Resort finansów chwalił się, że namierzył 17,7 tys. użytkowników nielegalnych serwisów bukmacherskich i że będzie ich ścigał z kodeksu karnego skarbowego. Udało się w 349 przypadkach.
2 grudnia Sąd Rejonowy w Ostrołęce: „Oskarżony wyjaśnił, że z reklam dowiedział się o stronie bet-at-home, które zachęcają, aby założyć konto. Lektura tej części regulaminu dla przeciętnego obywatela korzystającego z internetu zostanie zrozumiana tak, jak on to zrozumiał, że w niektórych krajach uczestnictwo w grach hazardowych online może być zabronione. Wśród wymienionych nazw państw próżno szukać Polski, zatem typowy uczestnik uzna, że w naszym kraju gry hazardowe online organizowane przez zagraniczne firmy są legalne”. Wyrok: Uniewinniony.
29 września, Sąd Rejonowy w Wieluniu: „Zagraniczna firma bukmacherska reklamowała swoje usługi m.in. w ten sposób, iż na banerach boisk piłkarskich podczas rozgrywania meczów w Polsce ukazywała się jej nazwa. Reklamę tej firmy w Polsce prowadzili także znani polscy sportowcy, logo tej firmy widniało także na koszulkach piłkarskich. Oskarżony D.M., który interesuje się sportem, jest fanem piłki nożnej, postanowił skorzystać z tej oferty”. Decyzja: Umorzone.
30 września, Sąd Rejonowy w Płońsku: „Oskarżony, uczestnicząc w internetowych zakładach wzajemnych i grach losowych prowadzonych przez podmiot z siedzibą położoną za granicą, nie mógł rozpoznać, a w efekcie mieć świadomości bezprawności swego zachowania, polegającego na przyjęciu zaoferowanej mu możliwości uczestnictwa w grze”. Wyrok: uniewinniony.
Tak wyglądają wyniki postępowań wszczynanych na wniosek szczecińskiej izby celnej przeciwko osobom, które grały w zagranicznych serwisach bukmacherskich. Pod koniec 2014 r. ówczesny wiceminister finansów Jacek Kapica pochwalił się zmasowaną akcją przeciwko Polakom korzystającym z takich serwisów. Ujawniono 24,4 tys. takich graczy, z czego 17,7 tys. zidentyfikowano z imienia i nazwiska. Według wyliczeń resortu finansów wygrali oni w sumie 27 mln zł. Nielegalnie – bo wprowadzając w 2009 r. restrykcyjną ustawę hazardową, zakłady wzajemne w sieci zdelegalizowano. Wyjątek to koncesjonowane przez Ministerstwo Finansów firmy, które zaakceptowały wysoki jak na Unię Europejską 12-proc. podatek od obrotu. Ale zdecydowały się na to tylko cztery (Fortuna, Milenium, STS i Totolotek). Reszta działa w rajach podatkowych, a w regulaminach ma zapisy w rodzaju „zanim zagrasz, sprawdź, czy to w twoim kraju legalne”. Efekt: ok. 90 proc. wartego rocznie prawie 5 mld zł rynku jest w rękach zagranicznych, nielegalnych u nas firm.
Masowa łapanka na e-graczy miała zapobiec wypływaniu pieniędzy. Ale spektakularnego sukcesu brak. Do tej pory, jak się dowiedzieliśmy, udało się wszcząć 4,3 tys. postępowań, ale tylko w 349 przypadkach zapadły wyroki skazujące. A grzywien łącznie zasądzono na 741 tys. zł.
– Ściganie samych graczy to nie jest wyjście. Prawo jest u nas tak skonstruowane, że ludzie naprawdę mogą nie mieć świadomości, że grając łamią prawo. Co więcej, nawet wyroki skazujące, które zapadają, nie powodują zmniejszenia problemu. Jak działały zagraniczne, nielegalne serwisy, tak działają dalej. I traci na tym nie tylko nasza legalna branża, ale także ogółem budżet państwa – podkreśla Paweł Rabantek, doradca zarządu ds. PR w Star Typ Sport (STS).
Wtóruje mu Joanna Dzios, rzecznik prasowy European Gaming & Betting Association, organizacji zrzeszającej największe zagraniczne firmy hazardowe. Ona też podkreśla, że to nie gracze powinni ponosić odpowiedzialność. – Uważamy, że najlepszym sposobem na walkę z szarą strefą oraz na ochronę konsumentów jest stworzenie odpowiednich ram prawnych, które umożliwią operatorom zastosowanie atrakcyjnych i konkurencyjnych wobec innych krajów rozwiązań, tym samym zachęcając i kierując użytkowników do korzystania z oferty uregulowanego rynku i zniechęcając ich do korzystania z oferty operatorów pozostających w szarej strefie –przekonuje Dzios.
– Cała wielka kampania przeciwko hazardowi rozpoczęta przez poprzednią ekipę okazuje się nieskuteczna – rozkłada ręce Mariusz Korzeb, ekspert Pracodawców RP. – Ani nie udało się zlikwidować jednorękich automatów, ani uporządkować sytuacji z hazardem online. Wręcz przeciwnie: w tym drugim przypadku rynek rośnie, ale Polska w ogóle na tym nie zarabia, bo wszystkie zyski transferowane są wciąż za granicę – dodaje Korzeb. A brak jasnej kampanii informacyjnej powoduje, że gracze choćby i wiedzieli, że łamią prawo, mogą dosyć łatwo wybronić się w sądach przed zarzutami.
90 proc. wartego 5 mld zł rocznie rynku jest w rękach zagranicznych firm