Napięcia w obozie Zjednoczonej Prawicy utrudniły porozumienie w Brukseli. Solidarna Polska chce być obrońcą górników.
Solidarna Polska zaczęła grać kwestiami unijnymi, by wzmocnić swoją pozycję przed spodziewaną rekonstrukcją rządu. Ugrupowanie Zbigniewa Ziobry przekonuje, by nie godzić się na propozycje UE w sprawie praworządności i klimatu, które pojawiły się na budżetowym szczycie unijnym.
– Ministrowie Szymański i Czaputowicz oraz premier Morawiecki chcieli rozmydlić sprawę (praworządności – red.). Rozważali przyjęcie propozycji Brukseli, ale Ziobro zażądał jasnej uchwały rządu, a następnie wspólnie z prezesem Kaczyńskim wymogli twarde „nie” ‒ opowiada nam jeden ze współpracowników ministra sprawiedliwości. Chodziło o powtórkę manewru Budapesztu, który na szczyt pojechał zobowiązany stanowiskiem parlamentu, że na żadne ustępstwa w kwestii powiązania unijnego budżetu z praworządnością nie ma zgody. Z kolei jeżeli chodzi o sprawy klimatyczne, ziobryści chcą się pozycjonować jako obrońcy „taniej energii” i miejsc pracy dla górników. Stąd ma wynikać ich niechęć do ustępstw wobec Brukseli w kwestii green deal.
Przywódcy w Brukseli szli na rekord. Kiedy zamykaliśmy to wydanie, po trzech i pół dnia szczytu liderzy dopiero zasiadali do omówienia kluczowych z perspektywy Polski spraw praworządności i klimatu. Chociaż przed szczytem były widoki na szybkie porozumienie, to naciski wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy i presja innych stolic mocno skomplikowały sytuację. Konfrontacja stała się nieunikniona. Zwłaszcza w sprawie praworządności. Z jednej strony premier Węgier Viktor Orbán zapowiadał weto, jeśli mechanizm „pieniądze za praworządność” zostanie zapisany w porozumieniu. Z drugiej strony za powiązaniem wypłat z budżetu UE z praworządnością mocno optowała Holandia stojąca na czele grupy „oszczędnych”. Jak się dowiadujemy, polska delegacja próbowała zbić argumenty Holendrów, podłączając się pod obawę podzielaną przez wiele krajów, że celem holenderskiego premiera Marka Ruttego jest po prostu to, by pieniędzy nie dać, a praworządność jest jednym z wytrychów stosowanych przez Hagę. Wcześniej Holandia upierała się przy jednomyślnym zatwierdzaniu planów narodowych przez wszystkie kraje, co dałoby jej władzę blokowania wypłat dla dowolnego kraju w UE korzystającego z pomocy. Premier Mateusz Morawiecki, przyjmując mniej konfrontacyjne stanowisko niż Węgry, miał przekonywać inne stolice, że mechanizm praworządnościowy wymagałby zmian traktatów. – Do tej pory wszystkie procedury dotyczące zarządzania funduszami dotyczyły korupcji. Jeśli tak miałby wyglądać zapis o praworządności, to nie ma problemu, bo taki jest interes finansowy UE. Natomiast zapis proponowany przez Holandię jest na tyle ogólny, że wprost otwiera furtkę do tego, żeby pieniędzy nie dać – słyszymy od źródła.
Wewnątrz obozu rządzącego napięcia przed unijnym szczytem pojawiły się w dwóch kwestiach – obok praworządności kontrowersje budziło zobowiązanie Polski do neutralności klimatycznej do 2050 r. Na to naciskała z kolei Francja. Proponowane zapisy nie oznaczały jednak, że Warszawa musiałaby deklarować neutralność klimatyczną na szczycie, czego nie zrobiła do tej pory jako jedyna stolica. Chodziło raczej o zobowiązanie się do tego już w planach transformacyjnych, które są warunkiem otrzymania wsparcia na sprawiedliwą transformację energetyczną. W treść porozumienia ma być też wpisane podniesienie pułapu środków wydawanych na walkę ze zmianami klimatycznymi do 30 proc.
W obu tych kwestiach – praworządności i klimatu – twarde stanowisko mają politycy Solidarnej Polski (SP). W przypadku praworządności w szeregach prawicy pojawiły się spekulacje, według których rząd miałby dążyć do częściowego przyjęcia tej zasady poprzez zaakceptowanie bardzo ogólnych sformułowań lub odroczenie dyskusji w czasie (co z kolei rodziło ryzyko wprowadzania zasady powiązania wypłat „na raty” z innymi mechanizmami, np. rozporządzeniami okołobudżetowymi). Na to zgody nie wyrazili ziobryści. – Szymański, Czaputowicz i Morawiecki chcieli rozmydlić tę sprawę i rozważali przyjęcie propozycji Brukseli, ale Zbigniew Ziobro zażądał jasnej uchwały rządu, a następnie wspólnie z prezesem Kaczyńskim wymogli twarde „nie” – opowiada nam jeden ze współpracowników Zbigniewa Ziobry.
Jeszcze większe napięcia budzi sprawa neutralności klimatycznej. Ziobryści mają duże pretensje do premiera i PiS, że po tym jak w grudniu 2019 r. Mateusz Morawiecki zablokował na unijnym szczycie jednomyślne zobowiązanie wszystkich krajów UE do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 r., sprawa została odłożona na półkę. W efekcie – twierdzą politycy Solidarnej Polski – polski rząd nie ma wyrobionego stanowiska, które określałoby, co dalej, i które mogłoby pomóc przekonać do naszych racji europejskich partnerów. – Green Deal to najważniejsza decyzja gospodarcza w historii Polski, a tego nikt nie policzył ani w UE, ani w Polsce. Kurtyka, Emilewicz, Morawiecki – nikt nad tym nie pracował. Po tym jak podnieśliśmy ten temat, w końcu podjęto prace analityczne, trwają dopiero od 2,5 tygodnia w Ministerstwie Klimatu. Niestety efekt jest taki, że premier Morawiecki pojechał na unijny szczyt, nie mając nic w ręku – opowiada jeden z ziobrystów.
Także w tym przypadku w PiS stanowisko Solidarnej Polski przyjmowane jest z irytacją. Bo Polska jest w UE osamotniona. Dlatego nasze stanowisko nie wyklucza zgody na cel neutralności klimatycznej UE w 2050 r., o ile nie będzie indywidualnych ścieżek dla poszczególnych krajów, w tym Polski. – Wiele krajów zdaje sobie sprawę, że ten cel jest nierealistyczny, ale nikt nie ma odwagi tego otwarcie powiedzieć. Chodzi o to, by za zgodę na ogólny cel uzyskać dobre warunki dla transformacji naszej energetyki – tłumaczy nam jeden z członków rządu. Do tego dochodzi jeszcze jeden warunek. – Chcemy także podatku od śladu węglowego, by firmy, które wyprowadzają produkcję poza UE, także wliczały to w koszty. Nie może być tak, że ponosimy koszty dostosowania gospodarki, a inni realizują zyski z powodu wyprowadzenia produkcji do Chin czy Indii – mówi nasz kolejny rozmówca z rządu.
Temat neutralności klimatycznej jest podnoszony przez Solidarną Polskę także ze względów politycznych. – Do tej pory nasze ugrupowanie kojarzyło się wyłącznie z wymiarem sprawiedliwości. Wkraczamy więc na nowe pole gry, sprowadzając nasze działania do prostego komunikatu: walczymy o niskie ceny ciepła i energii dla Polaków – opowiada nasz rozmówca z SP. Nie bez znaczenia jest także fakt, że ziobryści obawiają się, że wskutek rekonstrukcji rządu po wakacjach mogą stracić resort środowiska (niewykluczona jest bowiem jego fuzja z resortem klimatu). I w PiS ostatnie ruchy SP w kontekście unijnym są traktowane właśnie jako polityczna gra, której celem jest storpedowanie bardziej radykalnych pomysłów na rekonstrukcję rządu.
Nasze stanowisko nie wyklucza zgody na cel neutralności klimatycznej UE