Lider Fideszu po wyrzuceniu z frakcji Europejskiej Partii Ludowej najchętniej sprzymierzyłby się z polską i włoską prawicą.

Fidesz opuścił frakcję Europejskiej Partii Ludowej (EPP), pozostając na razie członkiem samego ugrupowania. Przedstawiciele partii Viktora Orbána twierdzą, że wyjście było ich suwerenną decyzją. Opozycja dodaje, że w ten sposób premier uniknął nieuchronnego, bo zmiana regulaminu EPP i tak skutkowałaby zawieszeniem jego europosłów.
Te z pozoru semantyczne różnice mają znaczenie. Korespondencja w sprawie opuszczenia frakcji toczyła się z Manfredem Weberem, przewodniczącym grupy. Orbán pisał jednak nie jako szef Fideszu, ale premier Węgier. Ten fakt ma przełożenie na politykę wewnętrzną. Nawet opozycyjny, ongiś antyeuropejski Jobbik uważa, że krok Orbána przybliża widmo huexitu i dowodzi marginalizacji kraju. Według Jobbiku teraz Fidesz to skrajna prawica.
Od 2019 r. spór w EPP nie toczył się o unijne wartości, ale politykę jako taką, głównie o uruchomiony przeciw Węgrom art. 7 unijnego traktatu. EPP była krytykowana za powściągliwą postawę wobec Fideszu. Z jednej strony politycy mówili o praworządności, z drugiej tolerowali to, co się dzieje na Węgrzech, czyli demontaż mediów i sądownictwa oraz zaburzenie podziału władz po wprowadzeniu stanu zagrożenia z powodu pandemii. Partia formalnie pozostaje częścią chadecji, choć od 2019 r. jest zawieszona w prawach członka. By EPP ostatecznie pozbyła się Fideszu, musi dojść do spotkania liderów krajowych ugrupowań, planowanego na czerwiec.
Rozwód może oznaczać problemy. Fidesz utraci parasol ochronny, który pozwalał mu korzystać z podwójnych standardów w UE. Teraz sojusz EPP, socjalistów, Zielonych i liberałów mógłby posuwać naprzód postępowania przeciw Węgrom. Pytanie, czy będzie ku temu wola polityczna. Prorządowe media tymczasem tłumaczą Węgrom, że opuszczenie EPP to efekt dominacji zwolenników George’a Sorosa, którzy za nic mają wartości chrześcijańskie, parlamenty narodowe i suwerenność. Premier zarzuca byłym kolegom z frakcji „proimigranckość”, a ostatnio dołączyła do tego krytyka polityki szczepionkowej.
Prawicowe kluby zaczęły badać możliwość ściągnięcia 12 europosłów do siebie. Gotowi na przyjęcie Fideszu są Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR), do których należy Prawo i Sprawiedliwość. – Zapraszamy premiera Orbána i wszystkich konserwatystów z EPP, którzy czują się tam niezbyt komfortowo – mówi europoseł Zdzisław Krasnodębski. Akces Fideszu wzmocniłby ECR, mocno osłabionych przez brexit. Odejście brytyjskich konserwatystów sprawiło, że trzecia najmocniejsza frakcja spadła na przedostatnie miejsce, a PiS stał się najsilniejszą delegacją krajową w ugrupowaniu. Pytanie, czy wszystkie partie ECR byłyby skłonne przymknąć oko na prorosyjską i prochińską retorykę Fideszu.
Orbán zaś napisał tekst zakończony frazą „fortes fortuna adiuvat”, „szczęście sprzyja silnym”. Pisze w nim, że trzeba przygotować nową ofertę dla odrzucających imigrację i LGBT, pragnących większej suwerenności i chcących chronić wartości chrześcijańskie. Oferta ma prowadzić do zbudowania nowej europrawicy poza EPP. Termin nawiązuje do idei z 2019 r. formowania nowej rodziny, do której to Orbán zaprasza, a nie jest zapraszany. Wśród potencjalnych stronników w piątkowym wywiadzie Orbán wspominał „Polaków” i premiera Włoch Mattea Sal viniego, lidera Ligi. Nową wymienianą postacią jest też Giorgia Meloni, liderka Braci Włochów z ECR.
Salvini już w 2019 r. zachęcał do aliansu, ale wtedy PiS odmówiło przez prorosyjskość Ligi. Partia weszła więc w skład Tożsamości i Demokracji razem z bardziej skrajnymi siłami, jak Alternatywa dla Niemiec czy Zgromadzenie Narodowe Marine Le Pen. Krasnodębski sugeruje, że i dziś nie ma mowy o prostym połączeniu. – Różnice w podejściu do Kremla to nie największy problem. Najbardziej niebezpieczna prorosyjskość jest w centrum europejskiej polityki. Francuska prawica nie różni się od innych ugrupowań francuskich. To, że kiedyś wzięli kredyt w banku rosyjskiego oligarchy, wynikało z tego, że gdzie indziej nie mieli możliwości. Ale są inne różnice ideowe. Jesteśmy ugrupowaniem eurorealistycznym, niekoniecznie eurosceptycznym – podkreśla polityk.