"Niech pani idzie do PiS-u, do tych PiS-owskich lizusów swoich", "won stąd" - takich słów użył wobec dziennikarki Ewy Stankiewicz Stefan Niesiołowski, gdy chciała z nim porozmawiać w piątek przed Sejmem. Poseł próbował też wyrwać jej kamerę. Niesiołowski w rozmowie z Gazetą.pl broni się: "o mało mi tą kamerą zębów nie wybiła".

W piątek w Sejmie odbyło się głosowanie nad rządowym projektem reformy emerytalnej. Związkowcy z "Solidarności" blokowali w tym czasie Sejm i aż do godziny 18 nie wypuszczali posłów, którzy poparli reformę Tuska, w tym Stefana Niesiołowskiego.

Podczas związkowej blokady do posła PO podeszła Ewa Stankiewicz, dziennikarka związana mi. in. z "Gazeta Polską Codziennie", współautorka filmów "Solidarni 2010" i "Trzech kumpli".

Gdy Stankiewicz próbowała nagrywać Niesiołowskiego, ten zaprotestował. „To pani jest od tego filmu "Solidarni", od tego PiS-owskiego paskudztwa, tak?” - powiedział poseł i odmówił dalszej rozmowy.

Kiedy dziennikarka zaprotestowała ("Nie pisowskiego paskudztwa, tylko dokumentu"), Niesiołowski powtórzył, że nie chce z nią rozmawiać. "Niech pani idzie do PiS-u. Proszę odwrócić to, bo Pani rozbije kamerę, jak Pani będzie mnie filmować bez mojej zgody".

Stankiewicz się nie poddawała, na co Niesiołowski stwierdził: "Czy pani jest głucha? Niech pani idzie do PiS-u i do tych lizusów PiS-owskich swoich. I proszę nie rozmawiać ze mną, bo pani rozbiję kamerę. Bez mojej zgody proszę mnie nie filmować". Następnie chwycił za kamerę i próbował ja obrócić w dół.

Kiedy dziennikarka zagroziła, że wezwie policję, Niesiołowski odparł: "Won stąd, won do PiS-u".

Film

Niesiołowski się broni

W rozmowie z Gazetą.pl Niesiołowski broni swoich słów i swojego zachowania.

"Pani Ewa Stankiewicz nie jest dla mnie dziennikarką, podobnie jak Pospieszalski, Ziemkiewicz, Wildstein, Zaremba, Mazurek czy Karnowscy. To są pisowskie lizusy (...) Pani Stankiewicz jest jednym z najobrzydliwszych lizusów. Łaziła za mną z kamerą i o mało mi tą kamerą zębów nie wybiła" - przekonuje Niesiołowski.

I dodaje: "Jeżeli na słowo "won", wypowiedziane po tym jak Ewa Stankiewicz po raz dziesiąty próbuje mnie filmować, oburzają się ci, którzy nazywają prezydenta mordercą, premiera zdrajcą, mówią, że Polska jest okupowana, że Polska ginie, i nieustannie w najgorszy sposób znieważają mających inne zdanie i ubliżają im, to nie ma o czym mówić".

Poseł PO zapewnia też Gazetę.pl, że można mówić o żadnej cielesnej napaści na dziennikarkę. "Nie dotknąłem jej palcem. Teraz robi z tego jakiś napad, a przecież po to tam przyszła, żeby sprowokować i teraz na wszystkich pisowskich portalach wrzeszczeć. Jeśli chce, niech zgłasza popełnienie przestępstwa, nie sądzę, by to zrobiła, bo się ośmieszy" - stwierdza Niesiołowski.