Administracja prezydenta Joego Bidena zaostrza stanowisko wobec Kremla i chce ukarać Moskwę za naruszenia praw człowieka, koordynując działania z Unią Europejską.

Stany Zjednoczone wprowadzają sankcje w związku z próbą otrucia i uwięzieniem rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Waszyngton ogłosił wczoraj dopisanie na czarną listę 14 firm i organizacji, które przyczyniły się do ubiegłorocznej próby zamordowania polityka. Nową strategię wobec Moskwy prezydent Joe Biden zrealizuje we współpracy z europejskimi sojusznikami. To kolejna decyzja demokraty, wskazująca na próbę odcięcia się od sposobu prowadzenia polityki zagranicznej przez poprzednią administrację. W sierpniu 2020 r., kiedy próbowano zabić Nawalnego, Donald Trump nie zdecydował się na reakcję, która pociągałaby Moskwę do odpowiedzialności za przeprowadzony atak.
Wówczas zareagowała jednak Unia Europejska, do której Stany Zjednoczone postanowiły teraz dołączyć. Nałożenie sankcji następuje w porozumieniu z Brukselą. Reuters informuje, że konkretne działania, na jakie decydują się partnerzy, a także planowany harmonogram ich realizacji, były opracowywane wspólnie przez urzędników amerykańskich i europejskich. – Nie chciałbym wdawać się w szczegóły, ale wystarczy zaznaczyć, że bardzo ściśle ze sobą współpracujemy – powiedział w poniedziałek Ned Price, rzecznik Departamentu Stanu, na temat koordynacji działań z Europą.
Trump, który o sprawie Nawalnego nie chciał z Brukselą rozmawiać, bywał oskarżany przez przeciwników o prowadzenie zbyt łagodnej polityki wobec Kremla. Do rewizji tej polityki zobowiązał się Biden, skupiając się nie tylko na naruszeniach praw człowieka, lecz także ingerencji w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 r. czy zaangażowaniu w masowy cyberatak na USA w 2020 r. Zapowiedział, że pod jego rządami USA przyjmą zdecydowanie mniej przyjazne stanowisko wobec prezydenta Władimira Putina. Dlatego oprócz wspólnych działań z Europą USA wprowadzą również własne, dodatkowe sankcje. Chcą w ten sposób dogonić Brukselę, która pierwsze kary za zamach na Nawalnego nałożyła na Rosję już w ubiegłym roku.
Biden już w poprzednim miesiącu wzywał do uwolnienia polityka. Jednak dopiero decyzja o nałożeniu pierwszych sankcji może świadczyć o faktycznym zwiększeniu presji na Putina. Sankcje – podobnie jak te przyjęte już przez Unię Europejską – będą wymierzone w wysokich rangą rosyjskich funkcjonariuszy organów ścigania, a także inne osoby z otoczenia Putina. Ich uzasadnieniem mają być politycznie motywowane zarzuty, jakie postawiono Nawalnemu, oraz użycie przez Rosję broni chemicznej z naruszeniem prawa międzynarodowego.
Testy toksykologiczne przeprowadzone w Niemczech, Francji i Szwecji oraz przez Organizację ds. Zakazu Broni Chemicznej wykazały, że aktywista został zatruty jedną z odmian nowiczoka, tego samego środka, którego użyto przy próbie otrucia byłego rosyjskiego wywiadowcy Siergieja Skripala. Stosując taki rodzaj broni do ataku na Nawalnego, Moskwa miała naruszyć międzynarodową konwencję o zakazie broni chemicznej.
Dlatego nowe decyzje Waszyngton chce podejmować w oparciu o dwa rozporządzenia wykonawcze. Pierwsze z nich zostało wydane po aneksji ukraińskiego Krymu w 2014 r. Drugie wprowadzono w 2005 r. w celu zwalczania rozprzestrzeniania broni masowego rażenia. Oba dokumenty umożliwiają Stanom Zjednoczonym zamrożenie amerykańskich aktywów należących do osób, które były zamieszane w zamach na Nawalnego. Pozwolą także zakazać amerykańskim firmom i osobom fizycznym współpracy z osobami objętymi sankcjami.
Według Kremla żadne sankcje nie pomogą USA w osiągnięciu zamierzonego celu, a tylko pogorszą i tak już napięte stosunki. Nie wdając się w szczegóły, minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow powiedział we wtorek, że Moskwa odpowiednio zareaguje na wszelkie podjęte przez Amerykanów działania. – Stale demonstrujemy gotowość do obustronnie korzystnych relacji z USA, bazujących na zasadach równości, wzajemnego szacunku i zaufania. Ale spójrzcie na niektóre oświadczenia o tym, że Rosja jest nieomal wrogiem, że Rosja jest źródłem zagrożenia – skarżyła się we wczorajszej rozmowie z RIA Nowosti Walentina Matwijenko, szefowa izby wyższej rosyjskiego parlamentu.