Żaden z siedmiu krajów, wobec których Bruksela rozpoczęła procedurę nadmiernego deficytu, nie przedstawił jeszcze planu naprawczego. Dokumenty powinny być przekazane do 20 września. Dalsze zalecenia z KE pojawią się jednak dopiero w listopadzie.

Pod koniec lipca państwa członkowskie zgodziły się na rekomendację Komisji Europejskiej, żeby objąć procedurą Polskę, Francję, Włochy, Belgię, Maltę, Węgry i Słowację i przedłużyć ją wobec Rumunii. Powodem jest przekroczenie deficytu sektora finansów publicznych 3 proc. PKB lub dług publiczny wyższy niż 60 proc. PKB. Dotychczas Bruksela, uruchamiając procedurę, od razu przekazywała rekomendacje budżetowe. Tym razem zalecenia będą wydane w listopadzie. Powody? Trwają dyskusje nad nowym składem KE po wyborach europejskich. Zmieniły się też unijne „ramy budżetowe”.

Objęte procedurą kraje na przedstawienie ścieżki dojścia do deficytu poniżej 3 proc. PKB mają czas do 20 września, a w wyjątkowych sytuacjach do 15 października. Obecnie stolice pracują nad planami zwiększenia oszczędności i redukcji wydatków. Najnowsze informacje przekażą szefowie resortów finansów na pierwszym powakacyjnym spotkaniu na koniec tego tygodnia.

Polski deficyt przekroczył 5 proc. PKB w ubiegłym roku (powyżej tego poziomu będzie i w tym, i w 2025 r.), stąd po raz trzeci zostaliśmy objęci procedurą – wcześniej miało to miejsce w latach 2004–2008 i 2009–2015. Obecnie rząd jest w „dialogu technicznym” z Brukselą. Argumentacja Warszawy jest taka, że wydajemy dużą część budżetu na obronność (w tym roku ponad 4 proc. PKB), co według nowych ram budżetowych zasługuje na łagodniejsze traktowanie.

Według szefa resortu finansów Andrzeja Domańskiego w polskiej strategii naprawczej kluczowe będą utrzymanie wysokiego tempa wzrostu PKB i nacisk na przyspieszenie inwestycji. Prezentując projekt ustawy budżetowej na 2025 r., minister opowiedział się za możliwie szybką redukcją deficytu.

Planów nie widać

Jak wygląda sytuacja innych krajów? Francja przez kilka tygodni znajdowała się w kryzysie politycznym po przedterminowych wyborach parlamentarnych. Dopiero kilka dni temu prezydent Emmanuel Macron desygnował na premiera byłego komisarza UE ds. brexitu Michela Barniera.

Minister finansów w poprzednim rządzie technicznym Bruno Le Maire twierdzi, że za duże wzrosty wydatków w kraju odpowiadają głównie samorządy, z kolei szef parlamentarnej komisji finansów Éric Coquerel twierdzi, że zawinił spadek wpływów budżetowych. Coquerel alarmuje, że deficyt w tym roku może osiągnąć 5,6 proc. PKB, a w przyszłym jest w stanie przebić nawet 6,2 proc. PKB. Warunkiem odwrócenia tych wskaźników, jak wylicza kierowana przez niego komisja, będą cięcia na poziomie 60 mld euro.

A na nie, jak wszystko wskazuje, będzie musiała zgodzić się także skrajna prawica. Barnier bowiem będzie mógł liczyć tylko na poparcie centrowego obozu Emmanuela Macrona, zaś zwycięska w wyborach lewica nie zamierza głosować za rządem byłego unijnego komisarza. Oznacza to, że najpewniej zarówno wotum zaufania, jak i późniejszy wynik głosowania w sprawie budżetu będą zależały od głosów Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Zgodnie z przepisami rząd musi do 1 października przedstawić projekt bud żetu parlamentowi.

Włosi, dysponujący dziś komisarzem ds. budżetu i walczący również o istotną tekę gospodarczą w nowej KE, w 2023 r. mieli do pokonania największy dystans, by spełniać unijne kryterium deficytu (walczą też z najwyższym spośród dużych unijnych państw długiem publicznym w relacji do PKB). Na razie jednak Rzym nie przedstawił żadnej strategii. Rząd przekonuje, że będzie ona gotowa do połowy września. Gabinet premier Giorgii Meloni twierdzi, że jest w stanie obniżyć deficyt w przyszłym roku do 3,6 proc. PKB i do 2,9 proc. PKB w 2026 r.

Swoich planów nie przygotowały też jeszcze Węgry, które od miesięcy są na kursie kolizyjnym z Brukselą, oraz Słowacja, Malta i Belgia. Najtrudniejszą sytuację ma Rumunia. Kraj jest objęty procedurą nieustannie od 2019 r. i nie udaje mu się zrealizować żadnego z celów oszczędnościowych wytyczanych przez Brukselę.

Groźba zamrożenia

Zgodnie z obecnymi zasadami stolice objęte procedurą nadmiernego deficytu muszą wprowadzać mechanizmy stałego tempa zmniejszania deficytu i zadłużenia – począwszy od 2025 r. przez okres od czterech do siedmiu lat. Największe zadanie stoi przed Włochami. Jak wynika z wyliczeń DGP opartych na danych za 2023 r., Węgrzy powinni doprowadzić do obniżenia deficytu o 3,7 proc. PKB, a Rumuni o 3,6 proc. PKB.

Stosunkowo najmniejszy problem powinny mieć Belgia, która ma zaoszczędzić 1,4 proc. PKB, oraz Słowacja i Malta (po 1,9 proc. PKB). W stosunku do wydatków i dochodów najgorsza sytuacja jest w przypadku Rumunii, odstającej nawet od pozostałych państw objętych procedurą nadmiernego deficytu. W przypadku Polski oszczędności odniesione do dochodów powinny wynieść 5 proc., a do wydatków 4 proc.

Bruksela, zanim zdecydowała o rozpoczęciu procedury lub jak w przypadku Bukaresztu jej przedłużeniu, była w kontakcie ze wszystkimi stolicami. Przekonały ją argumenty m.in. Hiszpanii, Czech i Estonii – te kraje w 2023 r. również nie spełniały wymogów dotyczących równowagi finansów publicznych, ale przedstawiły Komisji ścieżkę powrotu do celu 3 proc. PKB. W przypadku ósemki państw objętych unijną procedurą kluczowe będą strategie, które mają zostać przedstawione we wrześniu, oraz listopadowe rekomendacje Brukseli. A jeśli równoważenia finansów nie będzie? W grę wchodzą kary nakładane na państwa w postaci np. zamrożenia części unijnych pieniędzy. Dotychczas jednak KE nie decydowała się na ten najbardziej radykalny krok w przypadku żadnego z państwa – ani w stosunku do Grecji w okresie największego kryzysu, ani wobec Rumunii objętej procedurą od pięciu lat. ©℗

ikona lupy />
Wymagane oszczędności w budżetach (na podstawie danych za 2023 r.) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe