Wbrew zapowiedziom, a także oczekiwaniom niektórych partii wchodzących w skład Europejskiej Partii Ludowej (EPP), węgierski Fidesz nie został wyrzucony z tej rodziny politycznej.
Zaskoczenie? W żaden sposób. Kiedy blisko rok temu wieszczono wykluczenie partii Viktora Orbána z największej frakcji w Parlamencie Europejskim, na łamach DGP sceptycznie podchodziliśmy do perspektyw powodzenia nerwowych ruchów w tej sprawie.
Warto wskazać, że w EPP i tak miała pozostać siostrzana Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa (KDNP), współtworząca od dekady koalicję z Fideszem. Ma ona co prawda tylko jednego europosła, niemniej jego obecność jest ważna symbolicznie. Przez ostatni rok w otoczeniu Fideszu sporo się zmieniło. Partia Orbána wygrała z miażdżącą przewagą wybory do Parlamentu Europejskiego, a szefem EPP został Donald Tusk, któremu niektórzy politycy tej europartii wytykają dobre relacje z Orbánem.
Tak zwana rada mędrców, której zadaniem było sformułowanie rekomendacji co do ewentualnego wykluczenia bądź utrzymania zawieszenia węgierskiego stronnictwa, także była wewnętrznie podzielona. Obie strony w dużym stopniu markują działania. Sprawa zamknięcia finansowanego przez George’a Sorosa Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego została rozwiązana; główna działalność została przeniesiona do Wiednia. Ustawa o organizacjach pozarządowych, która została uchwalona przed blisko trzema laty, została uznana za sprzeczną z prawem UE, ale nie ma żadnych sygnałów dotyczących jej nowelizacji.
Polityka migracyjna Węgier, krytykowana na forum unijnym i zaskarżona do Trybunału Sprawiedliwości UE, również nie została zmodyfikowana. Według doniesień medialnych opinia rzecznika generalnego TSUE ma być gotowa w czerwcu, tymczasem wzdłuż węgierskiej granicy, w strefie niczyjej, wciąż koczują setki osób. Rząd uczynił w zasadzie niedostrzeżony publicznie manewr, który zmył z niego jeden z cięższych zarzutów dotyczących zmian w sądownictwie. W 2018 r. zmienił konstytucję, wpisując do niej Najwyższy Sąd Administracyjny, który miał być w pełni zależny od rządu. Pod jego jurysdykcją miały pozostawać kwestie związane z wyborami oraz rynkiem medialnym. W grudniu 2019 r., trzy tygodnie przed planowanym początkiem funkcjonowania sądu, konstytucję ponownie znowelizowano, wykreślając jego istnienie.
Na to wszystko nałożyło się poparcie rządu Węgier dla Europejskiego Zielonego Ładu. Zawirowania wokół Polski działają przy tym na korzyść Budapesztu jako stolicy, która w mniejszym stopniu zajmuje uwagę europejskich instytucji i działa w bardziej koncyliacyjny sposób niż Warszawa. Premier Orbán na początku roku wskazywał zresztą publicznie, że tylko Polska nie poparła wspólnej polityki klimatycznej.
Szef rządu wysyła przy tym sprzeczne sygnały dotyczące przyszłości Fideszu. Jego akcesja do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, których członkiem jest Prawo i Sprawiedliwość, była od początku niemożliwa, bo Orbána interesuje wyłącznie wpływ na europejską politykę, a ten można uzyskać tylko za pośrednictwem EPP, największej frakcji w PE. Orbán mówił, że chociaż rozważa ewentualne utworzenie nowej frakcji chadeckiej, to nie zamierza się przyłączać do którejś z już istniejących struktur.
Pytań o postawę Fideszu jest więcej. W obecnej kadencji Komisji Europejskiej Węgry otrzymały niezwykle dla siebie ważną tekę komisarza ds. polityki sąsiedztwa i rozszerzenia. Ta funkcja jest zdecydowanie ważniejsza niż posada wiceszefa EPP. Pomimo zawieszenia Fideszu reprezentantka tej partii Lívia Járóka objęła też stanowisko wiceszefowej Parlamentu Europejskiego. Wypadając z EPP, partia utraciłaby tę funkcję. Wówczas jedyną Węgierką w prezydium PE byłaby Klára Dobrev, jedna z liderek opozycyjnej Koalicji Demokratycznej.
EPP zrzesza rozmaite partie, które różnie definiują swoje chrześcijańsko-demokratyczne korzenie. Problem polega na tym, jak pogodzić sprzeczne interesy. Przedwczoraj Orbán uzyskał silny głos poparcia dla pozostania Fideszu w gronie ludowców od kanclerz RFN Angeli Merkel, co zdefiniowano jako sukces węgierskiej dyplomacji. Według Węgrów ostateczna decyzja o przyszłości Fideszu ma zapaść w trakcie kolejnego kongresu, który odbędzie się w 2021 r. Jednakże dotyczyć on będzie szerszego tematu tożsamości EPP, a nie konkretnej decyzji wobec Fideszu. Tę teoretycznie może też podjąć zgromadzenie polityczne EPP, które odbywa się co kilka bądź kilkanaście tygodni.
W teorii Fidesz mógłby zostać wyrzucony już w maju, jednak taka decyzja nikomu nie jest na rękę. Status quo więc trwa, a czas gra na korzyść Budapesztu. Jeżeli debata będzie się przeciągać, wkroczy w okres przed wyborami w 2022 r. Trudno wierzyć, by EPP chciała dolać paliwa do antyunijnej retoryki Budapesztu. Zarzuty pod adresem Fideszu są formułowane na podstawie znanych już spraw, które relatywnie łatwo wyprostować. Clou stanowią jednak nowe inicjatywy rządu w Budapeszcie, na które unijne struktury zdają się nie zważać. Sporo zależy od stanowiska Niemiec, a Berlin sam znajduje się w politycznym przesileniu. Rewolucji nie będzie.