Pełnomocniczka oskarżyciela posiłkowego Andrzeja Jaroszewicza złożyła w środę wniosek o wyłączenie ze składu sędziowskiego sędziego Stanisława Zduna. Końcowy etap toczącego się przed warszawskim sądem procesu ws. zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów na pewno się wydłuży.

Jak uzasadniono w tym wniosku obecność sędziego w składzie orzekającym narusza przepisy mówiące o niezawisłości i bezstronności sądu i może być przyczyną kwestionowania wyroku w apelacji. Sędzia Stanisław Zdun w ostatni czwartek został wybrany na wiceprzewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa. Za jego kandydaturą głosowało 13 członków KRS, przeciw było siedmiu.

W środę na kolejnej rozprawie ws. zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów planowano dokończenie czynności merytorycznych, w tym zakończenie przesłuchania ostatniej z biegłych. Pełnomocnik syna zamordowanego b. premiera, mec. Beata Czechowicz, złożyła jednak wniosek o wyłączenie ze składu sędziowskiego sędziego Zduna. W związku z tym ogłoszono przerwę w rozprawie do 4 grudnia. Pierwotnie na ten dzień przewidywano rozpoczęcie mów końcowych.

Mec. Czechowicz wskazywała, że wniosek o wyłączenie sędziego Zduna ze składu sędziowskiego ma m.in. związek z dołączeniem do akt sprawy treści postanowienia sądu okręgowego, w którym - jak mówiła - sąd z urzędu zdecydował się badać instytucjonalną bezstronność sędziego Zduna. "To orzeczenie jest sprzed kilku dni i (sąd) doszedł do wniosku, że pan sędzia owej instytucjonalnej bezstronności nie wypełnia" - mówiła.

Jej zdaniem obecność sędziego Stanisława Zduna narusza m.in. art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czy Konstytucję RP oraz ustawy mówiące o prawie do niezawisłego i bezstronnego sądu.

Czechowicz wskazywała, że chodzi m.in. o objęcie przez Zduna urzędu w procedurze z udziałem "upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa". Dodała, że sędzia "swoją postawą nie tylko nie kwestionuje niepraworządnych zdarzeń w naszym kraju, ale też je legitymizuje" decydując się na udział w – jak to określiła - "neo-KRS bis".

Jak podkreśliła, przebieg kariery zawodowej sędziego "wskazuje na jego związki z przedstawicielami władzy wykonawczej i rodzić może węzeł lojalności wobec tej władzy".

"Mój mocodawca chciałby pozostawać w zaufaniu, że wyrok zapadnie z ust sędziów, co do których nie ma żadnych zastrzeżeń. Dziwię się, że po tych wszystkich orzeczeniach, które zapadają, pan sędzia Zdun samodzielnie nie wyłączył się od rozpoznania niniejszej sprawy" – powiedziała mec. Czechowicz.

Podkreśliła również, że w składzie sędziowskim do tej sprawy jest sędzia dodatkowy, dlatego wyłączenie sędziego Stanisława Zduna nie będzie miało wpływu na bieg procesu.

Sędzia Zdun odpowiadał na środowej rozprawie, by nie insynuować "jakiegokolwiek powiązania jego osoby z władzą wykonawczą". "Jeżeli państwo będziecie mieli jakiekolwiek dowody, albo poszlaki na nieformalne moje związki z władzą wykonawczą, czy ustawodawczą to proszę je podać, natomiast jeśli takich dowodów, chociażby poszlak, nie macie to sobie wypraszam takie insynuacje" - mówił.

O nadanie biegu wnioskowi wniosły zarówno prokuratura, jak i obrońcy oskarżonych.

Piotr Jaroszewicz - premier PRL w latach 1970-1980 - zginął zamordowany wraz z żoną Alicją Solską-Jaroszewicz w domu w Aninie. Do jednej z najgłośniejszych zbrodni lat 90. doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r.

Proces – w którym oskarżonych jest trzech b. członków tzw. gangu karateków w latach 90. dokonującego napadów rabunkowych – rozpoczął się przed warszawskim sądem latem 2020 roku. Prokuratura oskarżyła Roberta S. o uduszenie Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelenie jego żony, zaś Dariusz S. i Marcin B. oskarżeni są o współudział w zabójstwie b. premiera.

Według prokuratury trzej mężczyźni dokonali napadu na posesję w Aninie, podczas którego mieli wspólnie zamordować Piotra Jaroszewicza, zaś Robert S. miał zabić Alicję Solską-Jaroszewicz. Robertowi S. zarzucono również zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie.

O przełomie w sprawie Jaroszewiczów w marcu 2018 r. mówił ówczesny minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Mówił o przedstawieniu zarzutów trzem domniemanym sprawcom, z czego do zarzucanych im czynów przyznało się dwóch.

Dariusz S. oraz Marcin B. twierdzą, że byli na miejscu zbrodni. Konsekwentnie obciążali też Roberta S., podkreślając, że to on kierował napadem, a oni byli zwykłymi wykonawcami zadań. Z kolei Robert S. nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów. "Zarzuty oraz oskarżenie przed sądem sformułowano w oparciu o kłamstwa współoskarżonych" – zaznaczał. (PAP)

Autorzy: Marcin Chomiuk, Marcin Jabłoński

mchom/ mja/ apiech/