PiS nie wyklucza dodatkowego posiedzenia Sejmu na początku września. Powód? Obawa, że Senat na czas nie dośle swoich stanowisk, w tym dotyczącego ważnej dla prezydenta ustawy kompetencyjnej.

Regulacją przygotowaną przez Andrzeja Dudę i jego otoczenie w przyszłym tygodniu (29–30 sierpnia) zajmie się Senat. – Ostateczna decyzja będzie na posiedzeniu plenarnym Senatu. Będę namawiał koleżanki i kolegów, by odrzucić ustawę w całości – zapowiada Krzysztof Kwiatkowski, senator niezależny i szef senackiej komisji ustawodawczej.

O co chodzi? Ustawa znacząco poszerza prerogatywy prezydenta w zakresie polityki unijnej. Zgodnie z tymi propozycjami prezydent miałby opiniować stanowiska rządu na unijne szczyty, wyrażać zgodę na wystawienie przez rząd kandydatury na najważniejsze stanowiska unijne (m.in. komisarza czy sędziego Trybunału Sprawiedliwości UE), a na czas polskiej prezydencji w Radzie Europejskiej (w I poł. 2025 r.) prezydent mógłby przewodniczyć naszej delegacji udającej się na unijny szczyt.

Sam PiS z rezerwą podchodził do tych regulacji, ale – po wprowadzeniu poprawek łagodzących część propozycji – postanowił ustawę przegłosować, by nie drażnić prezydenta. Zdaniem opozycji Andrzej Duda chce zabezpieczyć swoje wpływy na czas ewentualnej kohabitacji po wyborach, ale to – zdaniem części polityków – może skutkować paraliżem decyzyjnym w przypadku konfliktu prezydenta z rządem.

DGP zapoznał się z treścią trzech opinii zamówionych przez Senat do ustawy. Wszystkie wskazują na jej niekonstytucyjność. W jednej z nich profesor UW, dr hab. Ryszard Piotrowski wskazuje na niezgodność z „zasadą rzetelności i sprawności działania instytucji publicznych” (preambuła Konstytucji RP) oraz trzema jej artykułami – art. 10 ust. 1 (mówiącym o trójpodziale władz), art. 126 ust. 3 („Prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach”) oraz art. 133 ust. 3 („Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem”).

W drugiej opinii dr hab. Teresa Gardocka z SWPS stawia tezę, że „ustawa zmieniająca jest próbą odwrócenia zakresu kompetencji przyznanych przez Konstytucję w ramach trójpodziału władzy”. Autorka nie abstrahuje od kontekstu politycznego. Wskazuje, że w czerwcu 2024 r. odbędą się wybory do europarlamentu, a po nich nastąpi obsadzanie kluczowych stanowisk politycznych w UE. „Wynik wyborów w Polsce jest wciąż wysoce niepewny. Pewne jest natomiast to, że urzędujący Prezydent zachowa swoje stanowisko jeszcze przez rok. Staje się więc gwarantem «bałaganu w stosunkach z Unią», co jest dla obecnej władzy korzystne w przypadku wygranej (uważają, że porozumieją się z Prezydentem) i w przypadku przegranej (Prezydent może bez trudu sparaliżować działania nowej polskiej władzy w Unii, także w toku rozpoczynającej się z początkiem 2025 roku polskiej prezydencji w UE)” – przekonuje dr hab. Gardocka.

Trzecią ekspertyzę przygotował prof. dr hab. Marek Chmaj – on również wskazuje na niekonstytucyjność tych rozwiązań i przypomina, że w postanowieniu Trybunał Konstytucyjny (w sprawie o sygn. Kpt 2/08) – w związku z tzw. wojną o samolot między śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim a rządem PO-PSL – wyjaśnił, że to Rada Ministrów (a nie prezydent) prowadzi politykę zagraniczną (w tym politykę względem UE), co wynika z art. 146 ust. 4 pkt 9 konstytucji.

Wcześniej, na etapie prac sejmowych, ukazały się opinie prawne dr. hab. Krzysztofa Skotnickiego (Uniwersytet Łódzki) oraz dr. hab. Ryszarda Balickiego, profesora Uniwersytetu Wrocławskiego. Obie, przygotowane na zamówienie wicemarszałek Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (KO), były równie krytyczne co te przygotowane dla Senatu.

W tej sytuacji najpewniej Senat zawetuje ustawę. – TK wskazał, że prowadzenie polityki zagranicznej to kompetencja rządu, a dziś ponownie próbuje się te demony z przeszłości przywołać – komentuje senator Krzysztof Kwiatkowski.

Sfinalizowanie prac nad ustawą prezydenta może skomplikować... kalendarz. Senat zbiera się 29 i 30 sierpnia, z kolei posiedzenie Sejmu jest planowane na 30 sierpnia (głosowania od godz. 18). W idealnej dla PiS sytuacji Senat rozpatruje wszystkie ustawy i przesyła podjęte uchwały do Sejmu najpóźniej 30 sierpnia – tak by Sejm mógł od razu ustosunkować się do stanowisk izby wyższej i przekazać ustawy na biurko Andrzeja Dudy. Tyle że opozycja nie zamierza ułatwiać życia PiS. – Oczywiście, że papiery nie dotrą do Sejmu 30 sierpnia. Najwyżej będą musieli jeszcze raz zwołać Sejm – słyszymy po stronie opozycji. PiS jednak liczy się z takim scenariuszem. – Myślę, że wszystko to, co Senat przepracuje, a czego nie dośle na czas, będzie się wiązało z koniecznością zwołania kolejnego posiedzenia Sejmu, być może na początku września – mówi Marek Ast, poseł PiS. O takim wariancie słyszymy też od innego rozmówcy, z rządu.

Opozycja liczy, że na takim dodatkowym posiedzeniu prezes PiS Jarosław Kaczyński może mieć problem z większością, zwłaszcza jeśli wcześniej ujawni listy i okaże się, którzy posłowie na nie się nie dostali. Listy jednak należy zarejestrować w PKW do 6 września, a PiS – jak donosi RMF FM – może je ujawnić w weekend 2–3 września. Teoretycznie więc jest wąskie okienko czasowe, by zwołać Sejm jeszcze przed tą datą. ©℗