Obrzędy związane z Zielonymi Świątkami, regionalna kuchnia i muzyka ludowa - to niektóre atrakcje niedzielnego festynu etnograficznego zorganizowanego w Białostockim Muzeum Wsi. Przygotowano m.in. pokaz zapomnianego obyczaju "chodzenia z królewną".

Zielone Świątki to potoczna nazwa chrześcijańskiego święta Zesłania Ducha Świętego, które przypada 50 dni po niedzieli Wielkanocnej.

Tradycja tego święta sięga jednak czasów przedchrześcijańskich - pisze w swojej książce "Rok obrzędowy na Podlasiu" etnograf i kierownik Białostockiego Muzeum Wsi dr Artur Gaweł - kiedy to obchodzono pogańskie święto wiosny, święto odradzającej się przyrody. Dopiero pod wpływem chrześcijaństwa nastąpiła zmiana akcentu i zaczęto obchodzić święto Zesłania Ducha Świętego. Obecnie tradycje związane z tym świętem zostały praktycznie zapomniane - można je spotkać tylko w skansenach.

Ważną rolę podczas Zielonych Świątek odgrywał kolor zielony, jako symbol odrodzenia. Dlatego też budynki dekorowano zielonymi gałązkami, najczęściej brzozy. Wierzono, że uchroni to dom przed urokami, a także zapewni urodzaj. Powszechne było też strojenie krów wiankami oraz palenie zielonoświątkowych ognisk, które miały chronić - jak pisze Gaweł - przed czarownicami. Wierzono bowiem, że potrafią one, stosując różnego rodzaju magiczne praktyki, wpłynąć na nieurodzaj.

Znanymi ludowymi praktykami "odganiającymi" złe duchy i zapewniającymi urodzaj była tradycja "chodzenia z królewną", zwana też na wschodnich kresach regionu "wodzeniem kusta". Zwyczaj ten można w niedzielę zobaczyć w białostockim skansenie.

Tradycja "chodzenia z królewną" polegała na tym, że na Zielone Świątki kobiety wybierały spośród siebie najmłodszą i najładniejszą dziewczynę, której zakładano na głowę wianek i ubierano w biały strój, następnie wraz z mężczyznami (marszałkami) obchodziły z nią pola. Miało to chronić uprawy przed klęską nieurodzaju, gradobiciem czy innymi zniszczeniami. Od gospodarzy korowód dostawał poczęstunek.

We wschodnich częściach regionu "chodzenie z królewną" nazywane było "wodzeniem kusta". Kust po białorusku to krzak, gałązka. Gałązkami przyzdabiano więc biały strój dziewczyny, a na głowie miała - podobnie jak "królewna" - wianek. Tradycja ta zaniknęła na Białostocczyźnie w okresie międzywojennym. Została jednak przez etnografów opisana, więc nie uległa zupełnemu zapomnieniu.

Podczas niedzielnego festynu można też zapoznać się z innymi zwyczajami zaprezentowanymi przez zespoły ludowe. To m.in. tzw. tłoka, zwyczaj pomocy sąsiedzkiej - gdy gospodarz miał dużo pracy, której nie był w stanie wykonać sam, zapraszał sąsiadów by mu pomogli, w zamian zapraszał ich na wspólne biesiadowanie. Można też podpatrzeć jak wypiekano kiedyś chleb. Na stoiskach można kupić rękodzieło, ale też regionalne przysmaki.

Prezentowana jest też wystawa białostockiego rzeźbiarza ludowego Dionizego Purty. Uznawany jest - jak piszą organizatorzy - za jednego z najciekawszych współczesnych artystów ludowych, którego prace chętnie kupowane są przez muzea i prywatnych kolekcjonerów z całego świata.

Białostockie Muzeum Wsi ma charakter skansenu, na terenie którego można zobaczyć zabytkowe zabudowania wiejskie. Jest oddziałem Muzeum Podlaskiego w Białymstoku (od września będzie samodzielną instytucją kultury - Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej. Gromadzi zbiory etnograficzne - głównie wyposażenie domów, różnego typu narzędzia rolnicze, kowalskie, stolarskie, sprzęty gospodarstwa domowego, ceramikę ludową, tkaniny i stroje, artystyczno-historyczne - dokumenty i pocztówki oraz zabytki techniki rolnej i leśnej.(PAP)