Ryzyko ataku Rosji na Polskę w najbliższych latach jest realne, ale obecnie bardzo niewielkie. I co najważniejsze, spada, jeśli przygotowujemy się do obrony. Co więc zrobiliśmy przez ostatnie dwa lata, by wzmocnić zdolności obronne państwa polskiego?

Zacznijmy od pozytywów. Przede wszystkim w pierwszych miesiącach wojny wspomogliśmy Ukrainę znacznymi ilościami sprzętu, m.in. przekazaliśmy jej ok. 350 czołgów, nikt nie przekazał ich więcej. W ten sposób kupiliśmy sobie czas, bo dzięki temu Kijów mógł się bronić dłużej. O tym, czy skutecznie, tego jeszcze nie wiemy. Zwiększyliśmy także radykalnie wydatki na obronność – w 2023 r. było to już prawie 4 proc. PKB. Zastanawiać może tylko, że w 2022 r., już po inwazji, takiego zwiększenia nie było. Za to w 2024 r. wydatki będą znów rekordowo duże i mają znacznie przekroczyć 150 mld zł.

Te pieniądze przeznaczamy na zakupy ciężkiego sprzętu, m.in. ponad 500 czołgów. Dla porównania: to znacznie więcej niż zakupy wszystkich innych krajów Europy Zachodniej w tym czasie. Również dla porównania – Rosja na wojnie straciła znacznie ponad 2 tys. czołgów i obecnie co miesiąc przywraca do życia z magazynów ok. 100 maszyn. Są to czołgi stare i znacznie mniej wartościowe niż te nasze, ale liczba ma również znaczenie. Dużym plusem naszych zakupów, i nie chodzi tylko o czołgi, są szybkie dostawy. Nie ma sensu wymieniać tu wszystkich projektów zbrojeniowych, ale warto wspomnieć choćby o tym, że budujemy jeden z najlepszych systemów obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej na świecie. Problem w tym, że w miarę sprawnie będzie on działał najwcześniej za pięć lat.

Oprócz zwiększenia budżetu i zakupów ciężkiego sprzętu zaczęliśmy zwiększać liczbę żołnierzy. I nie chodzi tu o sztucznie pompowaną przez byłego już ministra obrony Mariusza Błaszczaka liczbę żołnierzy zawodowych, ale wprowadzenie dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, czyli tzw. poboru podstawowego, dzięki któremu udało się przeszkolić już kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Nawet jeśli nie wszyscy zostają w Wojsku Polskim, to w ten sposób szkolimy rezerwistów, co przez lata było olbrzymią słabością – momentami nie istniało w ogóle.

Powyższe działania, ale też wiele innych wskazują, że Polska zagrożenie ze Wschodu potraktowała poważnie. Nie ma sensu zastanawiać się tutaj nad tym, dlaczego nie działaliśmy wcześniej, przed 2022 r. Ale nawet skupiając się tylko na ostatnich dwóch latach, lista zaniedbań jest długa. Jeśli chodzi o zdolności dla Wojska Polskiego, to wciąż nie udało nam się podpisać umów, np. na wozy bojowe piechoty Borsuk (wciąż trwają badania kwalifikacyjne) czy na transportery opancerzone Rosomak albo samoloty-cysterny. Mimo dwóch lat wojny i tego, że już po kilku miesiącach jej trwania jasne stało się, że kluczową kwestią są środki bojowe, czyli np. amunicja artyleryjska 155 mm, państwo polskie w tej materii zrobiło wyjątkowo niewiele. To znaczy podpisaliśmy kontrakty na dostawę ok. 500 tys. takich pocisków, w tym ok. 300 tys. od Polskiej Grupy Zbrojeniowej, ale wciąż nie jest jasne, czy i jak stworzymy zdolności do wytwarzania tego rodzaju pocisków w Polsce. Nie zwiększamy też zauważalnie zdolności do produkcji m.in. armatohaubic, nie mówiąc już o tym, że rozmowy z Koreańczykami w sprawie transferu technologii czy to produkcji pocisków rakietowych, czy czołgów nie zostały zakończone. A wojna w Ukrainie pokazuje nam, że zdolności własnego przemysłu są kluczowe dla podtrzymania ciągłości dostaw i naprawy uszkadzanego sprzętu.

Warto jednak pamiętać, że zdolności militarne to tylko jeden z elementów systemu obrony państwa. Co pokazuje przykład ze wschodu – bardzo istotne jest też przygotowanie ludności – choćby w zakresie dostępności schronów. Tymczasem w Polsce nie mamy obecnie ustawowych regulacji dotyczących ochrony ludności. Mimo prac w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji do końca ubiegłej kadencji Sejmu nie udało jej się przyjąć. Teraz MSWiA pod nowym kierownictwem zapowiada, że projekt zaprezentuje w najbliższych tygodniach. Jeśli chodzi o opóźnienia ustawowe, to wciąż też nie zakończyliśmy reformy systemu kierowania i dowodzenia Wojskiem Polskim. Projekt takiej ustawy prezydent Andrzej Duda zaprezentował ponad pół roku temu. A to tylko kilka przykładów dziedzin, w których wciąż mamy dużo do zrobienia.

Jeśli więc spojrzymy na ostatnie dwa lata, to porównując się z sąsiadami z zachodu Europy, zrobiliśmy dużo. Ale biorąc pod uwagę, że to właśnie my jesteśmy na wschodzie i najbliżej Rosji, zdecydowanie za mało. ©℗