Trump ma odwiedzić Pensylwanię i zabiegać o głosy Amerykanów polskiego pochodzenia. Spotka się z prezydentem Andrzejem Dudą.

Walka o głosy wyborców polskiego pochodzenia w USA wchodzi na pełne obroty. Zaczęło się od Kamali Harris, gdy w debacie prezydenckiej z 10 września wspomniała o „800 tysiącach członków Polonii mieszkających w Pensylwanii” i zasugerowała, że Donald Trump nie miałby nic przeciwko oddaniu Polski w ręce Władimira Putina w zamian za przysługi. Potem jej sztab wyprodukował spoty wyświetlane w Pensylwanii, Michigan i Wisconsin. To trzy kluczowe wahające się stany nad Wielkimi Jeziorami zamieszkane przez spory odsetek Amerykanów przyznających się do polskich korzeni (odpowiednio 5,84 proc, 7,79 proc. oraz 8,19 proc.). Tłem dźwiękowym jest hejnał mariacki, a lektor uspokaja, że Harris „będzie broniła naszych wspaniałych sojuszników”.

Działania demokratki nie pozostały niezauważone przez sztabowców Trumpa. W niedzielę kandydat republikanów ma przyjechać do Narodowego Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown w Pensylwanii, ok. 40 km od centrum Filadelfii. To miejsce kultu maryjnego nazywane jest amerykańską Częstochową, a w 1984 r. przemawiał tu Ronald Reagan. Do Doylestown skieruje się w niedzielę także prezydent Andrzej Duda, który przyjedzie tu z Nowego Jorku, gdzie przebywać będzie w związku z 79. sesją Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Jest niemal pewne, że w Pensylwanii dojdzie do spotkania między Trumpem a Dudą. Będzie to pierwsza rozmowa między politykami od kwietnia, gdy spotkali się w Trump Tower na Manhattanie. Należy to czytać jako kampanijne wsparcie dla republikanina, swego rodzaju odpowiedź na polityczną przysługę dla polskiego prezydenta – ten w 2020 r. został przyjęty w Białym Domu kilka dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich w Polsce. Na kontakty Dudy z republikaninem, który ma szansę wrócić do Gabinetu Owalnego, przychylnym okiem patrzą rząd w Warszawie i szef MSZ Radosław Sikorski. W Polsce panuje konsensus, że należy aktywnie przeciwdziałać izolacjonistycznym tendencjom wśród republikanów.

Niedziela w Doylestown będzie zwieńczeniem tygodnia wieców Trumpa. Po nieudanym ataku w Pensylwanii można się spodziewać większej niż zazwyczaj aktywności Secret Service, krytykowanej za ponowne dopuszczenie w pobliże kandydata republikanów uzbrojonego mężczyzny (tym razem na polu golfowym na Florydzie). Z informacji DGP wynika, że wydarzenie w Doylestown nie będzie przypominać wiecu, goście zostaną starannie wyselekcjonowani, nie zaproszono tłumów i nie są one spodziewane. Zdjęcia zapewne zostaną wykorzystane w spotach wyborczych republikanina.

Cztery lata temu wśród wyborców przyznających się do polskiego pochodzenia republikanin przegrał. Z badań mającego siedzibę w Michigan Piast Institute wynika, że w 2020 r. na Trumpa głos oddało 42 proc. z nich. Demokrata Joe Biden uzyskał wtedy 54 proc. głosów w tym segmencie wyborczym. Było to odwrócenie sytuacji z 2016 r., kiedy wśród Polonii zwyciężył Trump z wynikiem 58 proc., a demokratka Hillary Clinton uzyskała wynik o 16 pkt proc. niższy. Generalnie nad Wielkimi Jeziorami osoby o polskich korzeniach historycznie skłaniają się raczej ku demokratom, bardziej niż republikanie związanych z klasą przemysłową oraz związkami zawodowymi. Z ostatnich takich badań prowadzonych w 2013 r. pod kierownictwem zmarłego w roku 2018 profesora Thaddeusa C. Radzilowskiego wynika, że w skali całych Stanów Zjednoczonych 36 proc. osób o polskim rodowodzie utożsamia się z demokratami, 23 proc. z republikanami, sześć z pozostałymi partiami, a 36 proc. uznaje się za niezależnych. Tych, którzy uważają się za konserwatystów było dekadę temu nieco więcej niż liberałów (38,5 proc. do 36,9 proc.).

Ze względu na wysoki odsetek „polskich wyborców” nad Wielkimi Jeziorami oraz ich polityczną labilność sztaby mają się o co bić. A zacięta rywalizacja o Pensylwanię tylko wzmaga w tym roku zainteresowanie wyborcami polskiego pochodzenia wśród najważniejszych polityków w USA. O Pensylwanii, przynoszącej najwięcej ze wszystkich „swing states” głosów w Kolegium Elektorów (aż 19), zadecydować mogą minimalne różnice. W 2016 r. Trump pokonał tu Clinton z przewagą wynoszącą mniej niż 50 tys. głosów. Zamieszkana przez 13 mln osób Pensylwania to klejnot koronny tego cyklu wyborczego, wygrana w niej może nie gwarantuje Gabinetu Owalnego, ale uchyla do niego drzwi. A potknięcie znacznie ogranicza szansę na prezydenturę. ©℗

W Polsce panuje zgoda, że należy przeciwdziałać izolacjonistycznym tendencjom republikanów