PO chce, na wzór współpracującego z PiS Ruchu Kontroli Wyborów, powołać własny komitet, który pilnowałby prawidłowego przebiegu głosowania i liczenia głosów podczas najbliższych wyborów samorządowych. Praktycznie przesądzone jest także tworzenie przez PO szerokich list do sejmików.

Najbliższym wyborom samorządowym ma być poświęcone sobotnie posiedzenie Rady Krajowej Platformy, które rozpocznie się w Warszawie o godz. 10.30. Mowa ma być m.in. o planach PiS zmian w ordynacji wyborczej, m.in. o zapowiedzianym niedawno przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego ograniczeniu do dwóch kadencji możliwości sprawowania urzędu przez wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.

"Komitet ochrony wyborów" miałby wystartować przed wyborami samorządowymi, które mają odbyć się jesienią 2018 roku i czuwać nad prawidłowym przeprowadzeniem głosowania. "Przy wszystkich pomysłach PiS na zmiany w ordynacji, musimy uważać na to, jak będzie przebiegało liczenie głosów" - powiedział w rozmowie z PAP szef klubu PO Sławomir Neumann.

Platforma chciałaby do współpracy przy tworzeniu Komitetu zaprosić działaczy KOD. "W każdym lokalu wyborczym musi być przedstawiciel opozycji, który będzie patrzył na ręce, filmował to, co dzieje się w komisji wyborczej w czasie liczenia głosów. Widzimy tutaj możliwość współpracy z ludźmi z Komitetu Obrony Demokracji" - powiedział Neumann.

Związany z PiS "Ruch Kontroli Wyborów" powstał w lutym 2015 r. w reakcji na nieprawidłowości, które - zdaniem Prawa i Sprawiedliwości - zaistniały podczas wyborów samorządowych w 2014 roku. Szef PiS uznał wybory za sfałszowane. Na stronach RKW można przeczytać m.in., że Ruch "pilnuje prawidłowego przebiegu głosowania i liczenia głosów".

Podczas spotkania Rady Krajowej PO ma paść ponadto deklaracja budowania szerokich list wyborczych m.in. do sejmików województw. "Chcemy budować szerokie listy i szerokie poparcie dla kandydatów" - powiedział Neumann. Oferta miałaby być skierowana do partii i organizacji opozycyjnych wobec Prawa i Sprawiedliwości, takich jak PSL, Nowoczesna, KOD oraz lewica.

Zdaniem Neumanna, budowanie wspólnych list wyborczych ma sens m.in. ze względu na pojawiające się spekulacje medialne dotyczące możliwości wprowadzenia przez PiS zakazu startu w wyborach samorządowych komitetów obywatelskich. Takie informacje zamieściła we wtorek na swych stronach internetowych "Gazeta Wyborcza". "Bierzemy to wszystko pod uwagę i stąd taka oferta Platformy, że na naszych listach będzie można znaleźć też niezależnych samorządowców, którzy do tej pory startowali z własnych komitetów" - zaznaczył szef klubu PO.

Głos podczas sobotnich obrad Rady Krajowej mają zabrać m.in.: szef PO Grzegorz Schetyna, jego zastępcy - b. premier Ewa Kopacz oraz b. szef MON Tomasz Siemoniak, a także prezydenci: Łodzi i Poznania - Hanna Zdanowska i Jacek Jaśkowiak. Politycy PO mają poruszyć też temat szykowanego we współpracy z ZNP wniosku o przeprowadzenie referendum nt. zmian w edukacji.

Politycy PO od poniedziałku oceniają, że wybory samorządowe, które powinny odbyć się jesienią 2018 roku, mogą zostać przyspieszone. "Jeżeli prezes PiS Jarosław Kaczyński chce wojny o samorząd, to my jesteśmy gotowi, nie odpuścimy. (...) Nawet jeżeli wybory będą wcześniejsze, bo uważam, że sprawa warta jest wielkich rzeczy, wielkiego wysiłku" - mówił we wtorek Schetyna, zapewniając, że Platforma "obroni polski samorząd i interes mieszkańców przed centralistycznymi zapędami polityki państwa PiS".

Wariant przyspieszenia wyborów samorządowych wykluczyła we wtorek rzeczniczka PiS Beata Mazurek. "Nie ma mowy o tym, żebyśmy skracali obecną kadencję samorządową. Wolałabym, i bardzo apeluję to, żeby politycy opozycji, szczególnie PO, nie wywoływali kolejnego pola konfliktu rzeczą, która nie ma miejsca" - powiedziała Mazurek.

Politycy PO nie wierzą jednak w te zapewnienia. "Im więcej PiS zaprzecza, tym prawdopodobieństwo, że wybory odbędą się już tej jesieni, jest większe. My nie damy się zaskoczyć, będziemy gotowi do tego, żeby na jesieni stanąć na ubitej ziemi i wygrać wybory samorządowe" - podkreślił Neumann w rozmowie z PAP.

Gdyby proponowana przez prezesa PiS zasada dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast weszła w życie, Platforma straciłaby wielu znaczących włodarzy miast, m.in. w Gdańska (Paweł Adamowicz), Łodzi (Hanna Zdanowska), Lublina (Krzysztof Żuk), Bydgoszczy (Rafał Bruski), Chorzowa (Andrzej Kotala), Koszalina (Piotr Jedliński), Wałbrzycha (Roman Szełemej). Rządząca trzecią kadencję prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz już kilka miesięcy temu zapowiedziała, że nie będzie więcej kandydować.

W Platformie ruszyły już przymiarki do obsady list wyborczych - od polityków tej partii można usłyszeć, że mają wstępną koncepcję kandydatów w 12 na 16 miastach wojewódzkich, również na wypadek utraty dotychczasowych samorządowców.

W kontekście stolicy najczęściej padają nazwiska b. wiceszefa MSZ Rafała Trzaskowskiego i wicemarszałek Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Rzadziej politycy PO wskazują na b. ministra administracji i cyfryzacji Andrzeja Halickiego i b. wicepremiera, szefa MON Tomasza Siemoniaka.

W Gdańsku mowa jest m.in. o starcie europosła PO Jarosława Wałęsy (syna Lecha Wałęsy) lub posłanki Agnieszki Pomaskiej, w Szczecinie - b. ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza lub posłów: Sławomira Nitrasa i Arkadiusza Marchewki. W Łodzi z kolei, gdyby nie mogła startować Zdanowska, Platforma wystawiłaby prawdopodobnie któregoś z jej bliskich współpracowników.

Marta Rawicz (PAP)