W 1952 r. ppłk Wojciech Jaruzelski został zwerbowany przez kpt. Informacji Wojskowej Czesława Kiszczaka w celach kontrwywiadowczych jako "nieoficjalny współpracownik" - głosi dokument z archiwum STASI. Jaruzelski i Kiszczak zaprzeczają.

W najnowszym Biuletynie IPN historyk Wojciech Sawicki opisał odnaleziony w 2000 r. w archiwach b. służby bezpieczeństwa NRD dokument kontrwywiadu wojskowego NRD z marca 1986 r.

Jest w nim mowa, że "rozwój ścisłych związków pomiędzy gen. broni Kiszczakiem i gen. armii Jaruzelskim rozpoczął się w początku lat 50., gdy tow. Jaruzelski był oficerem wykładającym w wojskowej Akademii Sztabu Generalnego. Towarzysz Kiszczak był w tym czasie kapitanem odpowiedzialnym za ochronę kontrwywiadowczą na tej uczelni".

"W roku 1952 tow. Jaruzelski został pozyskany przez kpt. Kiszczaka jako nieoficjalny współpracownik, przez niego zaprzysiężony i wykorzystany do wykonania zadań kontrwywiadowczych. Współpraca została oceniona jako bardzo aktywna i wartościowa" - głosi dokument. Według niego, gdy "w końcu roku 1952 ówczesny szef Głównego Zarządu Politycznego WP, gen. Kazimierz Witaszewski, zażądał zwolnienia tow. Jaruzelskiego z armii z powodu burżuazyjnego pochodzenia, tow. Kiszczak postarał się o odpowiednie dowody na nadzwyczaj pozytywną postawę i nastawienie tow. Jaruzelskiego do państwa i armii".

Jaruzelski: "Mogę to określić tylko jednym słowem - brednia"

Według dokumentu, w kolejnych latach "istniały już zawsze ścisłe związki pomiędzy towarzyszami Kiszczakiem i Jaruzelskim. Zwłaszcza w okresie kierowania przez gen. broni Kiszczaka wywiadem polskiej armii zaopatrywał on gen. armii Jaruzelskiego i jego rodzinę w zagraniczne towary, które pozyskiwał jako podarunki od działających za granicą attache wojskowych". Zdaniem dokumentu, "szczególnie ścisły związek istnieje pomiędzy żonami generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, który przyczynia się do tego, że związki obu rodzin pozostają nienaruszone".

"Mogę to określić tylko jednym słowem - brednia" - powiedział PAP gen. Jaruzelski. "Brednia! Jest to coś tak koszmarnie głupiego, Kiszczak był wtedy w Marynarce Wojennej, był szefem kontrwywiadu w Marynarce Wojennej, jakim cudem on mógł tu, w Warszawie, kogoś werbować, jeszcze w dodatku mnie?" - mówił. "Jest to tak idiotyczne - różne rzeczy słyszałem, ale to jest tak idiotyczne. W ogóle na oczy wtedy Kiszczaka nie mogłem widzieć. On był w Marynarce Wojennej, w zupełnie innym układzie" - dodał gen. Jaruzelski.

Doniesieniom zaprzecza również gen. Kiszczak. "W 1952 r. byłem szefem kontrwywiadu 18. dywizji w Ełku, siedziałem w lesie i pojęcia nie miałem, że istnieje człowiek o nazwisku Jaruzelski. Dopiero w II połowie lat 50. dowiedziałem się o tym nazwisku, a gen. Jaruzelskiego poznałem pod koniec lat 60. albo na początku lat 70." - powiedział PAP Kiszczak. "Kompletna bzdura, nie wiem, skąd to wzięto, skąd ta prowokacja, kto to wymyślił, po co wymyślił. Pojęcia nie mam. Nie trzyma się to kupy" - dodał. Gen. Kiszczak zaprzeczył też, by kiedykolwiek był oficerem kontrwywiadu ASG. "W latach 1954-57 byłem formalnym, dziennym słuchaczem Akademii Sztabu Generalnego i nigdy nie odpowiadałem za ochronę kontrwywiadowczą uczelni" - powiedział. "Absolutnie nie polega to na prawdzie" - dodał.

"Charakteryzowany jako jednostka wartościowa; członek Partii. Dobry tajny współpracownik, nadający się na rezydenta"

Sawicki napisał, że dokument poznał, gdy w 2000 r. odbywał staż w Urzędzie ds. akt STASI. Odnalazł tam "teczkę Kiszczaka", założoną na szefa MSW PRL przez kontrwywiad enerdowskiej bezpieki, a w niej na "arcyciekawy dokument powstały w 1986 r.". Autor przypomniał, że po sierpniu 1980 STASI powołała przy polskim MSW tzw. Grupę Operacyjną Warszawa, która szpiegowała Polaków zarówno z kręgów władzy, jak i opozycji.

Grupa ta zdobyła większość akt z "teczki Kiszczaka", ale dokumentu z 1986 r. nie pozyskała, bo pochodził on z kontrwywiadu wojskowego będącego częścią STASI. Z nagłówka dokumentu wynika zaś, że informacja była zdobyta ze źródeł NVA - wywiadu wojskowego NRD, który nie był częścią STASI i podlegał resortowi obrony. "Nasuwa się wręcz przypuszczenie, że informacje te zostały uzyskane albo w bezpośredniej (może nagrywanej) rozmowie oficera wywiadu NVA ze swoim dobrze uplasowanym źródłem w Polsce, albo też na drodze podsłuchu (np. rozmowy wyższych oficerów LWP z otoczenia Jaruzelskiego i Kiszczaka)" - pisze Sawicki. Niemiecki oryginał zawiera - jak pisze autor -"konsekwentnie błędną formę Kiszak".

Sawicki stawia pytanie o wiarygodność dokumentu i zwraca uwagę, że w 2000 r. informacja o tym, że Jaruzelski zaczynał karierę wojskową jako tajny informator Informacji Wojskowej, zwerbowany przez swego późniejszego współpracownika, "wydawała się nie tylko niemal fantastyczna, lecz przede wszystkim nieweryfikowalna". Przypomniał, że w czerwcu 2005 r. media w Polsce podały, że w IPN odnaleziono dokument z maja 1949 r., który wskazywał, że "ppłk Jaruzelski Wojciech s. Władysława, ur. w 1923 r. w m. Kurów [...] Jest naszym t/inf. Wolski; - zwerbowanym 29.03.46 r. w 5 p.p. 3 D.P. na uczuciach patriotycznych. Charakteryzowany jako jednostka wartościowa; członek Partii. Dobry tajny współpracownik, nadający się na rezydenta".



Teczki "Wolskiego" znikły, co "wyraźnie sugeruje, że podjęto próbę metodycznego "wyczyszczenia" ówczesnego archiwum

W listopadzie 2005 r. zespół IPN odnalazł jeszcze zapis ewidencyjny, który podaje wcześniejszą o ponad miesiąc datę werbunku oraz dopisek, zapewne z połowy lat 60., "materiały u kierownictwa". W czerwcu 2006 r. znaleziono zaś zapis, że Jaruzelski został zwerbowany przez "Sekcję Informacji Wyższej Szkoły Piechoty w Rembertowie". Teczki "Wolskiego" znikły - przypomina Sawicki - co "wyraźnie sugeruje, że podjęto próbę metodycznego "wyczyszczenia" ówczesnego archiwum WSW z wszelkich śladów, które mogłyby dać świadectwo o współpracy gen. Jaruzelskiego z Informacją". Według autora, mogło się to wydarzyć w latach 1979-1981, gdy Kiszczak był szefem Wojskowej Służby Wewnętrznej.

Konfrontując tę wiedzę z dokumentem z 1986 r., Sawicki przeprowadza analizę, w której wyniku ocenia ten dokument jako wiarygodny. Potwierdza, że w 1952 r. Kiszczak był kapitanem, a w czerwcu 1951 r. został go p.o. szefem wydziału Informacji 18. Dywizji Piechoty stacjonującej w Białymstoku, który podlegał Okręgowemu Zarządowi Informacji nr I w Warszawie. W listopadzie 1952 r. Kiszczak awansował, wracając do Warszawy i stając się pełnoprawnym szefem Wydziału III w tym OZI, gdzie zajmował się "kontrolą i instruktażem podległych jednostek".

"Wynika stąd niedwuznacznie, że od listopada 1952 r. Kiszczak nie tylko miał prawo, ale wręcz obowiązek kontroli wszystkiego, czym zajmowała się Informacja Wojskowa w ASG w Warszawie" - pisze Sawicki. Dodaje, że do zadań Wydziału III należało "współdziałanie z Departamentem Personalnym MON w procesie przyjmowania oraz zwalniania pracowników cywilnych administracji wojskowej z instytucji centralnych WP" i "utrzymywanie kontaktów bezpośrednich z nadrzędnymi władzami wojskowymi w zakresie polityki kadrowej w WP(opiniowanie, powoływanie oficerów do wojska lub na przeszkolenie specjalne itp.)".

Jaruzelski był słuchaczem ASG, "ale ze względu na swoją funkcję wojskową mógł zostać zapamiętany nie jako uczeń, lecz wykładowca"

Sawicki podkreśla, że Jaruzelski był w latach 1952-1953 słuchaczem ASG, "ale ze względu na swoją funkcję wojskową mógł zostać zapamiętany nie jako uczeń, lecz wykładowca". Autor pisze, że gdy w październiku 1952 r. w ASG pojawił się Jaruzelski, a Witaszewski rozpoczął brutalną i prymitywną czystkę w całym LWP, zbiegiem okoliczności już w listopadzie 1952 r. za opiniowanie kadry wojskowej w Akademii osobiście odpowiadał ówczesny kpt. Kiszczak. "Czy można sobie wyobrazić bardziej przekonujący splot okoliczności, który pośrednio potwierdzałby wiarygodność wydarzeń umiejscowionych przez dokument STASI precyzyjnie w roku 1952?" - pyta retorycznie Sawicki.

Według niego, Witaszewski "był jedną z nielicznych osób w wojsku, które mogły zażądać głowy nawet tak oddanego i powszechnie znanego adepta bolszewizmu, za jakiego uchodził wówczas ppłk Jaruzelski, który na swoje nieszczęście posiadał niewłaściwe, tj. ziemiańskie pochodzenie". "Jedynym organem, który mógłby wpłynąć na zmianę takiej decyzji, była kierowana przez oficerów sowieckich wyjątkowo ponura, ale nader wpływowa IW" - podkreśla autor. Jego zdaniem, jeśli Kiszczak w listopadzie bądź grudniu 1952 r. uratował głowę Jaruzelskiego, musiał użyć przekonujących argumentów i raczej nie wchodziła w grę sama współpraca, gdyż "zwykłych konfidentów organa GZI miały wówczas w wojsku po prostu na pęczki". Według Sawickiego, ze względu na zniszczenie teczek "Wolskiego" może już nigdy nie uda się tego wyjaśnić, a "skąpy materiał źródłowy pozwala tylko na zwykłe spekulacje".

Dla autora jednym "z właściwych tropów" jest tzw. sprawa zamojsko-lubelska

Dla autora jednym "z właściwych tropów" jest tzw. sprawa zamojsko-lubelska, zapoczątkowana 28 kwietnia 1948 r. aresztowaniem dowódcy stacjonującej w Zamościu 20. samodzielnej kompanii łączności 3. DP ppor. Tadeusza Mieczkowskiego. Oskarżony o przynależność do Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" pod wpływem tortur wydał on ponad 30 znanych mu oficerów i podoficerów 3. DP. Według Sawickiego nie można wykluczyć, że Jaruzelski mógł mieć hipotetyczny udział w tej sprawie. "Jak już powiedziano, są to tylko spekulacje, lecz jeśli rzeczywiście tak było i Jaruzelski miał jakiś udział w sprawie zamojsko-lubelskiej, to Kiszczak istotnie bez większego problemu mógłby w 1952 r. przedstawić odpowiednie dowody na nadzwyczaj pozytywną postawę i nastawienie tow. Jaruzelskiego do państwa i armii" - pisze Sawicki.

"Niezależnie jednak od tego, czy Kiszczak z Jaruzelskim rzeczywiście po raz pierwszy zetknęli się ze sobą w zimie 1952 r., czy też może tajne dokonania jednego adepta bolszewizmu były znane drugiemu już z okresu wcześniejszego, informacja o okolicznościach nawiązania tej długotrwałej przyjaźni wydaje się nie budzić poważnych wątpliwości" - napisał Sawicki.

Wylicza on też ich późniejszą współpracę. "I zapewne wcale nie największą przysługą było, jak relacjonuje dokument z NRD, obdarowywanie luksusowymi prezentami Jaruzelskiego przez Kiszczaka w czasie, gdy szefował on wywiadowi wojskowemu (1973-1979). Pewnie cenniejsze było w oczach ministra obrony narodowej skuteczne usunięcie ze ściśle tajnego archiwum WSW wszelkich śladów po niegdysiejszym tajnym informatorze +Wolskim+, co mogło nastąpić w latach 1979-1981, gdy Kiszczak był szefem całej WSW" - napisano w artykule Biuletynu IPN.



nformacja Wojskowa była uzależnionym od ZSRR kontrwywiadem wojskowym działającym w Polsce w latach 1944-1957

Sawicki dodaje, że "gdy w 1971 r. w Głównym Zarządzie Politycznym WP oraz KC PZPR pojawiła się skarga na płk. Kiszczaka - zarzucająca mu, że będąc szefem Zarządu WSW ŚOW we Wrocławiu, nielegalnie, za 80 tys. zł przejął na nazwisko swojej żony Marii willę przy ul. Saperów 30, którą, po wyremontowaniu na koszt wojska, wynajmował zakładom Hutmen za 3,3 tys. zł miesięcznie, a następnie sprzedał prof. Tadeuszowi Gabryszewskiemu z Politechniki Wrocławskiej za co najmniej 400 tys. zł - to sprawa ta dziwnym trafem pozostała zupełnie bez echa, zarówno na forum wojskowym, jak i partyjnym".

Dalsza współpraca duetu Jaruzelski-Kiszczak jest już dużo lepiej znana, bo obaj skutecznie zrealizowali operację wprowadzenia stanu wojennego i likwidacji legalnej Solidarności - pisze Sawicki. "Na zlecenie Kiszczaka - jak o tym dziś świadczą ocalałe ślady - najpoważniejsze i najtajniejsze rozpracowania przeciw podziemiu solidarnościowemu prowadziła nie SB, której jako minister formalnie szefował, lecz opanowana wciąż przez oddanych mu ludzi WSW. Ukoronowaniem tej drogi był okrągły stół z 1989 r. i wcześniejsze potajemne negocjacje w Magdalence dotychczasowej elity władzy PRL z częścią solidarnościowych przywódców" - kończy Sawicki.

Informacja Wojskowa była uzależnionym od ZSRR kontrwywiadem wojskowym działającym w Polsce w latach 1944-1957, odpowiedzialnym obok UB za represje wśród żołnierzy Wojska Polskiego, Armii Krajowej oraz cywilów. W 1957 r. przekształcono ją w Wojskową Służbę Wewnętrzną. To dziełem IW był m.in. osławiony "proces Tatara" - jeden z największych procesów politycznych okresu stalinowskiego, w którym sądzono grupę wyższych oficerów WP oskarżonych o spisek i szpiegostwo. Zapadły w nim wysokie wyroki. Innych oficerów skazano potem na śmierć w sfingowanych procesach, które były "odpryskami" tej sprawy (dziś zbrodnie te bada pion śledczy IPN).