale jeśli lekarz pracuje w szpitalu, to spoczywa na nim szczególny obowiązek prawny zapobiegania negatywnym dla życia i zdrowia pacjenta skutkom. Ta szczególność nie wynika w żadnym względzie z tego, że pacjent też jest lekarzem, a do tego ojcem ministra. Artykuł 30 ustawy o zawodzie lekarza mówi wprost, że lekarz ma obowiązek udzielić właściwej, zgodnej ze standardami pomocy, a jeśli postępuje inaczej, popełnia błąd. Proszę pamiętać, że błędy lekarskie podlegają karze. A takich błędów podczas pobytu mojego męża w szpitalu popełniono wiele.
zobacz także:
Przecież wiedziano, że pani mąż to ojciec ministra Ziobry, poza tym lekarz.
Owszem, wiedziano, że Jurek jest lekarzem, że jest ojcem ministra, ale to nie miało większego znaczenia. Koronarografia diagnostyczna miała trwać 45 minut. Nie umawialiśmy się na żaden inny zabieg, tylko na diagnostykę. Zresztą, tak jest przyjęte, że zawsze po diagnostycznej koronarografii lekarz przekazuje pacjentowi wynik i zostawia czas na zastanowienie się, co dalej. Tymczasem o 10.50 skończyła się diagnostyczna koronarografia i o tej samej godzinie dr Dudek przystąpił do zabiegu koronaroplastyki (wszczepienia stentów w tętnice – red.). Wbrew wszystkim standardom Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Ale to jeden z najlepszych kardiologów w Małopolsce.
Problem w tym, że dr Dariusz Dudek z II Oddziału Kliniki Kardiologii szpitala UJ w Krakowie, teraz już profesor, nie miał kwalifikacji do tego, by zajmować się samodzielnie przypadkami kardiologicznymi, podejmować decyzje i wdrażać procedury medyczne.
Przecież to znany kardiolog.
Nie. Oszukiwał nas. Doktor Dudek był wtedy internistą, a nie kardiologiem. Egzamin z kardiologii zdał dopiero cztery i pół roku po śmierci mojego męża. Zgodnie z ustawą o zawodzie lekarza nie miał więc kwalifikacji ani kompetencji do tego, by podejmować się leczenia pacjentów ze schorzeniami kardiologicznymi. Musiał o tym wiedzieć prof. Dubiel, szef kliniki, zwierzchnik dr. Dudka, a prywatnie jego teść. Nie ulega więc wątpliwości, że tolerował w swojej klinice łamanie prawa. Czy myśli pani, że gdyby nie prof. Dubiel, to jego zięć, dr Dudek, zrobiłby tak dużą karierę? Przecież internista nie może być kardiologiem inwazyjnym w szpitalu klinicznym! A był! I wykonał najpierw koronografię diagnostyczną, a potem kolejne zabiegi.
zobacz także:
Chciał ratować życie pani męża.
Nie było zagrożenia życia. Nie miał prawa przeprowadzać eksperymentu medycznego i wszczepiać stentów, bo instrukcja tych stentów wręcz ostrzegała, by nie używać ich przy morfologii naczyń krętych z rozsianymi zwapnieniami, jak u mojego męża. A wszczepił. I tym samym spowodował powikłania, które doprowadziły do śmierci. W pierwszym zabiegu dr Dudek zastosował stent o średnicy 4,5 mm, podczas gdy tętnica prawa mojego męża miała średnicę 3,1 mm. Stent to jest taka mała sprężynka, którą wprowadza się do tętnicy w celu jej udrożnienia. Doktor Dudek nie użył jednak predylatacji, czyli takiego balonika, który rozszerza tętnicę, a producent bezwzględnie tego wymagał. Mogę jeszcze pani powiedzieć, że w złożonej wielonaczyniowej chorobie wieńcowej, którą rozpoznano u męża, bezwzględnym wymogiem jest konsultacja kardiochirurga, a jej zabrakło, zaś złotym standardem leczenia tzw. by-passy. O tym uczy się każdy student medycyny.
Może dr Dudek uznał, że sytuacja jest na tyle skomplikowana, że należy szybko działać.
Nie. W 1999 r. w renomowanym piśmie „Kardiologia Polska” opisano, że jeżeli naczynia są bardzo kręte, w ścianach są rozsiane zwapnienia, to nie ma szans na bezpieczną angioplastykę, czyli wszczepianie stentów. Dowiodły tego badania medyczne. A już w 2002 r. Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne wydało wytyczne, w których rekomenduje zakładanie by-passów. Jak łatwo zrozumieć, mój mąż nie powinien być poddany zabiegowi, który wykonał dr Dudek. I mówię to z pełną świadomością: dr Dudek nie mówił prawdy przed sądem, że przystąpił do zabiegu, by ratować życie mojemu mężowi. Próbował wmówić, że u Jurka rozpoczynał się zawał serca. To kompletne bzdury, niemające potwierdzenia w badaniach i faktach. Według badań nawet w dniu śmierci nie było wpisu na temat ostrego zespołu wieńcowego, tym bardziej zawału serca. Poza tym stenty amerykańskiej firmy Boston, które dr Dudek zastosował u mojego męża, były dopiero w pierwszej fazie badań klinicznych w wielonaczyniowej chorobie wieńcowej. Te badania miały potwierdzić ich skuteczność i bezpieczeństwo. Sprawdzić, czy mogą być tak dobre, jak by-passy uznawane za standard od końca lat 80.
Szpital dostawał pieniądze za te badania?
NFZ zapłacił za wszczepienie trzech stentów 36 tys. zł. Nie wiem, czy i ile firma Boston płaciła za to, że szpital testował jej produkty w ramach badań klinicznych. Musiałby na to wyrazić zgodę teść dr. Dudka, czyli prof. Dubiel, ordynator kliniki. Musiał też brać na siebie odpowiedzialność za to, że lekarz, który nie ma uprawnień i wykonuje tak skomplikowane zabiegi, ryzykuje zdrowiem pacjentów.
Nie sądzi pani, że dla lekarzy jednak najważniejsze było uratowanie pani męża?
Niestety nie. Przysięga Hipokratesa – primum non nocere – po pierwsze nie szkodzić, nie miała znaczenia. To powiedziałam ostatnio w sądzie.
Stenty, które zastosowano u pani męża, stosowano też u innych pacjentów.
Ale żeby przeprowadzać eksperymenty, trzeba mieć zgodę komisji bioetycznej. Pytałam pisemnie prof. Piotra Thora, przewodniczącego Komisji Bioetycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, czy dr Dudek zwracał się do komisji o zgodę na przeprowadzenie na moim mężu eksperymentu leczniczego. Odpowiedział, że nie. Dodał też, że mi bardzo współczuje, jednak to, co się stało, nie może wykluczać prowadzenia badań naukowych. W czasie procesu zadałam pytania obrońcom oskarżonych, jakim prawem dr Dudek mógł zastosować stent, który był dopiero w pierwszej fazie badań klinicznych, nie pytając o zgodę ani męża, ani nikogo z rodziny. Usłyszałam, że nie można zakazywać badań naukowych. Odesłałam ich do artykułu prof. Andrzeja Zolla „Granice legalności zabiegu leczniczego”, który to precyzyjnie wyjaśnia. Kiedy to wszystko powiedziałam przed sądem, zapadła cisza.
Gdyby lekarze zostali skazani, II Klinika Kardiologii szpitala UJ w zasadzie przestałaby istnieć, bo pani żądała pozbawienia ich prawa wykonywania zawodu.
To nieprawda. Profesorowi Dudkowi wydaje się, że jest niezastąpiony. Wiem z listów od lekarzy, że jest wielu zdolnych ludzi w tej klinice.
Obrońca lekarzy mówił, że nie ma związku pomiędzy użyciem stentów a śmiercią pani męża.
Mówił też, że nie ma standardów użycia tych stentów. I proszę sobie wyobrazić, że kiedy mój adwokat przeczytał, że od 2002 r. obowiązują standardy wprowadzone przez Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne, dalej mówił, że nie ma związku. Lekarz, który tuż przed śmiercią męża został wezwany na konsultację, zeznawał w sądzie, że przypuszczał, że to, co się dzieje z moim mężem, to rozpoczynający się zawał. Mówił, że pacjent miał silne bóle w klatce piersiowej, które nie ustępowały po środkach przeciwbólowych i po nitroglicerynie. Pacjent był blady, spocony i miał duszności. Mówił, że mogły do tego doprowadzić zabiegi, które były przeprowadzone w dniach poprzednich, bo przecież pacjent został przyjęty z chorobą niedokrwienną serca. Po trzech zabiegach w szpitalu w Krakowie, 26 czerwca, zrobiony był rentgen klatki piersiowej, który jest opisany w ten sposób: serce powiększone, poprzecznie położone, oś serca zmieniona, płyn w jamie opłucnej, niedodma w obydwu polach płucnych. Gdy natomiast RTG dzień przed przyjęciem wskazywało, że obraz jest prawidłowy. Śmierć to jest cena, jaką mój mąż zapłacił za eksperyment medyczny przeprowadzony na nim w szpitalu.
To jest też straszne oskarżenie.
Mówiłam już, że mam anonimowe listy od lekarzy z kliniki, podwładnych prof. Dudka, z których jasno wynika, jakim biznesmenem jest ten lekarz, obecnie ordynator kliniki. Wiem też, że dr Dudek był przesłuchiwany w sprawie korupcyjnej dotyczącej stentów. Dotarła do mnie informacja, że kiedy mój mąż leżał u niego na oddziale, powiedział na jakimś zebraniu do swoich współpracowników, że skoro na oddziale jest ojciec ministra sprawiedliwości, to sprawa będzie załatwiona. Kilka lat temu zwróciłam się do prokuratury, by sprawdziła, czy taki fakt miał miejsce. Niestety sprawy nie wyjaśniono. Gdy Zbyszek przyjechał do szpitala, na oddział, bo lekarze poprosili go o spotkanie – wtedy jeszcze sądziłam, że jest wszystko dobrze, a sam dr Dudek mówił, że zabieg przebiegł pomyślnie, to spotkaliśmy się z dr. Dudkiem. Chwalił się sukcesami. A potem bez żadnych ogródek zagadnął, że ma śledztwo o ustawienie przetargu na stenty, że się go czepiają i czy minister mógłby jakoś wpłynąć. Wyobraża sobie pani?!
I jak zareagował pani syn?
Nic mu nie obiecał. Za kilka dni mój mąż już nie żył.
Mści się pani.
Pani redaktor, tu nie chodzi tylko o mojego męża. Lekarze, m.in. dr Dudek, zapewniali, że mąż ma wszystkie naczynia drożne, że jest wszystko dobrze, że za dwa tygodnie znów będziemy razem wchodzić na Jaworzynę. Kłamali. Mam wyrzuty sumienia, że uwierzyłam lekarzom, a nie uwierzyłam własnemu mężowi, gdy mówił do mnie: „Krysiu, ja umieram”. Cały czas słyszę te słowa... Po tym, co się stało, wszystkim małżeństwom powtarzam, żeby dbały o siebie wzajemnie, troszczyły się, żyły w zgodzie. Teraz wiem, jak ważne jest, by wsłuchiwać się w to, co mówi druga strona, co ona czuje.
Profesor Kardas, obrońca oskarżonych lekarzy, mówił w sądzie, że wnioski prokuratora, który przyłączył się do procesu, czynią „z procesu o błąd w sztuce lekarskiej sprawę, w której medycyna była tylko narzędziem, by zabić Jerzego Ziobrę”.
To, że przyczyną śmierci mojego męża była niekompetencja lekarzy, nie ulega wątpliwości. Od pewnego momentu wiedzieli, że w wyniku ich błędów stan męża się dramatycznie pogarsza i może umrzeć, a mimo to okłamywali nas.
Czy pani uważa, że ktoś z premedytacją doprowadził do śmierci pani męża?
Uważam, że seria błędów lekarskich, próba ukrywania i tuszowania tych błędów doprowadziła do śmierci męża. I to, choć trwało tylko dziesięć dni, jest zawiłą historią. Przez 10 lat krok po kroku tę historię rozwikłałam. Od lat zastanawiam się, czy ucierpiało jeszcze wiele osób. Zdaję sobie sprawę, że jest wielu ludzi pokrzywdzonych przez lekarzy, bo część z nich się do mnie zwracała o pomoc, bym im powiedziała, jak działać, jak postępować, na co zwracać uwagę. Wielu niestety odwiodłam od tego pomysłu, bo wiedziałam, że to może być walka ponad ich siły. Pamiętam, jak zgłosiła się kobieta, której synek umarł w wyniku błędów lekarskich. To było trzy dni po śmierci tego dziecka. Zapytałam, czy zabezpieczyła dokumentację medyczną. Kiedy się okazało, że nie, powiedziałam, że jej walka nie ma sensu, bo trudno będzie o dowody.
Pani ma dowody?
Poświęciłam na rozwikłanie tej sprawy 10 lat życia, odkryłam serię manipulacji i ogrom powiązań – i tak, na wszystko mam dowody. Zastanawiające, że jeżeli tak postępowali z nami, z mężem, który przez ponad 45 lat wykonywał zawód lekarza, ponad 35 lat był ordynatorem szpitala uzdrowiskowego, to co robili z innymi pacjentami? Wie pani, ja nie mam nic do stracenia, za chwilę będę miała 78 lat, mój mąż nie żyje przez błędy lekarskie, grupę oskarżonych i części biegłych łączą relacje towarzysko-biznesowe, sędzia jawnie sprzyja oskarżonym, w związku z tym mogę otwarcie powiedzieć, że mam do czynienia z grupą ludzi sprzyjających sobie nawzajem. Mam nawet poczucie, że proces był tak poprowadzony, by wszystko poszło po myśli tej grupy.
Pani syn jest teraz ministrem sprawiedliwości, prokuratorem generalnym.
Kiedy mój mąż, a jego ojciec umierał, też był ministrem sprawiedliwości. To był 2006 r. Mam żal do Zbyszka, że wtedy kiedy miał możliwość nakazania przeniesienia sprawy do innej prokuratury, to tego nie zrobił. Nie chciał się w tę sprawę angażować. Sama jeździłam na wszystkie przesłuchania.
Sprawa została przeniesiona z Krakowa do Ostrowca Świętokrzyskiego.
Najpierw, od 1 sierpnia 2006 r., zajmowała się nią prokuratura krakowska, w której oskarżeni prof. Dubiel i dr Dudek mogli występować również jako biegli w innych sprawach. Zawnioskowałam więc o przeniesienie sprawy, udowodniając powiązania towarzyskie, a także współzależności zawodowe pomiędzy biegłymi a oskarżonymi. Adwokaci oskarżonych uznali, że to nie ma żadnego znaczenia.
Jednak w maju 2007 r. sprawę przeniesiono.
Kiedy było wiadomo, że mój starszy syn zostanie ministrem po raz drugi, mówiłam mu, że to na pewno będzie przeszkadzać w wyjaśnieniu tej sprawy. Zrobiła się z tego niestety sprawa polityczna, a polityczną być nie powinna.
Istniało ryzyko, że jeśli przegra pani proces, będzie pani obciążona kosztami opinii biegłych, będzie pani płacić ponad 400 tys. zł. Pani syn tak zmienił prawo, że teraz takimi kosztami jest obciążony Skarb Państwa.
To nieprawda. Ta zmiana dotyczy jedynie spraw z oskarżenia prywatnego. Dzięki temu ludzie, którzy w sądach dochodzą swoich praw jako oskarżyciele posiłkowi, nie są narażeni – tak jak ja – na szantaż z powodu ogromnych kosztów opinii biegłych. Natomiast w mojej sprawie występuje prokurator z urzędu, co czyni ją publiczną. Mnie nowe prawo nie obejmuje, więc kłamstwem jest, że syn wpłynął na zmianę prawa w związku z tą sprawą. Ale zgadza się to, że tymi kosztami byłam szantażowana. Któregoś dnia do mojego młodszego syna zadzwonił dziennikarz i powiedział, że dowiedział się w sądzie, że kiedy przegram sprawę, będę płacić koszty opinii biegłych. To nie była zwykła informacja, to była groźba. Chodziło o to, żeby nas zastraszyć, żeby nie żądać opinii biegłych i wycofać się z procesu. Tę groźbę rozumieliśmy wprost: odczepcie się od lekarzy, bo wykończymy was finansowo. Usłyszałam, że te opinie zlecane przez sąd w sprawie mojego męża mogą kosztować nawet milion złotych. Pamiętam, że wtedy młodszy syn ze znajomymi prawnikami sprawdzali przepisy i z ich interpretacji wynikało, że nie można mnie obciążyć takimi kosztami. Zostałam jednak zastraszona i bardzo to przeżywałam. I proszę napisać, że nie ugięłam się wobec szantażu. I się nie ugnę.
Syn zlecił przystąpienie do sprawy prokuratora z urzędu?
Nie musiał zlecać. Każdy prokurator w każdym momencie może się przyłączyć do procesu. Natomiast na pewno zażądał, by w całym kraju w prokuraturach powstały specjalne wydziały do spraw błędów lekarskich. Na pewno więc osobiste doświadczenie naszej rodziny miało wpływ na zmiany w prawie, które będą chronić innych ludzi. Zresztą uważam, że jeśli mój syn widzi krzywdę, manipulacje, to powinien działać, a nie sprawy zamiatać pod dywan.
Zmienił przepisy dotyczące opinii biegłych zagranicznych i kilkukrotnie wyższych stawek dla tych biegłych.
Opinia dotycząca śmierci mojego męża, jednego pacjenta, kosztowała w sumie 662 886,51 zł. A składało się na nią 238 stron głównej ekspertyzy za 291 237,53 zł oraz 23 merytoryczne strony uzupełniającej ekspertyzy za 371 648,98 zł. Dla porównania taka sama ekspertyza zamówiona przeze mnie, już prywatnie, w Bonn kosztowała ok. 40 tys. zł. Niektórzy, jak prof. Leya z Centrum Medycznego Uniwersytetu Loyola w Chicago, szef Kliniki Kardiologii Interwencyjnej i szef Pracowni Cewnikowania Serca Uniwersytetu Loyola, nie chcieli w ogóle żadnych honorariów. Dla prof. Leya sprawa była oczywista i jednoznaczna, przemawiająca na niekorzyść oskarżonych lekarzy. Sąd nie wziął jednak żadnej z tych opinii prywatnych pod uwagę. Bazował na tych opracowanych za kolosalne pieniądze.
Dlatego żądała pani wyłączenia z prowadzenia procesu sędzi Agnieszki Pilarczyk?
Najpierw wyliczyliśmy, ile ci biegli musieliby pracować, by przygotować opinię za tak wielkie pieniądze. Wyszło, że nawet nie mogliby spać, tylko opiniować w sprawie Jerzego Ziobry. A mimo to sędzia Pilarczyk uznała tę kwotę miliona złotych za wiarygodną i zasadną i wycofała możliwość zadania szczegółowych pytań.
We wrześniu zeszłego roku do mieszkań i gabinetów kilkunastu lekarzy Śląskiego Centrum Medycznego weszła policja i prokuratura, by sprawdzić, czy dopuścili się wyłudzenia pieniędzy w związku z przygotowaniem opinii. Doszło do tego na zlecenie pani syna.
Nie. Zresztą jako pierwszy tą opinią zajął się prokurator generalny Andrzej Seremet. To on zauważył, że jest merytorycznie marna, chaotyczna i niespójna. Rację przyznał mu Sąd Najwyższy. Prokuratorskie śledztwo potwierdziło, że doszło do wyłudzenia honorarium za ekspertyzę. Pytała pani o sędzię Pilarczyk. Ona zaakceptowała uzupełniającą ekspertyzę biegłych i zdecydowała o wypłaceniu im ponad 370 tys. zł za zaledwie 23 strony nowych materiałów. Zignorowała też moje zastrzeżenia, że powołani przez nią biegli są towarzysko, biznesowo i zawodowo powiązani z oskarżonymi. Odrzuciła nawet wniosek o odebranie od nich oświadczeń, że nie mają takich związków. Natomiast kiedy prof. Marek Deja sam wystąpił o wyłączenie jego i zespołu kardiochirurgów od wydawania opinii na potrzeby sądu, właśnie z uwagi na powiązania z oskarżonymi, odrzuciła jego wniosek. Mogłabym wymieniać wiele oburzających zachowań pani sędzi. Proszę sobie wyobrazić, że sędzia na mnie pokrzykiwała, lekceważyła moje pytania, również te najbardziej istotne dla sprawy. Zakazała korzystania z notatek przygotowywanych z procesu. Proszę pamiętać, że jestem po udarze, że w tak nerwowej sytuacji jak sprawa w sądzie mogę mieć problem ze skupieniem. To ona mówiła, by wezwać na świadka nieżyjącego już prof. Religę.
Dlaczego przez ten czas pani w zasadzie nie rozmawiała z mediami?
Widzi pani, ile mnie taka rozmowa kosztuje. Każda rozprawa, każde słuchanie kłamstw adwokatów oskarżonych, manipulacje sędzi Pilarczyk sprawiały, że nie byłam gotowa. Proszę zrozumieć, że zawiesiłam swoją praktykę lekarską i zaczęłam zajmować się rozwikłaniem tego, dlaczego mój mąż umarł.
Sędzia Pilarczyk mówiła publicznie, z winy oskarżycieli odwołano trzy terminy rozpraw, w tym raz, gdy pani jakoby miała być chora, a wedle informacji sądu przebywała pani w pracy.
To nieprawda. To, co mnie wtedy spotkało ze strony sędzi Pilarczyk, nie da się wytłumaczyć nawet brakiem jej profesjonalizmu.
A czym?
Proszę sobie samej dopowiedzieć. Sędzia nasłała na mnie – osobę pokrzywdzoną – policję, jak na bandytę, by ta poinformowała mnie, że będę na rozprawy wożona karetką z Krynicy do Krakowa trzy dni z rzędu. A ja dużo wcześniej przekazałam do sądu zwolnienie lekarskie potwierdzone przez lekarza sądowego – poślizgnęłam się i uderzyłam głową o ziemię. Byłam wtedy w Nowym Targu. Potem się okazało, że doznałam udaru. Trafiłam do szpitala. To wtedy sędzia nasłała na mnie policję. Na razie, jak pani zauważyła, przegrałam w sądzie pierwszej instancji, ale mam nadzieję, że prawda zwycięży, że jeśli nie sąd, to choć przedstawiciele Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, którego, jak mi wiadomo, prezesem chciałby zostać prof. Dariusz Dudek, do niedawna lekarz chorób wewnętrznych, zrozumieją, że przez lata lekarz ten nie tylko oszukiwał swoich pacjentów.
pacjęt(2017-02-16 20:37) Zgłoś naruszenie 12628
A ilu ludzi zmarło czekając na przeszczep, kiedy Ziobro aresztował doktora G.?!?
Pokaż odpowiedzi (4)Odpowiedzalert(2017-02-17 07:15) Zgłoś naruszenie 1118
A ilu zmarło czekając na pomoc tej bezkarnej kasty ...tumanie
oczy szeroko "zamkniete".!!(2017-02-16 23:11) Zgłoś naruszenie 911
a wiesz jakim "człowiekiem" był G.!!??
JP(2017-02-16 22:59) Zgłoś naruszenie 1121
No ilu wiesz,a ilu zmarlo jak nie mieli na lapowki,wiesz .Musisz byc niezlym starym komuchem.
nadzwyczajna bezkarna kasta w togach(2017-02-16 21:22) Zgłoś naruszenie 1223
Czyli jak bierze łapówki, ale leczy to ma być bezkarny? Pewno leming albo inny kodomita?
Anna(2017-02-16 21:40) Zgłoś naruszenie 10436
Dobry wywiad - widać że Pani Ziobro zafiksowała się na śmierci męża i szuka zemsty za wszelką cenę. Odpowiada nieskładnie, jednostronnie bardzo (w końcu musi płacić te duże koszty w wyniku zmiany prawa, czy nie musi) i nie chce pogodzić się ze śmiercią męża obiwianijac wszystkich wokół. Szczerze współczuję lekarzom
Pokaż odpowiedzi (2)Odpowiedzvir(2017-12-13 21:08) Zgłoś naruszenie 21
Konieczność zalozenia stentów świadczy o tym, że chory ma zaawansowaną miażdżycę i istnieje konieczność ratowania życia. Poza tym starszy od 97 roku był na rencie, czyli nie był to zupełnie zdrowy człowiek, jak twierdzi rodzina.
r(2017-02-17 08:07) Zgłoś naruszenie 1615
Moim zdaniem pani Ziobro odpowiada całkowicie sensownie. Z jej opowieści wyłania się zupełnie inny obraz sprawy jak ten przedstawiany przez "niezależnych" dziennikarzy "totalnej opozycji". Nie na darmo już 2000 lat temu Rzymianie - lud o dużej intuicji prawniczej - mówili "audite et altera pars". Niestety, odnoszę nieodparte wrażenie, że polski tzw. "wymiar sprawiedliwości" zatracił kontakt i z tradycją i z rzeczywistością. Koszty tych tzw. opinii biegłych - SZOKUJĄCE.
Bestyjka(2017-02-17 08:41) Zgłoś naruszenie 1009
Super zadzwonić sobie po 21 do lekarza i ma drugi dzień zostać przyjętym. Szary, zwykły człowiek niestety nie ma ma to szans....
Odpowiedzwit(2017-02-16 21:34) Zgłoś naruszenie 7823
Eksperymentem a raczej jego wynikiem jest Zero.
OdpowiedzA zwykły ....(2017-02-17 08:27) Zgłoś naruszenie 776
... biedak czeka przez to pół roku na badanie u kardiologa.
Odpowiedzala(2017-02-17 07:48) Zgłoś naruszenie 7627
Kobieto nie ****** głodnych kawałków, aż nie dobrze się robi co wyprawiasz ty i twój nie douczony synalek.Wypadki się zdażają nie potrafisz się pogodzić ze śmiercią to będziesz miała jeszcze gorszą tam na górze Bozia widzi co wyprawiasz tu na ZIEMI bądż pewna ,że rozum ci odbierze ,tylko trochę czasu upłynie.
OdpowiedzOko(2017-02-17 09:12) Zgłoś naruszenie 7517
Nie dość, że "dostawali się" na badania niemal z dnia na dzień, to jeszcze pretensje. Zwykły śmiertelnik, żeby dostać się na badania musi czekać kilka miesięcy.
OdpowiedzCzarny(2017-02-17 10:45) Zgłoś naruszenie 457
Po znajomości załatwiła sobie lekarza i jeszcze ma problem. Ludzie po kilka miesięcy czekają do specjalisty!
OdpowiedzOPO(2017-02-16 22:26) Zgłoś naruszenie 4230
a co on k.... batman, ze miał wiecznie żyć
OdpowiedzAlosza z Turzyczki(2017-02-17 09:49) Zgłoś naruszenie 4118
Bardzo wstrętna gęba, wstrętna i mściwa Dzięki kardiologom żyję, wielokrotnie mnie ratowali Ale ratowanie było zawsze w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia. Mam wszczepiony implant ICD który już mnie kilkakrotnie ratował od niechybnej śmierci Ale wiem ile mnie kosztowało zdrowia aby w końcu ten implant został zastosowany Wiem też że dużo zależy od szczęścia jak człowiekowi robią koronorografię i stentowanie Pierwszy stent mi wszczepiono 17 lat temu i wtedy pierwszy raz mnie uratowano od niechybnej śmierci Też eksperymenty na mnie robiono Byłem im wdzięczny że te eksperymenty robiono aby tylko mnie uratować A o eksperymentach się dowiedziałem w trakcie dochodzenia do siebie, w trakcie rekonwalescencji Pamiętam jak mnie przygotowywano do pierwszej kardiowersji i jak się cieszyłem po wybudzeniu że udało się ratowanie mnie A ty babo zamknij się nie nie pokazuj swej mściwej gęby
Odpowiedznadzwyczajna bezkarna kasta w togach(2017-02-16 21:21) Zgłoś naruszenie 37200
Bardzo dobrze, że Ziobro jedzie z tą nadzwyczajną bezkarną kastą nadludzi w togach. Nie ma nad tą hołotą żadnej kontroli, sądzą się we własnym gronie i mają immunitet na wszystko - czy to jazda po pijaku, czy kradzież w sklepie czy wyroki z d*. Zwykły człowiek to dla nich śmieć, z którym mogą zrobić co chcą i zniszczyć w dowolny sposób. Widać jak się zachowują w takiej głośnej sprawie, a ze zwykłymi szarymi ludźmi to już w ogóle jest jazda - żadnego szacunku i obiektywizmu. PISiaki w wielu sprawach to dno, ale polski bezmiar pseudosprawiedliwości to jeszcze większe dno, szambo i pięć metrów mułu. Do polskiego tak zwanego sądu nie idzie się po sprawiedliwość, ale po wyrok.
Pokaż odpowiedzi (5)Odpowiedzout(2017-02-17 22:40) Zgłoś naruszenie 41
tylko idiota czy pisowiec
Maczek(2017-02-17 13:52) Zgłoś naruszenie 62
Opamiętaj siē człowieku !!!!
sowa(2017-02-17 10:37) Zgłoś naruszenie 132
O, czyżby kolega miał jakiś wyrok za jazdę po pijaku lub kradzież i dlatego tak nienawidzi sędziów? Albo podziałała na niego ta goebbelsowska nagonka na ten zawód? Codziennie przecież donoszą media o kradzieżach, jakich się dopuszczają sędziowie i sędziny....
Tra la la la la(2017-02-17 04:12) Zgłoś naruszenie 203
Ziobro przebija tych z którymi walczy. Ukrzyżowałby wszystkich wokół, sam zasługując na potępienie.
RamTamTam(2017-02-16 22:27) Zgłoś naruszenie 204
Chłopie nie wysilaj się. Już po nicku widać żeś oszołom. Nie spinaj się i lecz się na jądra, bo na głowę za późno.
Zwiekszyc naklady publiczne na leczenie(2017-02-17 09:07) Zgłoś naruszenie 378
Lekarze czesto negocjuja z Panem Bogiem, niekiedy wynik negocjacji jest pozytywny, niekiedy negatywny, wszak niezbadane sa wyroki boskie. ------ Przede wszystkim nalezy zwiekszyc naklady publiczne na leczenie, w tym na leczenie szpitalne i leki i to nie jest pole dzialania Pana Boga czy lekarzy ale domena politykow.
Odpowiedzbratevy(2017-02-17 11:03) Zgłoś naruszenie 348
...droga pani ... mam 11 słownie jedenaście stentów z tego 7 założonych w klinice JPII w krakowie.Nawet podczas badania korograficznego można zlapac zawal ,przy zakladaniu stenda tez .Mowi pani o niekompetencji lekarzy ,to kto "jak nie te konowaly " ratowaly mi życie tyle razy i tysiacom innych chorych.Niech pani pojmie ze takie rzeczy się zdarzają i będą zdarzac .Czyjaś śmierć przynosi korzyści innym chorym. Ryzyko jest zawsze nawet przy zastrzyku można zlapać infekcję.A co by było gdyby mąż zmarl podczas by-passa ,powiem pani- oskarżyła by ich pani ,ze ryzykowali przy bardzo zwapnionych naczyniach a można bylo stentem bez ryzyka udrożnić tętnice .Pozdrawiam Panią prof.Tracz ,Pana prof. Podolca ,dr Kozaneckiego i dziekuję za zycie.
Pokaż odpowiedzi (1)Odpowiedzqqq(2017-02-17 11:21) Zgłoś naruszenie 81
Dokladnie, mój brat tak miał.
Ryszard(2017-02-16 21:13) Zgłoś naruszenie 3445
Dobra, dobra!!! Nie życzę nikomu nawet wrogom znaleźć się w sytuacji w jakiej znalazła się P. Ziobro mimo że nie sympatyzuje ani z PiSem ani z P. Ministrem.
Odpowiedzr(2017-02-17 07:55) Zgłoś naruszenie 3243
400 tysięcy za opinie biegłych? Czy oni ją robią diamentowymi inkrustacjami na złotych tablicach? Jeżeli minister Ziobro zmienił prawo, to doskonale, bo cena takich opinii (uważam, że absurdalnie zawyżona) praktycznie wyklucza możliwość dochodzenia roszczeń od bogatych firm, przez ludzi biednych. Przez takie regulacje, które obciążają ludzi takimi kosztami, dochodzenie jakichkolwiek roszczeń jest po prostu niemożliwe, a my sami sprowadzamy się do roli krajów, w których na ludziach można robić eksperymenty medyczne. Na przykład podawać testowe leki. Jak ktoś zginie, to przecież udowodnienie tego wymaga kosztownej ekspertyzy, na którą przeciętnego Polaka nie stać.
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzJdjf(2017-02-17 19:11) Zgłoś naruszenie 52
Z tego co mi wiadomo, to te opinie powstały na bazie ok. tysiąca stron dokumentów. Chyba to trochę zmienia postać rzeczy?
berta(2017-02-17 10:16) Zgłoś naruszenie 3031
Ludzie. Przeczytajcie ten wywiad bez nazwiska Ziobro, jak z wdową, która walczy o prawdę i sitwie lekarzy która krzywdy sobie zrobić nie da bo jest wszechmocna.
Pokaż odpowiedzi (2)OdpowiedzPowikłania - Klątwa nad VIPem(2017-02-17 18:30) Zgłoś naruszenie 120
1. Cokolwiek robią w szpitalu, zanim nas przyjmą wyrażamy pisemnie zgodę. JZ wyraził zgodę. 2. Z rozmowy wynika, że państwo Z. wszystko sobie "załatwiali" albo przez znajomych, albo dlatego, że sa kim są (lekarze, syn minister). Opis sytuacji dotyczącej stentów wygląda mi na próbę "załatwienia" sobie stentów przez JZ. Wątpię by lekarz sam z siebie podejmował takie ryzyko. Tu na pewno panu JZ zależało na stentach, a lekarz nie bardzo mógł odmówić, no i chciał sobie załatwić chody u ministra, więc podjął się zabiegu. To pomówienie, ale tak to działa. chyba każdy z nas może podać jakiś przykład. 3. Lekarze wiedzą, że rodzina lekarza niemal zawsze ma jakieś powikłania. To działa jak klątwa. Dlaczego tak? Bo normalnego pacjenta traktuje się normalnie i jak pojawia się problem, to nieważne boli czy nie, traktuje się go z kopyta, co zwykle mu ratuje życie. Do znajomych (i lekarzy) podchodzą z ostrożnością i delikatnie. I często nie reagują na czas. Kiedy rodziłam (dawno temu), obok na łóżku rodziła synowa uznanego lekarza, strasznie krzyczała, więc dali jej znieczulenie (nikt nie dostawał), ale nie sprawdzili, że jest uczulona. Cięli ją w windzie na OIM. Przeżyła, ale brzuch rozcięty na pół, a laska była. Niedawny przykład takich powikłań to Kulczyk. Nie odważyli się pomyśleć o tym co najprostsze i wyszło jak wyszło. Też był zdrowy i do tego bogaty, jak mało kto. Operowali go najlepsi. Dlatego w szpitalu lepiej być anonimowo. Mniej komfortowo, ale o wiele bezpieczniej, bo lekarze wtedy robią to co trzeba, a nie to co ktoś "kupuje". I nie próbują sobie niczego załatwić, ani wkupić się w niczyje łaski.
qqq(2017-02-17 11:20) Zgłoś naruszenie 262
Bez nazwiska Ziobro ten wywiad by nie zaistniał, bo nikt nie miałby lekarzy na żądanie, natychmiast z całym dostępem do diagnostyki.
IlI(2017-02-17 08:54) Zgłoś naruszenie 2910
Kwestia eksperymentowania na ludziach - to powinno być wyjaśnione. Ta sprawa to nie jest sprawa tylko państwa Ziobro, to jest sprawa każdego z nas, bo każdy z nas może się znaleźć w takiej sytuacji, w której ktoś może chcieć się na nas uczyć albo eksperymentować. W eksperymentowaniu nie ma nic złego, pod warunkiem, że ma się na to zgodę pacjenta, ewentualnie jeżeli pacjent nie może podjąć takiej decyzji - zgodę rodziny. Ostatecznie w przypadku ratowania życia. Bez takiej zgody - eksperymentowanie - to naruszenie podstawowego prawa człowieka, do dysponowania własną osobą. W interesie nas wszystkich leży aby państwo zabraniało surowo tego rodzaju działań, żeby czasem okazało się, że znaleźliśmy się w sytuacji opisanej w książce Le Carrego "Wierny ogrodnik".
Odpowiedzzlot(2017-02-17 08:48) Zgłoś naruszenie 266
Proszę sprawdzić ile kosztuje zabieg "założenia gipsu z nastawieniem", a potem komentować cenę opinii...
Pokaż odpowiedzi (2)OdpowiedzRamTamTam(2017-02-17 13:08) Zgłoś naruszenie 92
do @t: jeśli opinia to tylko koszt czasu biegłego i papieru to gratuluję, z całego serca gratuluję. W takim razie po co w ogóle kierować sprawę do biegłego lekarza, niech taksówkarz opiniuje proces leczenia pana Ziobro, albo sekretarka z KGHMu. Ich czas pewnie mniej kosztuje. Jak coś takiego słyszę to normalnie nie wierzę, że tak można myśleć
t(2017-02-17 09:27) Zgłoś naruszenie 412
Tylko, że koszt gipsu - to koszt zatrudnienia lekarza, pielęgniarki, salowej, portiera, koszt ogrzewania, koszt amortyzacji sprzętu, koszt administracji ..... etc....etc..... Opinia to tylko koszt czasu biegłego i papieru. Więc mi nie opowiadaj o kosztach.
remick(2017-02-17 10:30) Zgłoś naruszenie 265
"... umarł w wyniku lekarskich błędów, zaniedbań i niekompetencji". Dla przykladu w Niemczech umiera w wyniku lekarskich błędów, zaniedbań i niekompetencji ponad 12.000 pacjentow rocznie. To jest oficjalna liczba, ta nieoficjalna jest plus kilka tysiecy dodatkowo. W Polsce przypuszczam sa te liczby podobne, jesli nie wyzsze.
Odpowiedzodo(2017-02-17 07:01) Zgłoś naruszenie 2494
Tak.....bezkarne kasty tzw. nadludzi w togach i fartuchach wzajemnie się wspierających....
Odpowiedz