Znany ze swych skrajnie nacjonalistycznych wypowiedzi Audronius Ažubalis, kilka dni temu, kolejny już raz dał ujście swoim kontrowersyjnym, antypolskim poglądom. Tym razem na łamach wydawanej w Polsce „Gazety Prawnej” skrytykował i obarczył winą Rzeczpospolitą i jej władze za zły stan relacji polsko - litewskich, które rzekomo bazują na stereotypach. W bezczelny i pełen pomówień sposób zaatakował również Polaków na Litwie. Postawił też kłamliwą tezę, będącą jednocześnie tytułem artykułu, twierdząc, że „Polacy na Litwie mają się dobrze”. Tej skandalicznej wypowiedzi nie można pozostawić bez komentarza, a o „dobroci” polityków i władz litewskich niech zaświadczy kilka przykładów.

Goebbelsowska propaganda

Ten były minister spraw zagranicznych i czołowy przedstawiciel litewskich konserwatystów, w odniesieniu do spraw polskich, stosuje goebbelsowską zasadę powielania kłamstw, które wielokrotnie powtarzane mają przybrać pozory prawdy, aby przede wszystkim manipulować politykami i opinią publiczną w Polsce. Tyle, że jest to retoryka fałszywa, przedstawiająca rzeczywistość w krzywym zwierciadle litewskiego szowinizmu, którego przedstawicielem jest Ažubalis. We wspomnianym, pełnym niedorzeczności artykule napisał z butą: „miałem nadzieję, że spojrzenie polskich władz na sytuację powyborczą na Litwie będzie bardziej wnikliwe i wolne od stereotypów (…) Jednak staje się jasne, że w Polsce pod tym względem nic się nie zmienia, a kwestia społeczności polskiej na Litwie pozostaje jednym ze stałych punktów porządku dziennego w polityce wewnętrznej państwa wraz z trudnymi do zrozumienia postulatami przyrównania „litewskiego nacjonalizmu” do reżimów totalitarnych – nazistowskiego i komunistycznego. Dlatego jest oczywiste, że polskim politykom potrzeba jeszcze czasu i odwagi politycznej, by przyznać, że prawa społeczności polskiej na Litwie i warunki do rozwoju kultury polskiej w naszym państwie są wzorcowe”. Nic bardziej kłamliwego, o jaką wzorcowość chodzi? Od lat obserwujemy przecież wzrost antypolskich działań wymierzonych w polską mniejszość, a w ostatnim czasie doszły skandaliczne decyzje dotyczące polskich szkół i domów dziecka. Wbrew temu, co mówi propagandzista Ažubalis, problemów nie ubywa, a wręcz przeciwnie, mamy do czynienia z ich wzrostem i ewidentną eskalacją prześladowań. A prawda na ten temat jest zupełnie inna.

Antypolskie działania

Polacy na Litwie, będąc największą autochtoniczną mniejszością narodową, w sposób bezprecedensowy w całej Unii Europejskiej, doświadczają haniebnej dyskryminacji na tle narodowościowym. Przykładów na to jest wiele. Antypolskie działania rozpoczęły się w 1991 roku, gdy parlament Litwy rozwiązał samorządy terytorialne w polskojęzycznych rejonach i wprowadził zarząd komisaryczny w rejonie wileńskim i solecznickim. Jeszcze w 1996 roku ustanowiono próg wyborczy dla mniejszości (w Polsce progu wyborczego dla mniejszości narodowych nie ma). Przed wyborami wielokrotnie zmieniano granice okręgów wyborczych na niekorzyść polskiej mniejszości, mimo że stoi to w sprzeczności z wytycznymi Komisji Weneckiej przy Radzie Europy. W ramach reprywatyzacji, przeprowadzono faktyczną kolonizację Wileńszczyzny. Niezgodnie z traktatami międzynarodowymi spowodowano zmiany składu narodowościowego na obszarach zamieszkałych przez polską mniejszość.

Zagrabiona ziemia

Widać to doskonale w procesie zwrotu ziemi skolektywizowanej w czasach ZSRR. W okolicach Wilna znaczną część ziemi będącej ongiś własnością miejscowej polskiej ludności, teraz przekazuje się osadnikom pochodzenia litewskiego. W tym celu wykorzystuje się procedurę tzw. „przeniesienia ziemi” polegającą na tym, że osoba z głębi Litwy może ją „przenieść” pod Wilno, jakkolwiek niedorzecznie to brzmi. W rezultacie prowadzi to do sukcesywnej zmiany w strukturze demograficznej i własnościowej na Wileńszczyźnie. Z procedury tej skorzystał sam Vytautas Landsbergis, znany z antypolskich wypowiedzi, zwłaszcza tej sprzed wyborów samorządowych w 2006 roku, kiedy wzywał do „historycznego zwycięstwa nad Polakami”. W samym Wilnie zaledwie 40 procent prawowitych właścicieli odzyskało ziemię, pomimo że w pozostałej części kraju proces ten zakończono. Ponad cztery tysiące polskich rodzin wciąż czeka na zwrot swojej ojcowizny, a krzywda wyrządzona Polakom wciąż trwa.

Zagrożona oświata

Inna rzecz to sprawa oświaty. Utrudniane jest funkcjonowanie i rozwój szkolnictwa polskiego na Litwie. W 2011 roku, po przyjęciu nowelizacji ustawy oświatowej, wprowadzono regulacje prawne i organizacyjne prowadzące do jego ograniczenia. Na obszarach, na których Polacy stanowią większość mieszkańców, władze litewskie stworzyły dodatkowy, alternatywny i uprzywilejowany system szkolnictwa państwowego, wyłącznie litewskojęzycznego. Ograniczane jest także nauczanie w języku polskim, czyli ojczystym, poprzez nakaz nauczania niektórych przedmiotów wyłącznie w języku litewskim. Na mocy tej samej ustawy wykreślono język polski z listy obowiązkowych egzaminów maturalnych w polskich szkołach na Litwie. Ponadto litewskie władze forsują od lat, ignorując kategoryczny sprzeciw rodziców oraz reprezentantów ludności polskiej, reformę szkolnictwa, której skutkiem jest sukcesywna likwidacja polskich szkół poprzez odmowę ponownej akredytacji placówek. Ta skandaliczna metoda niszczenia polskiej oświaty dotknęła szkołę w Leszczyniakach (ok. 280 uczniów) i szkołę im. Konarskiego (ponad 300 uczniów), które zdegradowano do poziomu podstawówek. Stało się tak pomimo dużej liczby dzieci uczęszczających do obu szkół, choć Ažubalis twierdzi przewrotnie, że to z powodu ich małej ilości. Dla porównania w Sejnach, w zespole szkół należącym do mniejszości litewskiej w Polsce, we wszystkich klasach od podstawówki do liceum, uczy się zaledwie ok. 60 dzieci, ale nikt w Polsce nie myśli o zamknięciu tej placówki, bo prawa mniejszości narodowych są tu bezwzględnie szanowane, w przeciwieństwie do Litwy. Szerokim echem odbiło się też brutalne wyrzucenie z historycznego miejsca na Antokolu, jednej z największych dzielnic Wilna, polskiej szkoły im. Lelewela. Szkoły z wielkimi tradycjami, która jako jedna z pierwszych po wojnie rozpoczęła nauczanie w mieście, która kształciła w swych murach dwóch noblistów. Wyrzucono szkołę polską, aby oddać miejsce szkole litewskiej. To jawne pogwałcenie traktatu polsko – litewskiego, w którym mówi się wprost o zakazie jakiejkolwiek dyskryminacji.

Wynarodowianie dzieci

Wiedząc o tym, że wychowanie dzieci w kulturze ojczystej jest dla każdej mniejszości narodowej gwarancją zachowania tożsamości, władze litewskie posuwają się do nader drastycznych metod w jej zwalczaniu. W ubiegłym roku zamknięto polski dom dziecka w Podbrodziu, a dzieci z niego zostały „rozrzucone” po całej Litwie. Tym samym utraciły kontakt z polską kulturą i tradycją. Kolejny problem pojawił się, gdy Rejon Wileński wybudował bardzo nowoczesny obiekt socjalny, rodzaj domu dziecka na miarę XXI wieku, Centrum Dobrobytu Rodziny i Dziecka w Giejszyszkach. Placówka jest bardzo dobrze wyposażona, składa się z 4 budynków parterowych. Trzy budynki są oddzielnymi domkami z dwoma mieszkaniami, po dwie rodziny na każdy budynek. Mieszkania wyposażone są w przedsionek, hol-szatnię, cztery pokoje (po 2 dzieci w jednym), toaletę, łazienkę, salon, kuchnię, pralkę, pomieszczenie dla opiekunów, pokój komputerowy. A więc wysoki standard. Zgodnie z projektem, Centrum może przyjąć 6 rodzin, po 8 dzieci w każdej, w sumie 48 dzieci. To europejski poziom. Niestety, Departament Usług Socjalnych nie wyraził zgody na wydanie licencji na prowadzenie placówki. To samo spotkało Centrum Kryzysowe Rodziny i Dzieci w Kowalczukach. Tu również departament nie wydał licencji na działalność ośrodka tłumacząc to rzekomymi najnowszymi zmianami w aktach prawnych. A tak naprawdę chodzi o to, że placówki prowadzone są w języku polskim, co się urzędom państwowym nie podoba. Ich niecnym celem jest to, aby polskie dzieci trafiły do centralnej Litwy, gdzie niechybnie ulegną procesowi wynarodowienia, czyli lituanizacji.

Zakazany język

Jest jeszcze inny rodzaj dyskryminacji, której doświadczają Polacy na Wileńszczyźnie, to dyskryminacja na tle językowym. Sprawa pisowni nazwisk to również problem w relacjach polsko – litewskich. Na Litwie nie można swobodnie używać w dokumentach swojego imienia i nazwiska w języku mniejszości narodowej, czyli w formie oryginalnej. A przecież po prawie do życia, prawo do własnego nazwiska jest jednym z najważniejszych praw, gdyż określa wyjątkową tożsamość każdej osoby. I wreszcie najbardziej skandaliczny przejaw prześladowań Wilniuków. Wielokrotnie litewska Inspekcja Języka Państwowego nakładała grzywny na osoby prywatne, przedsiębiorców i samorządowców za używanie dwujęzycznych tablic informacyjnych i dwujęzycznych nazw ulic na obszarach, gdzie Polacy stanowią zdecydowaną większość mieszkańców. Wszystko na wniosek pełnomocnika litewskiego rządu. Karani byli nawet dyrektorzy administracji samorządu, w rejonie wileńskim Lucyna Kotłowska i solecznickim Bolesław Daszkiewicz, który otrzymał horrendalną grzywnę w wysokości 12,5 tysiąca euro. Ukarano za używanie tablic informacyjnych z nazwami ulic w języku polskim, znajdujących się na prywatnych posesjach. To godne potępienia przypadki rugowania polskości, kultury polskiej i języka polskiego z przestrzeni publicznej Litwy. Czyżby Ažubalis o tym nie wiedział? A może on wprost i bezczelnie udaje greka? Albo celowo, zgodnie z nacjonalistyczną ideologią, manipuluje faktami tworząc antypolską propagandę. Obrazu całej sytuacji dopełnia oficjalna strona internetowa litewskiego Sejmu dostępna w wersji litewskiej, angielskiej, niemieckiej, francuskiej i rosyjskiej, ale nie polskiej. Jak widać, dla władz Litwy największa mniejszość narodowa w tym kraju, czyli prawie 7 procentowa polska mniejszość, nie zasługuje na swoją wersję językową. Przykłady takich działań można by mnożyć. Wszystkie one są sprzeczne z podpisanymi przez Litwę zobowiązaniami wynikającymi z umów międzynarodowych.

Pogwałcone prawo

Litewscy politycy pokroju Ažubalisa stosują dyskryminację na masową i totalną skalę, z pogwałceniem ratyfikowanych konwencji i traktatów. Pierwszym z nich jest traktat z Polską, zwany powszechnie dobrosąsiedzkim. Litwa do tej pory nie wywiązała się ze swoich zobowiązań. Od samego początku dokonywała obstrukcji traktatu i działając w złej wierze łamała, i wciąż łamie jego zapisy. Tak samo jak z premedytacją narusza inne konwencje i traktaty. Litwa ignoruje Ramową Konwencję Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych, którą władze litewskie podpisały i ratyfikowały. Wbrew zasadom i dobrym obyczajom międzynarodowym, nie implementowały jej do swojego systemu prawnego i tym samym nie przestrzegają jej. Politykę Litwy można określić jako permanentną dyskryminację opartą na zwalczaniu polskości we wszystkich jej przejawach, której celem jest wynarodowienie i urzędowa asymilacja polskiej mniejszości na Litwie. Wszystko to dzieje się według tego samego scenariusza, który Litwa zrealizowała przed II wojną na Kowieńszczyźnie, niszcząc wówczas brutalnie wszelkie ślady polskości. Autorytarne metody działania, godne najwyższego potępienia, są teraz stosowane na Wileńszczyźnie. Dyskryminacja polskiej mniejszości narodowej na Litwie jest złamaniem prawa międzynarodowego i wyrazem złej woli państwa litewskiego w podejściu do ratyfikowanych traktatów i konwencji. Pacta sunt servanda, umów należy dotrzymywać, to jedna z podstawowych norm w stosunkach międzynarodowych, potwierdzana w wielu aktach prawa międzynarodowego. W Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów zapisano, że każda umowa jest wiążąca, powinna być wypełniona w dobrej wierze i nie można złamania umowy usprawiedliwiać postanowieniami prawa wewnętrznego. A to właśnie czyni Litwa.

Cenzura i Ažubalis

Opresyjnych metod działania państwa litewskiego, z cenzurą włącznie, doświadczyłem zresztą osobiście w 2013 roku, gdy w Tygodniku Wileńszczyzny opublikowany został mój artykuł zatytułowany „Represje na Litwie oburzyły Brukselę". Na wniosek pełnomocnika rządu litewskiego, Służba Inspektora Etyki Dziennikarskiej rozpatrywała skargę. Pełnomocnik rządu oskarżył mnie oraz Tygodnik Wileńszczyzny o „rozniecanie waśni narodowościowych pomiędzy Polakami a Litwinami, o złamanie podstawowych zasad rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i zasad budowy demokracji”, cokolwiek one na Litwie znaczą. Złożył też pismo „o skierowanie do sądu wniosku o zawieszenie działalności ww. medium; w przypadku stwierdzenia złamania innych zapisów ustawy, o zastosowanie środków oddziaływania”. Tak wygląda w praktyce wolność słowa na Litwie. Dobrze by było, gdyby poseł Ažubalis, zanim kolejny raz zabierze głos w sprawie rzekomo wzorcowego przestrzegania praw polskiej mniejszości w tym kraju, przeczytał przytoczone przeze mnie w tym artykule przykłady haniebnej dyskryminacji, której doświadczają nasi Rodacy, tylko dlatego, że są Polakami. W „Gazecie Prawnej”, Ažubalis dopuścił się jeszcze jednej niegodziwości. W swoim artykule w cyniczny sposób powołał się na świętej pamięci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, chcąc wykorzystać jego autorytet do nacisków na polskie władze. Tak się jednak składa, że były szef litewskiego MSZ jest ostatnią osobą, która powinna to robić. A to dlatego, że w 2010 roku, 8 kwietnia, dwa dni przed katastrofą smoleńską, podczas wizyty polskiego Prezydenta w Wilnie, rządzący konserwatyści pośpiesznie wprowadzili do porządku obrad seimasu ustawę o pisowni nielitewskich nazwisk, którą celowo, działając przeciw Polakom odrzucono. W ten łamiący dobre obyczaje dyplomatyczne sposób, poniżono polskiego Prezydenta i schłodzono relacje dwustronne na kolejne lata. Tego dnia, nie kto inny, a sam szef litewskiego MSZ Ažubalis wypowiedział się przeciwko tej ustawie. Tak wyglądają fakty. Czas zadać kłam bezczelnym kłamstwom Ažubalisa. Stan demokracji w danym kraju określa się poprzez stosunek do mniejszości narodowych. Litwie, jak widać, daleko jeszcze do miana państwa w pełni demokratycznego.

dr Bogusław Rogalski, politolog, Doradca EKR w Parlamencie Europejskim, Członek Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej