Bruksela uzgodniła objęcie okupowanych obszarów wschodniej Ukrainy embargiem handlowym

Procedurę nałożenia nowych sankcji wymierzonych w Rosję, wśród których jest zakaz handlu między UE a uznanymi przez Kreml w poniedziałek Doniecką i Ługańską Republikami Ludowymi (DRL/ŁRL), przeprowadzono błyskawicznie. Ich publikacja w oficjalnym Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej będzie oznaczać, że pojawiła się pierwsza jednoznaczna podstawa prawna, by zablokować import donbaskiego antracytu do Unii, w tym do Polski. Władze państw członkowskich nie będą już mogły dłużej ignorować zjawiska.
Tym samym DRL i ŁRL zostaną objęte identycznymi restrykcjami, co anektowany w 2014 r. Krym. Od tamtego czasu nie wolno z nim handlować ani inwestować na miejscu. – Decyzja Rosji o uznaniu ukraińskich regionów Doniecka i Ługańska jest nielegalna i nie do zaakceptowania. To samo odnosi się do decyzji o wysłaniu wojsk do tych regionów – tłumaczyła we wtorek szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. – Rosja wywołała ten kryzys i jest odpowiedzialna za jego obecną eskalację. Szybko sfinalizujemy pakiet sankcji w ścisłej koordynacji z naszymi partnerami – zapowiedziała. Embargo handlowe oznacza m.in. zakaz importu jakichkolwiek towarów z obszarów okupowanych.
Dotyczy to przede wszystkim antracytu, najbardziej energetycznego rodzaju węgla, należącego do głównych towarów eksportowych separatystycznych parapaństw. O tym, że trafia on do Polski i szeregu innych państw zachodnich, pisaliśmy obszernie na łamach DGP, jednak nie doprowadziło to do jakościowej zmiany polityki państw unijnych. Komisja Europejska przekonywała, że implementacja ewentualnych sankcji jest domeną poszczególnych stolic, a te – że kwestia handlu węglem z okupowanego Donbasu to element polityki handlowej, która należy do wyłącznych kompetencji Brukseli. Przykładem mogą być słowa Tadeusza Skobla z 2018 r., wówczas wiceministra energii. Dowodził w Sejmie, że „import antracytu powinien być postrzegany głównie jako problem Komisji Europejskiej”, bo „to właśnie UE posiada narzędzia prawne umożliwiające ograniczenie importu węgla”.
Spychologię ułatwiała niejednoznaczna sytuacja prawna. Formalnego embarga handlowego nie było, ale wprowadzone po rosyjskiej agresji sankcje przewidywały możliwość zamrożenia aktywów „osób fizycznych lub prawnych, które przeprowadzają transakcje z grupami separatystycznymi”. Niektórzy prawnicy sugerowali, że można w ten sposób interpretować transakcje przeprowadzane z przedsiębiorstwami takimi jak TD Ugol Donbassa – to firma należąca do DRL z siedzibą w donieckim ministerstwie podatków. Nikt jednak nie został takimi restrykcjami objęty. Brakowało woli politycznej. Na przykład Agencja Celna Bułgarii, którą zapytaliśmy o trafiający do tego kraju antracyt, wprost odpisała, że „nie ma aktów prawnych, które by zabraniały importu dóbr z samozwańczych, tak zwanych i nieuznawanych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych”. Teraz taki akt prawny się pojawił.
Handlem węglem z Doniecka zajmuje się szereg niewielkich spółek. Przez kilka lat, dzięki politycznej decyzji rosyjskich władz, biznes monopolizował Serhij Kurczenko, przed 2014 r. należący do najbliższego otoczenia ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza. Kurczenko wywoził węgiel przez niekontrolowany odcinek ukraińsko-rosyjskiej granicy, wyposażał go w dokumenty poświadczające rosyjskie pochodzenie i eksportował na Zachód. Surowiec nie był wykorzystywany w polskiej energetyce, ponieważ w naszych elektrowniach pali się innym rodzajem węgla, lecz w przemyśle. Kontrahentami firm Kurczenki były zarówno spółki należące do obywateli państw UE, jak i specjalnie zakładane w tych krajach przez Ukraińców z Donbasu. Takie jak nieistniejący już katowicki Doncoaltrade, w którym udziały miał były wiceszef resortu energetyki ŁRL Ołeksandr Melnyczuk albo wciąż działający TD Anthracite ze Sławkowa, którego współzałożycielem był Ihor Łyzow, obecny szef okupacyjnych władz rejonu (powiatu) amwrosijiwskiego DRL.
Antracytem z Donbasu handluje szereg niewielkich firm