Pierwsze symptomy zapowiadające kryzys rządowy we Włoszech, który stał się faktem w sobotę po dymisji premiera Silvio Berlusconiego, pojawiły się już latem tego roku, podczas prac nad programem oszczędnościowym jego gabinetu.

Przyjęcie tego programu i wprowadzenie polityki zaciśnięcia pasa okazało się konieczne w związku z rekordowym zadłużeniem finansów publicznych, wynoszącym 120 procent PKB.

Latem w obliczu dramatycznej sytuacji w Grecji, pojawiło się ryzyko, że finansowy "wirus" rozszerzy się również na Włochy. Dlatego w połowie lipca, w sytuacji chaosu i zaciekłych sporów w centroprawicowej koalicji, rząd Berlusconiego opracował pierwszą wersję programu antykryzysowego, który uchwalił następnie parlament.

W pakiecie tym znalazły się takie rozwiązania, jak cięcia w nakładach na administrację wszystkich szczebli ale i posunięcia dotykające wszystkich obywateli. Wprowadzono nowe opłaty w publicznej służbie zdrowia - 10 euro za wizytę lekarską u specjalisty i wystawienie recepty oraz 25 euro za skorzystanie z pomocy pogotowia ratunkowego w niegroźnych dla życia przypadkach. Ponadto podjęto decyzję o likwidacji bądź zmniejszeniu wszystkich 483 ulg podatkowych i dodatkowy podatek w wysokości 5 procent od najwyższych emerytur, wynoszących ponad 90 tys. euro rocznie.

Program oszacowano wówczas na 47,3 miliarda euro

Zakładano, że w ciągu trzech lat przyniesie oszczędności na poziomie ponad 70 miliardów euro. Celem priorytetowym rządu stało się doprowadzenie do równowagi w finansach państwa w 2013 roku.

Centroprawicowa koalicja wystąpiła również z inicjatywą wprowadzenia do Konstytucji Republiki zapisu o wymogu utrzymywania równowagi w finansach publicznych. Rząd Berlusconiego szczycił się tym, że jako pierwszy w historii osiągnie ten cel.

Lecz na te ambitne zapowiedzi cieniem kładł się otwarty spór Berlusconiego z ministrem finansów Giulio Tremontim dotyczący założeń polityki gospodarczej. Podczas gdy giełdy nerwowo reagowały na wszystkie koalicyjne zawirowania a notowania spadały, obaj politycy unikali się nawzajem.

Koniec lipca i sierpień upłynął na głębokich i coraz ostrzejszych sporach wokół podjętych kroków antykryzysowych. Dyskusja ta zaczęła "rozsadzać" centroprawicową koalicję, złożoną z macierzystej partii premiera Lud Wolności i prawicowej Ligi Północnej pod wodzą wyjątkowo nieprzejednanego i słynącego z ostrego języka Umberto Bossiego.

Debacie nad programem zaciskania pasa towarzyszyły protesty poszczególnych środowisk, między innymi burmistrzów kilkuset miast i miasteczek przeciwko cięciom w nakładach na władze lokalne.

Program oszczędnościowy był nieustannie zmieniany i korygowany

Na początku września parlament uchwalił nową, uzupełnioną o kolejną poprawkę, jego wersję. Kwota spodziewanych oszczędności została w nim podniesiona do 54 miliardów euro. 20-procentowy podatek VAT od wielu dóbr trwałych oraz usług został podniesiony do 21 proc. Wprowadzono też dodatkowy 3-procentowy podatek dla osób, zarabiających powyżej 300 tysięcy euro rocznie.

29 września, w dniu 75. urodzin Silvio Berlusconiego, decyzję o opuszczeniu szeregów jego partii podjął deputowany, znany przedsiębiorca Santo Versace, jeden z filarów słynnego domu mody. Wkrótce potem okazało się, że zapoczątkował on ruch niezadowolenia w szeregach rządzącego ugrupowania.

Mimo zastosowanych posunięć antykryzysowych, trzy agencje ratingowe obniżyły w odstępie kilkunastu dni ranking wiarygodności Włoch, co premier Berlusconi uznał za niesprawiedliwe posunięcie i zarzucił im kierowanie się politycznymi pobudkami.

Jednocześnie cały czas prezes Rady Ministrów powtarzał, że nie ma wiarygodnej alternatywy dla jego rządu. Mówił o tym między innymi 13 października w parlamencie przedstawiając informację na temat działań antykryzysowych swego gabinetu. Wtedy też, przy okazji głosowania nad tą informacją, otrzymał również wotum zaufania dla jego rządu, ostatnie w jego historii. Występując wówczas w Izbie Deputowanych premier mówił, że jego odejście pogłębiłoby kryzys.

Druga połowa października przyniosła najpoważniejszy kryzys w koalicji rządowej; wtedy realnie znalazła się ona o krok od upadku, znów na tle zmian w polityce finansowej. Przedmiotem sporu była konieczność dodatkowych kroków na rzecz ożywienia gospodarczego, o jakie do rządu w Rzymie zaapelowała Unia Europejska podczas szczytu w Brukseli.

Unijni partnerzy na czele z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozy'm i kanclerz Niemiec Angelą Merkel oraz Komisją Europejską uznali podjęte kroki za niewystarczające i nieprzekonujące. Zażądali kategorycznie przedstawienia szczegółowego programu reform.

Spór Berlusconiego z Ligą Północną wybuchł, gdy zaproponował on podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat. Na to kategorycznie nie chciała zgodzić się Liga Północna, a jej lider Umberto Bossi zagroził 25 października upadkiem rządu.

" Nie jest możliwe podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat, by zrobić przyjemność Niemcom. Nie możemy tego zrobić, ludzie nas zabiją" - oświadczył Bossi.

Po ostrych targach Liga zgodziła się ostatecznie na stopniowe podniesienie wieku emerytalnego. Taka deklaracja znalazła się w liście, jaki Berlusconi wystosował do UE kreśląc zarysy programu na rzecz uzdrowienia finansów. Obiecał też "zerową biurokrację" i szereg liberalizacji w handlu. Protesty świata pracy wywołała zaś zapowiedź zmian zasad zatrudniania, by ułatwić pracodawcom zwalnianie pracowników w przypadku kłopotów ekonomicznych.

Ostre spory polityczne fatalnie wpłynęły na rynki, gdzie oprocentowanie 10-letnich włoskich obligacji zaczęło zmierzać ku uważanemu za krytyczny poziom 7 proc.

Wpływowa Konfederacja Przemysłowców, Confindustria oceniła, że "Włochy przeżywają dramatyczne chwile". Prezes federacji Emma Marcegaglia oświadczyła: "Znaleźliśmy się w otchłani. Trzeba działać od razu, przywrócić wiarygodność kraju".

"Nie zasłużyliśmy na to, by skończyć tak, jak Grecja"

"Jeśli nie położy się kresu tej sytuacji , Włochy nie będą miały więcej wstępu na rynki finansowe"- powiedziała szefowa związku przemysłowców.

O upadku rządu Berlusconiego przesądziło głosowanie w Izbie Deputowanych 8 listopada nad sprawozdaniem z wykonania budżetu za ubiegły rok. Zostało ono wprawdzie uchwalone, bo opozycja nie wzięła w nim udziału, ale okazało się, że koalicja utraciła większość. Premier zapowiedział, że poda się do dymisji natychmiast po uchwaleniu przez parlament ustawy o stabilizacji finansów. Nastąpiło to w sobotę. Wieczorem tego dnia szef rządu ustąpił ze stanowiska.