Jak napisał rosyjski dziennik „Kommiersant”, polski i rosyjski MSZ niejawnie debatują nad wznowieniem wielu zamrożonych po 2014 r. „formatów” wzajemnej współpracy. Na razie nie wiadomo, kto zainicjował rozmowy, które zakończyły się spotkaniem Jacka Czaputowicza z Siergiejem Ławrowem. Trzeba jednak pamiętać, że ostatnio Moskwa wykonała zaskakujący ruch, dopuszczając ekspertów polskiej prokuratury do wraku prezydenckiego samolotu, który znajduje się w Smoleńsku.
Rozpoczęty przez polską dyplomację dialog z Moskwą musi być uzupełniony istotnym wzrostem aktywności wobec Kijowa. W przeciwnym razie ryzykujemy, iż nasze posunięcia zostaną źle w Kijowie odczytane i w efekcie szansa na poprawę relacji, jaką daje prezydentura Wołodymyra Zełenskiego, może zostać zaprzepaszczona. Ważny jest bowiem kontekst, w którym informacja o rozpoczęciu polsko-rosyjskiego dialogu przekazana została opinii publicznej. W poniedziałek szef ukraińskiej dyplomacji Pawło Klimkin dość nieoczekiwanie powiedział dziennikarzom, że „z powodu działań niektórych państw europejskich” Ukraina może opuścić tzw. format miński. Wystąpienie to miało miejsce przy okazji sesji plenarnej Rady Europy i niewątpliwie związane było z tym, co się tam wydarzyło. A wydarzyło się coś z perspektywy Kijowa niezmiernie ważnego. Chodzi o deklaracje sformułowane publicznie przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który przyjmując na początku maja w Pałacu Elizejskim przewodniczącego Rady Europy powiedział, że chciałby, aby Rosja w niej pozostała.
Przypomnijmy, że Moskwa w odpowiedzi na sankcje, które wprowadzone zostały w 2014 r. po aneksji Krymu, polegające na odebraniu jej reprezentantom prawa głosu na Zgromadzeniu Plenarnym Rady Europy oraz zablokowaniu możliwości kandydowania do ciał przedstawicielskich RE, wstrzymała płacenie składek oraz zapowiedziała wystąpienie z organizacji. Ale nawet gdyby ten ostatni scenariusz, do realizacji którego rosyjskie MSZ wezwała na początku roku Duma, nie był realny, to i tak RE jako organizacja w związku ze sporem z Rosją mogłaby znaleźć się w kryzysie.
Moskwa nie ma zamiaru ustępować. Niewiele zmieniło się nie tylko w kwestii aneksji Krymu, ale też w kwestii blokady ekonomicznej ukraińskich portów na Morzu Azowskim przez Rosję. Ostatnie informacje mówią, że wielkość przeładunków spadła tam od 50 do 80 proc. Dyplomacja ukraińska jest zdania, że stanowisko Francji, które Paryż próbuje przeforsować w Radzie Europy, jest w gruncie rzeczy wstępem do kolejnego resetu z Rosją i stopniowego odchodzenia Europy od polityki sankcji.
Klimkin z nieskrywanym rozczarowaniem mówił ostatnio o tym, że państwa europejskie nie mają zamiaru wprowadzać kolejnych sankcji przeciw Rosji w związku z rozpoczęciem wydawania rosyjskich paszportów mieszkańcom Donbasu. Proceder tego rodzaju jest oczywiście sprzeczny z prawem międzynarodowym, ale jak zauważył ukraiński minister, „dziś w Europie nie ma nastrojów” umożliwiających wdrożenie nowych restrykcji.
Nerwowość Kijowa wzmacniają dwuznaczne sygnały, które napływają z Waszyngtonu. Ostatnia inicjatywa dyplomacji amerykańskiej sformułowana w trakcie rozmowy telefonicznej Trump – Putin oraz dyskutowana w czasie niedawnej wizyty amerykańskiego sekretarza stanu w Soczi, aby zaplanować i zorganizować spotkanie obydwu prezydentów w trakcie czerwcowego szczytu najbogatszych państw świata w czerwcu w japońskiej Osace, wywołała w Kijowie spekulacje, że możliwe jest porozumienie USA z Rosją kosztem interesów Ukrainy. Przypomina się w tym kontekście, że ostatnia wizyta odwołana została przez Waszyngton po incydencie kerczeńskim, a prezydent Trump zapowiadał publicznie, że nie spotka się z Putinem, dopóki ukraińscy marynarze nie zostaną zwolnieni z rosyjskich więzień. Są tam nadal, ale ten warunek zniknął już z agendy. Inny groźny sygnał przyszedł do Kijowa na początku maja. Otóż osobisty prawnik i doradca Donalda Trumpa, były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani, odwołał zapowiadaną w Kijowie wizytę, bo jak oświadczył, w otoczeniu prezydenta elekta są „wrogowie Stanów Zjednoczonych i wrogowie Donalda Trumpa”.
Na to wszystko nakłada się, delikatnie całą sprawę nazywając, kryzys zaufania Kijowa wobec Berlina na tle kwestii związanej z przedłużeniem kontraktu na transfer rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Można przypuszczać, że wynikiem tej właśnie niepewności jest ostatnie wezwanie prezydenta Zełenskiego, który jeszcze przed zaprzysiężeniem zaapelował, aby Waszyngton włączył się do rosyjsko-ukraińskich rokowań w sprawie umowy tranzytowej. Zresztą możemy mieć do czynienia z obustronnym kryzysem zaufania, o czym może świadczyć i to, że Niemcy na ceremonii zaprzysiężenia Zełenskiego ma reprezentować zaledwie były prezydent RFN.
W trudnym czasie – bo związanym z transferem władzy, niepewnością co do terminu wyborów do Rady Najwyższej i czekającą kraj kampanią wyborczą – Kijów otrzymuje wiele sygnałów o tym, że w Europie zmienia się klimat polityczny wobec Rosji. Kwestionowana zaczyna być celowość kontynuowania polityki sankcji. Na znaczeniu zyskuje opcja ugodowa. Zmiana ta musi być znacznie bardziej widoczna z perspektywy Berlina czy Monachium, skoro Richard Herzinger z konserwatywnego „Die Welt” napisał ostatnio w amerykańskiej prasie obszerny poświęcony niemieckiemu prorosyjskiemu lobby artykuł, który kończy się ciekawą konkluzją. „Niektórzy są ciekawi, czy może to doprowadzić do tego, że Moskwa wygra w zimnej wojnie: uzyska trwałe wpływy na Wschodzie, uległość na Zachodzie i towarzyszące temu osłabienie więzi atlantyckich. Nie jest to nie do pomyślenia” – czytamy w gazecie.
Spotkanie Czaputowicz – Ławrow wpisuje się w ten kontekst. Musimy dbać o to, aby nasze stanowisko nie było źle zinterpretowane w Kijowie. Sformułowana przez naszą dyplomację propozycja instytucjonalizacji Partnerstwa Wschodniego jest ku temu dobrym krokiem. Choć trzeba otwarcie przyznać, że nie spotkała się ona z entuzjazmem. Mało tego – w Niemczech i Francji nie brak głosów, że jest to format, który nie ma przyszłości. Tym bardziej przed naszą dyplomacją stają ambitne cele i zadania. Byłoby dobrze, gdyby napływające z otoczenia prezydenta Zełenskiego sygnały o tym, że chciałby on poprawy naszych wzajemnych relacji – zostały podchwycone przez Warszawę. Jeśli gdzieś musimy wykazać się inicjatywą, pomysłowością i aktywnością, to przede wszystkim na kierunku ukraińskim. Na razie z naszej placówki w Kijowie nie napływają żadne sygnały. To zastanawiające milczenie można jeszcze nadrobić. Ale tego czasu nie jest już zbyt wiele. Pora zacząć działać.