Ukraińcy od lutego apelują do Izraela, by jak reszta Zachodu zdecydowanie wsparł ich wysiłki obronne.

Otwarte zaangażowanie Iranu po stronie Rosji sprawiło, że w Kijowie odżyły nadzieje na wsparcie wojskowe Izraelczyków. Stąd rosnące zaangażowanie ukraińskiej dyplomacji, starającej się przekonać rząd w Jerozolimie do zmiany dotychczasowej polityki. Prezydent Wołodymyr Zełenski zaapelował nawet, by Izrael w końcu opowiedział się jednoznacznie, po której stronie chce być.
Ostrożny optymizm w rozmowie z agencją Interfaks-Ukrajina wyraził ambasador w Izraelu. – Istnieją pewne przesłanki, by sądzić, że to stanowisko ulegnie zmianie. Chcę wierzyć, że razem uda nam się je zmienić – powiedział Jewhen Kornijczuk. Ukraińskie władze wielokrotnie – także publicznie – apelowały przede wszystkim o przekazanie lub sprzedaż elementów Żelaznej Kopuły, skutecznie chroniącej Izrael przed atakami rakietowymi ze Strefy Gazy. Szef resortu obrony Beni Ganc tłumaczył jednak konsekwentnie, że taka pomoc oznaczałaby „opróżnienie izraelskich magazynów”, na co kraj ten nie może sobie pozwolić z troski o własne bezpieczeństwo. Minister dodał, że w grę może wchodzić sprzedaż systemów wczesnego ostrzegania przed atakami rakietowymi. Według „New York Timesa” Izrael przekazał też Ukraińcom dane wywiadowcze o irańskich dronach typu szahed. Przy użyciu tych bezzałogowców Rosjanie od września sieją spustoszenie w ukraińskiej energetyce.
– Stopniowo, krok po kroku, Izrael zmierza we właściwym kierunku – mówił pod koniec października szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba w rozmowie z programem „TSN”. O wsparcie dla Kijowa apeluje tamtejsza diaspora żydowska. W podpisanym przez 106 ukraińskich Żydów liście otwartym do izraelskich polityków zawarto apel, by „stanęli po jasnej i sprawiedliwej stronie historii”. Jednym z inicjatorów wystąpienia był Josyf Zisels, dysydent w czasach ZSRR, jeden z liderów diaspory. Kijów poprosił też o wstawiennictwo Amerykanów, o czym otwarcie powiedział „The Hill” ambasador Kornijczuk. – To jedyny kraj, z którego zdaniem Izrael się liczy – oznajmił. Odzyskanie władzy przez Binjamina Netanjahu może jednak rozwiać te nadzieje. Lider Likudu miał znakomite relacje z poprzednią administracją Donalda Trumpa. Dystans Joego Bidena wobec niego wzrósł zaś jeszcze mocniej ze względu na to, że Netanjahu, tworząc koalicję, będzie musiał się sprzymierzyć ze skrajną prawicą.
Komentatorzy nie mają wątpliwości, że powrót Netanjahu na stanowisko szefa rządu nie przyniesie znaczącej zmiany. „Przewodniczący Likudu także będzie odmawiał udzielania pomocy wojskowej” – pisali w powyborczej analizie Mairav Zonszein z International Crisis Group i Daniel Levy z US/Middle East Project.
Przez ostatnie osiem miesięcy znajdujący się w opozycji „Bibi” starał się nie zabierać głosu w sprawie rosyjskiej inwazji. Wydarzeń w Ukrainie nie nazywał również wojną. – Przyjrzę się możliwości dostarczania broni Ukrainie, jeśli wrócę na stanowisko premiera. Wszyscy jej współczujemy – komentował wprawdzie w rozmowie z „USA Today” w trakcie kampanii wyborczej, ale już na antenie MSNBC wyrażał obawy, że izraelska broń mogłaby trafić w ręce Iranu, gdyby została wykorzystana na polu walki w Ukrainie. Po tym, jak wyszło na jaw, że Teheran zaangażował się w wojnę po stronie Rosji, politykę rządu Naftalego Bennetta i Ja’ira Lapida zaczął zaś chwalić jako „rozważną”. Sam przez lata utrzymywał dobre relacje z Władimirem Putinem. W 2019 r. rosyjski prezydent pojawił się nawet na jego plakatach wyborczych.
„Powrót Netanjahu na stanowisko premiera Izraela to dobra wiadomość dla Moskwy. Wcale nie chodzi o to, czy jest przyjacielem Putina, czy nie. On jest po prostu przyjacielem rosyjskiej wizji świata” – napisał na Telegramie Aleksiej Naumow z Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych. Dziennikarka „The Jerusalem Post” Lahaw Harkow pisze jednak, że Netanjahu będzie musiał przynajmniej zbadać konsekwencje testowania przez Iran swojej broni w Europie i ryzyko jej wykorzystania przeciw Izraelowi. Można się spodziewać, że jeszcze mniej przyjazne Ukrainie stanowisko przyjmą potencjalni koalicjanci „Bibiego” ze skrajnie prawicowej partii Siła Żydowska, której przewodzi Itamar Ben Gewir. Choć jej członkowie zwykli się skupiać na polityce wewnętrznej, poseł elekt Almog Kohen wyraził niedawno poparcie dla rosyjskiej inwazji.
W kraju toczy się debata między tymi, którzy wzywają rząd, by stanął „po właściwej stronie historii”, a zwolennikami stanowiska, zgodnie z którym wsparcie Ukrainy skomplikowałoby sytuację strategiczną państwa żydowskiego. O dostawy broni zaapelował odchodzący minister diaspory Nachman Szaj, były rzecznik sił zbrojnych. Z sondażu przeprowadzonego w październiku na zlecenie państwowej telewizji Kan wynika, że 41 proc. Izraelczyków sprzeciwia się zbrojeniu Ukrainy. Ruch ten popiera zaledwie 21 proc. ankietowanych. „Dostawy izraelskiej broni do Ukrainy mogą spowodować natychmiastowy odwet ze strony Rosji w Syrii lub utrudnić repatriację rosyjskich Żydów do Izraela, która znacznie wzrosła w czasie wojny” – napisał izraelski ekspert ds. rosyjskich, emerytowany oficer Daniel Rakow w „International Politics and Society”. Podobną narrację promuje odchodzący z urzędu minister obrony. W ubiegłym tygodniu Ganc mówił, że Izrael nie może wyprodukować wystarczającej liczby systemów obrony powietrznej, by pomóc Ukrainie, która jest 11 razy większa od Izraela. ©℗