Kreml deklaruje, że przyjmie ofertę USA i podejmie rozmowy o zorganizowaniu spotkania Trumpa z Putinem. Ukraińcy uważają, że Amerykanie zbyt łatwo poszli na negocjacyjne ustępstwa wobec Rosji. Europa próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w której grozi jej porzucenie przez Amerykanów.

Odbywające się przy okazji Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa spotkania przedstawicieli nowej amerykańskiej administracji w Europie, podobnie jak sama konferencja, przerodziły się w poważny test dla relacji transatlantyckich. Oficjalnie Amerykanie deklarują wolę konsultacji z Europejczykami przed rozpoczęciem rozmów z Rosjanami. W praktyce ich komunikaty są niejednoznaczne, a zamiary Białego Domu w odniesieniu do wojny rosyjsko-ukraińskiej – mgliste. Europejscy liderzy mają problemy z odczytaniem intencji Waszyngtonu, a napięcie wychodzi poza kuluary.

Vance oskarża Europę o zdradę ideałów

Flagowym przykładem jest burza, jaką wywołało utrzymane w oskarżycielskim tonie przemówienie wiceprezydenta J.D. Vance'a. – Zagrożeniem dla Europy, którym przejmuję się najbardziej, nie jest Rosja ani Chiny – przekonywał. – Zagrożenie pochodzi z wewnątrz i jest nim odejście od fundamentalnych wartości, które Europa dzieli ze Stanami Zjednoczonymi – mówił, nie wywołując na sali entuzjazmu. Vance oskarżał przywódców Starego Kontynentu o tłumienie wolności słowa, odmowę współpracy ze skrajną prawicą i zgodę na masową imigrację. Najbardziej dotknięci poczuli się przedstawiciele rządu Olafa Scholza, zwłaszcza że wiceprezydent w samym środku kampanii wyborczej odbył rozmowy z liderką skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec Alice Weidel. – To misjonarze, którzy swoiście pojmowany konserwatyzm chcą rozlać na Europę, by narodzić kolejnych Viktorów Orbánów – mówi DGP jeden z doradców ukraińskiego rządu.

Cała konferencja odbyła się w cieniu rozmowy telefonicznej Trumpa z Władimirem Putinem, która – jak opisywał prezydent USA – była „długa i bardzo produktywna”. Jej szczegóły pozostają nieznane; wiadomo, że republikanin nie konsultował się wcześniej z krytykowanymi przez niego za zbyt niskie wydatki na zbrojenia Europejczykami. Frustracji takim obrotem spraw nie ukrywał w Monachium Wołodymyr Zełenski, który zaapelował o stworzenie europejskiej armii i ostrzegał, że nasz kontynent nie może wciąż liczyć na sojuszników zza Atlantyku. Prezydent Ukrainy dawał do zrozumienia, że podejście Amerykanów budzi w nim rozczarowanie. – Nie wierzę w gwarancje bezpieczeństwa bez Ameryki. Byłyby one po prostu słabe. Ale Ameryka nie udzieli gwarancji, jeśli nie będzie ich mogła zapewnić sama Europa – przekonywał w Monachium.

Kijów narzeka na ustępstwa Trumpa wobec Rosji

Kijowowi nie podoba się przyjęta przez Biały Dom taktyka negocjacyjna, w tym uznanie przez nowego szefa Pentagonu Pete'a Hegsetha za nierealistyczne przystąpienie Ukrainy do NATO i odbicie okupowanych terytoriów. Ukraińcy uważają, że to niepotrzebne ustępstwa wobec Rosji, które tylko zachęcą ją do kontynuacji agresji. Sekretarz obrony rozwadniał później swój komunikat, deklarując, że „wszystkie opcje są na stole”, a nawet nie wykluczając, że wśród tych opcji jest przekazanie Kijowowi głowic jądrowych. Europejskich polityków taka linia komunikacyjna Waszyngtonu nie przekonuje. Premier Islandii Kristrún Frostadóttir oceniła, że „nikt nie wie, co USA zamierzają zrobić, a trudno jest reagować na niejasne wypowiedzi”. Jeszcze dalej poszedł John Bolton, były doradca Trumpa ds. narodowego bezpieczeństwa, który wspomniał o „kapitulacji na początku negocjacji”.

Właściwe rozmowy z Rosjanami mają ruszyć niebawem w Arabii Saudyjskiej. Z doniesień medialnych wynika, że Trumpa będą w nich reprezentować obecny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz, przedstawiciel ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff oraz sekretarz stanu Marco Rubio. Wyznaczenie Waltza i Rubio nie zaskakuje. To politycy, których trudno posądzać o sympatię wobec Rosji. Waltz jest zwolennikiem wzmocnienia sankcji, a Rubio jako senator był współautorem wielu ustaw wymierzonych w interesy rosyjskie. Zaskakuje za to wybór Witkoffa, który wykazał się skutecznością w rozmowach z premierem Izraela Binjaminem Netanjahu, i brak Keitha Kellogga, specjalnego wysłannika ds. Ukrainy i Rosji.

Kellogg, z którym w piątek rozmawiał szef polskiego MSZ Radosław Sikorski i który w najbliższych dniach przyjedzie do Polski, miał zostać odstawiony na boczny tor. W Monachium współautor kampanijnego „Planu Trumpa dla Ukrainy i Rosji” bez ogródek przyznał, że Europa nie będzie uczestniczyć w rozmowach, choć zapewniał, że jej interesy mają zostać zagwarantowane przez Amerykanów. Trudno powiedzieć, na ile trwała będzie akurat ta linia. Przedstawiciele Białego Domu zmienili już zdanie w sprawie obecności samych Ukraińców przy stole rokowań, od tezy, że „Zełenski i tak będzie musiał zrobić, co trzeba”, po powrót do stanowiska, że Waszyngton ma tylko mediować, a jeśli będzie trzeba – wymusić na Rosjanach i Ukraińcach osiągnięcie porozumienia.

Rosyjska kontrpropozycja. Na razie półoficjalna

Kreml deklaruje, że jest otwarty na rozmowy z Trumpem, a nawet zorganizowanie szczytu przywódców. – Będziemy próbować rozwiązywać problemy za pomocą dialogu i rozmawiać o pokoju, a nie o wojnie – mówił rzecznik Putina Dmitrij Pieskow. – Spotkanie dwóch prezydentów wymaga oczywiście szczególnych wysiłków na poziomie roboczym – zastrzegł. Własny pomysł przedstawił lider tolerowanej przez Kreml partii Jabłko Grigorij Jawlinski, co niezależny politolog Iwan Prieobrażenski uznał za stanowisko „zrównoważonej części Kremla”. Jawlinski napisał, że umowa powinna zakładać rozejm i stworzenie wzdłuż linii frontu strefy zdemilitaryzowanej, wymianę jeńców, gwarancje bezpieczeństwa dla Rosji i Ukrainy oraz „nową koncepcję i środki stabilizacji stosunków rosyjsko-zachodnich”. To ostatnie miałoby zakładać „nowe rozmieszczenie broni i baz wojskowych w Europie Wschodniej”, co współbrzmi z rosyjskim żądaniem z 2021 r. wycofania zachodnich sił z państw wschodniej flanki NATO.

Równolegle do rozpoczętych rozmów z Rosją Amerykanie podjęli próbę porozumienia się z Alaksandrem Łukaszenką. Na Białorusi gościł Christopher Smith, zastępca sekretarza stanu. Smith miał zaoferować złagodzenie sankcji na nawozy i banki w zamian za ograniczenie represji i uwolnienie więźniów politycznych. Wcześniej białoruski reżim uwolnił z więzienia niewymienionego z nazwiska obywatela USA. Podobna wymiana z Rosją skończyła się upokorzeniem Amerykanów. Tuż po tym, jak Witkoff wynegocjował wypuszczenie z rosyjskiego więzienia nauczyciela Marca Fogela, przy którym miano znaleźć marihuanę, Rosjanie zatrzymali pod tym samym zarzutem kolejnego Amerykanina. Tymczasem w zamian za Fogela Biały Dom oddał Moskwie Aleksandra Winnika, oskarżonego o poważne przestępstwa kryptowalutowe. ©℗