Po przyszłorocznych wyborach do PE grupy socjaldemokratów i chadeków utracą większość. Z powodu brexitu dwie eurosceptyczne frakcje czeka prawdopodobnie rozpad.
Od pierwszych wyborów do Parlamentu Europejskiego w 1979 r. większość głosów zdobywały łącznie dwie frakcje: Europejska Partia Ludowa (EPL), która zrzesza partie konserwatywne i centrowe, oraz Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D), który łączy partie socjaldemokratyczne.
EPL i S&D spaja podobna wizja integracji europejskiej. W kwestiach polityki unijnej obie grupy często przyjmują wspólne stanowisko. Po wyborach do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się 26 maja 2019 r., ten nieformalny sojusz czeka jednak znaczne osłabienie – wynika z badania Poll of Polls, austriackiej inicjatywy, która na podstawie poparcia partii w krajach UE oblicza szacunkowe poparcie dla frakcji w PE.

Bez większości

Najwięcej miejsc utracą socjaldemokraci. Już z powodu zbliżającego się brexitu frakcja straci brytyjskich członków Partii Pracy. W trwającej kadencji w PE zasiada 20 brytyjskich laburzystów, którzy po brexicie będą musieli poszukać sobie nowego zajęcia. W pozostałych największych krajach Unii Europejskiej lewicę trawi kryzys. We Włoszech jeszcze w 2014 r. Partia Demokratyczna zdobyła 40 proc. głosów i z łatwością wygrała europejskie wybory. Teraz według krajowych sondaży może liczyć na 17 proc. głosów i tylko trzecie miejsce w kraju. Jeszcze gorzej wyglądają szanse francuskiej Partii Socjalistycznej, której poparcie w sondażach to ok. 7 proc.
Siłą napędową europejskich socjalistów był dotychczas dobry wynik niemieckich socjaldemokratów. SPD, choć współrządzi w Niemczech, to notorycznie traci w sondażach. Partia, która od dekad zdobywała kilkadziesiąt procent głosów, teraz cieszy się tylko 15-proc. poparciem.
W dużych państwach unijnych socjaldemokraci mogą liczyć na wygraną tylko w Hiszpanii. Jednak i tam mniejszościowy rząd Pedro Sáncheza ma coraz większe problemy, m.in. z katalońskimi separatystami, i stoi przed perspektywą przedterminowych wyborów.
W składzie PE przybędzie eurosceptyków i populistów
Problemy lewicy w poszczególnych krajach UE powodują, że jej frakcja, która obecnie ma w Brukseli 187 posłów, według Poll of Polls w kolejnej może liczyć już tylko na ok. 130 mandatów.
Majowe wybory z pewnością wygra EPL. Zwycięstwa partii chadeckich należy spodziewać się w takich krajach jak Austria, Irlandia, Niemcy czy Węgry. Wynik będzie jednak skromniejszy niż pięć lat wcześniej. Z analizy przygotowanej przez warszawskie biuro Fundacji Konrada Adenauera, think tanku CDU, wynika, że chadecy dysponujący obecnie 218 głosami w Brukseli w zbliżających się wyborach mogą liczyć na od 177 do 195 głosów. Łącznie więc głosy EPL i S&D nie będą dawać tym dwóm frakcjom większości w izbie Parlamentu Europejskiego.

Mocniejsi liberałowie

– Proeuropejski mainstream będzie musiał się poszerzyć – uważa dr Paweł Zerka, ekspert Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych. – Chadecja i socjaldemokracja zostaną zmuszone do częstszych rozmów z liberałami i zielonymi – wskazuje ekspert.
Liberałowie zjednoczeni w Porozumieniu Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE) są tradycyjnie silni w krajach Beneluksu. W najbliższych wyborach zostaną wzmocnieni przez głosy, które pójdą na francuską partię Republika Naprzód Emmanuela Macrona. Jeszcze niedawno francuski prezydent zapowiadał wielką reformę Unii Europejskiej poprzez zbudowanie sojuszu z Niemcami, a następnie zdecydowaną wygraną w wyborach do PE. Już stonowana reakcja Berlina mocno ostudziła zapał 40-letniego polityka, a w obliczu narastających problemów wewnętrznych Macrona spada również poparcie dla Republiki Naprzód. Paweł Zerka przewiduje, że we Francji partia Macrona przegra nadchodzące wybory ze Zgromadzeniem Narodowym Marine Le Pen. – Macron może jednak dalej liczyć na od 15 do 20 miejsc, które będą znaczącym zastrzykiem dla nowego proeuropejskiego układu w PE – twierdzi ekspert.
Jeśli zgodnie z zapowiedziami deputowani Macrona przyłączą się po wyborach do ALDE, to liberałowie, mający obecnie 68 posłów, mogą w przyszłej kadencji liczyć nawet na 95 miejsc. – Europejskie centrum pozostanie zatem silne, ale koalicje będą powstawały wokół konkretnych tematów – ocenia Zerka. – A to wymaga żmudnych konsultacji. Możliwe jest zatem spowolnienie prac Parlamentu, co już teraz jest często przedmiotem krytyki ze strony populistów, którzy przedstawiają go jako niefunkcjonalny moloch – dodaje ekspert.

Dwie opcje PiS

W przyszłym składzie Parlamentu Europejskiego przybędzie przedstawicieli partii eurosceptycznych i populistycznych. Ich wpływ na proces decyzyjny pozostanie jednak niewielki. – Trudno mówić o zwartym bloku populistów. Temat migracji stworzył tylko pozory zjednoczenia różnych partii eurosceptycznych. W rzeczywistości mają one rozbieżne interesy – analizuje dr Zerka.
Już teraz w Parlamencie Europejskim działają trzy frakcje łączące partie krytyczne wobec Unii Europejskiej. Dwie z nich mogą przestać istnieć po brexicie: Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej, którą założyła brytyjska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKiP), oraz frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), która straci polityków brytyjskiej Partii Konserwatywnej. Drugą największą partią w EKR jest Prawo i Sprawiedliwość, której władze zastanawiają się, co zrobić po odejściu brytyjskich kolegów.
Z informacji DGP wynika, że politycy PiS rozpatrują dwie możliwości: przyłączenie się do europejskich chadeków lub budowę nowej grupy politycznej na prawicy. – Będziemy rozmawiać i z jednymi, i z drugimi – podkreśla nasz rozmówca z PiS. Zastrzega, że wstąpienie PiS do Europejskiej Partii Ludowej jest obwarowane dwoma warunkami. EPL musiałaby powrócić w swoim programie do konserwatywnych korzeni. Szanse na to daje podejście obecnego szefa i kandydata EPL na przewodniczącego Komisji Europejskiej Manfreda Webera. Niemiecki polityk ma dobre notowania w PiS. Jest postrzegany jako osoba kompromisowa i szukająca porozumienia. Weber dobrze dogaduje się z premierem Węgier Viktorem Orbánem, podczas gdy wielu europejskich chadeków z trudem znosi członkostwo jego partii Fidesz w szeregach EPL.
Dla PiS nie do przyjęcia jest jednak wejście do grupy politycznej, której członkiem jest Platforma Obywatelska. Drugi warunek to właśnie jej wyjście z EPL. Rozmówca w PiS nie wyklucza, że PO przejdzie do grupy europejskich liberałów ALDE.
Prawo i Sprawiedliwość bierze też pod uwagę, że w kolejnej kadencji w euro parlamencie powstanie szersza grupa prawicowa. Przystąpienie do niej nie będzie jednak automatyczne. PiS odrzuca m.in. możliwość wejścia do frakcji, w której znajdzie się konserwatywno-narodowa Alternatywa dla Niemiec. O tym niemieckim ugrupowaniu przyjaźnie wypowiada się z kolei wicepremier Włoch Matteo Salvini.
Antyimigrancka Liga Północna, partia Salviniego, ma obecnie największe poparcie we Włoszech i może liczyć tam nawet na 33 proc. głosów. Włoch zapowiada budowanie eurosceptycznej Ligii Europejskiej, m.in. z francuskim Zgromadzeniem Narodowym Marine Le Pen. Trudno jeszcze przewidzieć, na ile i w jakiej konfiguracji nacjonalistyczne ugrupowania będą współpracować po majowych wyborach i czy Prawo i Sprawiedliwość odnajdzie się w tym gronie. Proeuropejskie akcenty podczas konwencji partii rządzącej mogą sugerować, że PiS widzi się raczej w gronie europejskiego mainstreamu niż wśród antyunijnych outsiderów.
Współpraca: Magdalena Cedro