Holandia skręca w stronę centroprawicy, ale wpływ populistycznej antyimigracyjnej Partii na rzecz Wolności Geerta Wildersa nie jest w tym procesie tak duży, jak przedstawiają to międzynarodowe media – przekonuje analityk instytutu Clingendael Adriaan Schout.

Jak zauważył, liberałowie, czyli Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego zdobyli większe poparcie niż zakładali obserwatorzy. Do tego większy udział w mandatach dostaną niektóre partie umiarkowanego centrum. „Wydaje się, że możemy zbudować rząd, który nie będzie się różnił znacznie od obecnego. W zasadzie oznacza to stabilność holenderskiej polityki” – powiedział w Hadze PAP analityk.

Tworzenie gabinetu zacznie się w parlamencie. Ugrupowania, które się w nim znajdą, muszą wybrać kogoś, kto w holenderskiej polityce określany jest jako „formator”. Będzie on sondował, jakie są możliwości współpracy różnych ugrupowań w koalicji.

„To może być szybki proces, ale jeśli między partiami będą różnice takich kwestiach, jak np. w podejście do eutanazji lub do miękkich narkotyków, to utworzenie rządu może być trudniejsze. Nie są jednak najbardziej fundamentalne sprawy, jakie można sobie wyobrazić” – zaznaczył ekspert.

Jego zdaniem zaniepokojenie fragmentacją sceny politycznej okazało się niepotrzebne. Ugrupowania, które najpewniej wejdą do nowego rządu, jak chrześcijańscy demokraci, czy prorynkowa partia D66, wspierały dotychczasowy gabinet nie będąc w koalicji. W Holandii nazywane są one lojalną opozycją.

„Jest pytanie, co zrobić z Zielonymi, bo urośli z czterech miejsc do 16, co oznacza, że odnieśli duże zwycięstwo. Ale ich wejście do rządu oznaczałoby, że będzie on bardziej zorientowany na lewo. Pytanie jest, czy to możliwe. Ale racjonalnie rzecz biorąc powinna być to partia, którą się bierze pod uwagę w procesie tworzenia rządu, ze względu na to, że zyskali tak wiele. Natomiast połączenie liberałów i Zielonych nie jest logiczne, więc ta decyzja może zająć trochę czasu” – powiedział Schout.

Z gry wypada za to socjalistyczna Partia Pracy. „Stracili tak bardzo, że prawdopodobnie nie będą chcieli być częścią rządu” – przewiduje ekspert. Jego zdaniem przejdą oni do opozycji i będą starali się odzyskać zaufanie wyborców. Ocenił, że ich trudne położenie wynika z tego, że wspierali bardzo wiele trudnych reform.

Analityk Clingendael zwrócił uwagę, na niespodziewanie słaby rezultat, jaki uzyskała antysystemowa, antymuzułmańska i antyunijna Partia na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa. „(Wilders) miał wszystko, o co mógł poprosić. Pogoda w dniu wyborów była dobra, co oznacza, że frekwencja była wyższa, a to ma znaczenie dla jego wyborców, bo mają oni tendencje do tego, żeby zostawać w domu” - zaznaczył.

Schout jest zdania, że wpływ na kształtowanie holenderskiej polityki, jaki przypisywany jest Wildersowi, jest przesadzony w zagranicznych mediach.

„Oczywiście w pewien sposób miał największy wpływ na kampanię, ale to nie jest tak, że on uruchomił debatę, którą mieliśmy. Mieliśmy wcześniej polityków, którzy byli bardzo krytyczni wobec Europy, integracji, migracji, pozycji muzułmanów w Holandii. To jest dłuższa część holenderskich dyskusji. To nie jest tylko Geert Wilders, bez niego mielibyśmy te samą dyskusję. Sądzę że wpływ Wildersa był mocno przeszacowany przez międzynarodowe media” - ocenił.

„Jego poglądy zostały częściowo przejęte przez partię liberalną, chadeków i inne ugrupowania. Więc jego wpływ, albo przynajmniej to, o co zabiegał, jest również częścią dyskusją w innych partiach. Wiele z nich jest podzielonych jeśli chodzi o takie sprawy jak integracja europejska, pozycja mniejszości, muzułmanów czy imigrantów w Holandii. Widzimy te dyskusje we wszystkich ugrupowaniach” – dodał.

W liczącej 150 miejsc izbie niższej parlamentu Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) zdobyła 33 mandaty, o osiem mandatów mniej niż miała dotychczas - podano po przeliczeniu 95 proc. głosów. Na drugim miejscu uplasowała się Partia na rzecz Wolności Wildersa z 20 mandatami.