Dwa najważniejsze pytania dotyczące tzw. "buntu Prigożyna" brzmią: dlaczego zaczął się on właśnie teraz i kto stoi za szefem najemniczej Grupy Wagnera – powiedziała w rozmowie z PAP Anna Maria Dyner, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

"Chaos informacyjny wokół sytuacji, którą Władimir Putin nazwał buntem i zdradą, a także groźbą nowej smuty, uniemożliwia precyzyjne ustalenie, co się dzieje. Trwa zacięta wojna informacyjna, a weryfikacja wielu informacji jest praktycznie niemożliwa" – oceniła Dyner.

"Najważniejsze pytania są jednak, moim zdaniem, dwa. Dlaczego do +buntu Prigożyna+ dochodzi właśnie teraz? A także: jaka jest konfiguracja sił? Choć istnieje prawdopodobieństwo, że jest to bunt, który wyrwał się spod kontroli, trudno uwierzyć w to, że jest to samodzielna inicjatywa Prigożyna i że działa on sam. Ewidentnie może on być związany z którąś z kremlowskich lub okołokremlowskich grup" – przypuszcza analityczka PISM.

"Jak lubią mówić w takich przypadkach analitycy, sytuacja jest bardzo dynamiczna. Z oficjalnych i nieoficjalnych doniesień wydaje się, że siły Prigożyna bez większych przeszkód przejęły kontrolę nad obiektami wojskowymi w rosyjskim Rostowie nad Donem, a następnie ruszyły w kierunku Woroneża" – przypomniała Dyner.

W piątek, gdy Prigożyn wystąpił ze swoim manifestem skierowanym przeciwko ministrowi obrony Siergiejowi Szojgu i szefowi sztabu generalnego Walerijowi Gierasimowowi i oficjalnie ogłosił bunt, Kreml reagował powściągliwie. Późnym wieczorem w telewizji państwowej wyemitowano nagrane wcześniej życzenia Władimira Putina dla młodzieży.

Jednak potem działania władz nabrały dynamiki. Prigożyna oficjalnie nazwano buntownikiem, oskarżono o próbę przewrotu. Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) wszczęła przeciwko niemu sprawę karną. W końcu w sobotę rano Władimir Putin wystąpił z nadzwyczajnym przemówieniem, w którym nazwał go (chociaż nie z nazwiska) zdrajcą, oskarżył o doprowadzenie do chaosu, a działania szefa wagnerowców porównał do przewrotu bolszewickiego z 1917 roku.

"W krótkim przemówieniu Putin podkreślał zagrożenie rozłamem wewnętrznym wobec +egzystencjalnej+ wojny, którą Rosja prowadzi z wrogami zewnętrznymi na Ukrainie. Inicjatora buntu nazwał zdrajcą, ale jednocześnie apelował do jego stronników, którzy +zostali okłamani, wprowadzeni w błąd+, wyraźnie próbując przeciągnąć ich na słuszną stronę. Straszył smutą i powtórzeniem 1917 roku, choć to ostatnie, w ustach człowieka, który za największą katastrofę XX wieku uważa rozpad ZSRR, brzmiało dziwnie" – powiedziała Dyner.

Putin zapowiedział podjęcie ostrych działań przeciwko rebelii i ukaranie winnych.

Jewgienij Prigożyn, przed wojną zwany głównie "kucharzem Putina", to szef ewidentnie powiązanej z Kremlem formacji najemniczej Grupa Wagnera. Przed inwazją na Ukrainie najemnicy Prigożyna działali głównie na "wysuniętych odcinkach" – w Syrii, Afryce. Jak mówił sam szef najemników, gdy zaczęła się pełnoskalowa wojna na Ukrainie, jego formacja została wezwana na pomoc - rzekomo dlatego, że regularna armia nie dawała sobie rady.

Grupa Wagnera, choć działała pod nieoficjalnym patronatem Kremla, formalnie, w świetle rosyjskich przepisów, nie jest legalna. Pomimo tego Prigożynowi pozwalano na werbowanie więźniów do walki na Ukrainie, armia zaopatrzała go w sprzęt i amunicję, a na zbrodnie popełniane przez wagnerowców patrzono przez palce.

Sytuacja zmieniła się, gdy Prigożyn, będący również właścicielem sporego imperium medialnego i cieszący się poparciem niemałej części radykalnie nastrojonych środowisk prowojennych w Rosji, zaczął krytykować ministerstwo obrony i dawać wyraz swoim ambicjom politycznym.

Jego konflikt z kierownictwem ministerstwa obrony w wielu odcinkach opisali analitycy, m.in. eksperci amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną (ISW), którzy najwyraźniej trafnie przewidzieli, że Prigożyn może stać się ważnym aktorem w rosyjskiej polityce wewnętrznej.

"Z punktu widzenia Kremla kluczowe jest obecnie zademonstrowanie zdolności aparatu siłowego do zduszenia buntu, zapanowania nad sytuacją, przywrócenia kontroli i ukarania winnych tego, co nazywają zdradą i buntem. Sytuacja, w której np. część struktur siłowych zademonstruje nielojalność wobec przełożonych i władz będzie dużym wyzwaniem nie tylko dla kontroli państwowej, ale też dla wizerunku Putina i całego rosyjskiego kierownictwa" – podkreśliła Dyner.

"W czasach rządów Putina jest to pierwszy przypadek, w którym nie tylko politycznie, ale od razu także zbrojnie zademonstrowany został głos sprzeciwu wobec polityki władz. Potencjalnie może to mieć poważne konsekwencje dla nastrojów w rosyjskich elitach i dla całego systemu władzy" – podsumowała ekspertka. (PAP)

rsp/ szm/