Choć do końca wojny polsko-polskiej wciąż daleko, choć światowy system finansowy trzeszczy w szwach, a światowa gospodarka ugina się pod brzemieniem długów, my – wyborcy – mamy powody do radości. Może nie za duże, może trochę na wyrost, ale jednak. W końcu wiemy, czego się po rządzących spodziewać.
Przywódca zwycięskiego ugrupowania nie zaskoczy nas kosmiczną koalicją, ministrowie nie zasypią absurdalnymi pomysłami i nawet posłowie, choć w części nowi, chętni wrażeń i sławy, mówić będą zrozumiałym językiem. Nie będzie powyborczego odzyskiwania spółek, przetasowań w urzędach mniej i bardziej rozrośniętych, klecenia na chybcika przyszłorocznego budżetu i lamentów, w jakim to stanie kraj zastaliśmy.
Nie ma już alibi. Platforma Obywatelska jako pierwsza partia po 1989 roku utrzymała władzę. Już nie może udawać. Że prezydent nie ten, że opozycja męcząca, a z reformami trzeba poczekać, bo sytuacja polityczna niepewna. W osiem lat można kraj zmienić i naprawić, można też pogrążyć. To od odwagi Donalda Tuska zależy, czy za cztery lata będziemy go szanować, czy nie.