Podkomisja, którą MON powołało w lutym do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej, w środę po raz pierwszy spotyka się z rodzinami ofiar. Na spotkanie przyjechał minister obrony Antoni Macierewicz.

Przewodniczący podkomisji dr Wacław Berczyński powiedział w ubiegłym tygodniu PAP, że chce przekazać rodzinom wszystko, to co wie. "To będą po prostu prace komisji. Mamy cztery zespoły. Przewodniczący zespołów przedstawią swoje dokonania i zamierzenia" - zapowiedział Berczyński.

Spotkanie wyznaczono na godzinę 13; kilka minut przed nią na miejsce spotkania przybył przewodniczący podkomisji, a kilkanaście minut po godz. 13 - szef MON.

Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz, powiedział przed spotkaniem dziennikarzom, że jest bardzo ciekaw, "jakie go czekają niespodzianki". Dodał, że liczy na coś nowego, bo - jak zwrócił uwagę – "komisja pracuje już dosyć długo i najwyższy czas, by powiedzieć: sprawdzam".

"Chciałbym uzyskać odpowiedź, czy komisja badała już wrak, czy komisja była już w Smoleńsku i zlokalizowała tam wszystko; czy komisja spotkała się z naocznymi świadkami katastrofy; czy komisja zamierza współpracować ze stroną rosyjską, a jeżeli, to w jaki sposób; czy komisja nawiązała już kontakt z holenderskim eurodeputowanym, który ma się zająć badaniem katastrofy smoleńskiej z ramienia Unii Europejskiej" - mówił Deresz.

Odnosząc się do ekshumacji ciał ofiar katastrofy, Deresz powiedział, że prokuratura chce, "sprawdzać coś, co jest oczywiste - że były błędy, bałagan, że z dokumentacją jest nie tak, jak być powinno". "Osobiście muszę się zgodzić z tym, bo w Polsce obowiązuje prawo, a ja tego prawa chcę przestrzegać, ale wydaje mi się że moglibyśmy znaleźć środek” – ocenił. Jego zdaniem, można by ekshumować ciała tych osób, których bliscy wyraża na to zgodę.

Dodał, że sam oczekuje na zaproszenie z prokuratury i zamierza "poprosić o wrażliwość, zrozumienie cierpienia i wielką taktowność".

Deresz, który w ostatnich dniach publiczne zwracał uwagę, że nie dostał zaproszenia na spotkanie, powiedział, że oficjalną informację otrzymał przedwczoraj późnym wieczorem.

Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, powiedział mediom, że nie ma oczekiwań związanych ze spotkaniem. "Moja oczekiwania zostały już spełnione - zajęto się rzetelnie badaniem sprawy" – powiedział. Dodał, że to, jakie będzie zadawał pytania, zależy od tego, czego dowie się od podkomisji.

Katastrofę smoleńską z 10 kwietnia 2010 r. badała do lipca 2011 r. Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP), którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W lutym 2016 r. szef MON Antoni Macierewicz, który wcześniej stał na czele parlamentarnego zespołu smoleńskiego i kwestionował ustalenia komisji Millera, podpisał dokumenty ws. wznowienia badania oraz powołania i składu podkomisji działającej przy KBWLLP.

Jak mówił w marcu Macierewicz, powodem powołania podkomisji było "ujawnienie ukrywanych lub nieznanych informacji mających istotne znaczenie dla badania, które nie były badane z różnych powodów". Zdaniem wiceszefa podkomisji smoleńskiej dr. Kazimierza Nowaczyka nagromadzenie faktów nieuwzględnionych przez komisję Millera świadczy o tym, że od początku rozważała ona jeden scenariusz przebiegu katastrofy smoleńskiej.

Natomiast dr Maciej Lasek, który był członkiem komisji Millera oraz jest szefem komisji badającej wypadki w lotnictwie cywilnym, uważa, że nie pojawiły się żadne nowe fakty, a to, co przytacza MON w uzasadnieniu decyzji o ponownym badaniu katastrofy smoleńskiej, nie stanowi podstawy do wznowienia badania.

Komisja Millera ustaliła, że przyczyną katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M. Członkowie komisji podkreślali, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu. Ponadto w raporcie wskazano m.in. na błędy rosyjskich kontrolerów z lotniska w Smoleńsku.

Z kolei ostatni, opublikowany w kwietniu 2015 r. raport kierowanego przez Macierewicza zespołu parlamentarnego, zawierał tezę, że prawdopodobną przyczyną katastrofy była seria wybuchów m.in. na lewym skrzydle, w kadłubie i prezydenckiej salonce.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi - 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka. Polska delegacja udawała się na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. (PAP)