Dwadzieścia lat po upadku komunizmu aura kalumni na temat związków Lecha Wałęsy z policją polityczną zatruwa obchody tej rocznicy w Polsce - pisze w czwartek dziennik "Le Figaro".

"Le Figaro" publikuje na całej drugiej stronie tekst pod wymownym tytułem: "Lech Wałęsa, ikona Solidarności, która stała się kozłem ofiarnym" pióra swojej korespondentki z Warszawy Arielle Thedrel. Gazeta omawia w nim obszernie dyskusję, jaką wywołały w ostatnich miesiącach dwie książki o Wałęsie: Sławomira Cenckiewicza oraz Piotra Gontarczyka i Pawła Zyzaka, wysuwające podejrzenie współpracy przywódcy Solidarności z komunistyczną policją polityczną.

"Dotknięty tym do żywego, Lech Wałęsa, ikona Solidarności, sprawca upadku komunizmu, krótko mówiąc, jeden z żyjących mitów historii XX wieku, zagroził, że opuści Polskę. Przyzwyczajeni do wybuchów złości swojego byłego prezydenta i jego ciętych ripost Polacy nie wierzą w to. Mimo to kampania oczerniania, której jest on celem, i próba pisania na nowo historii delegitymizującej Wałęsę jest poważna" - twierdzi "Le Figaro".

Zdaniem gazety dwadzieścia lat po upadku komunizmu Wałęsa, kiedyś bohater, stał się kozłem ofiarnym w kraju, gdzie "w rękach braci Kaczyńskich, i bardziej ogólnie, prawicy nacjonalistycznej i ultrakatolickiej, historia stała się bronią polityczną".

Według francuskiego dziennika Wałęsa jest także ofiarą "populistycznej retoryki". Głosi ona - jak wyjaśnia gazeta powołując się na Karola Modzelewskiego - że "elity liberalne Solidarności ukradły zwycięstwo bojowników, zawierając porozumienie z czerwonymi generałami, które pozwoliło komunistom stworzyć nową elitę ekonomiczną kraju".

"Przyjadą tam wszyscy szefowie państw i rządów Europy postkomunistycznej, w tym niemiecka kanclerz Angela Merkel"

Nawiązując do oskarżeń Wałęsy o współpracę z SB, "Le Figaro" przypomina, że młody robotnik był zaraz po wydarzeniach gdańskich w 1970 roku w kręgu zainteresowania tajnej policji, wzywano go na przesłuchania i próbowano zmusić do współpracy. Cytując historyka Andrzeja Paczkowskiego, gazeta pisze, że ta gra trwała "kilka miesięcy, może rok", po czym "Wałęsa odmówił dostarczania informacji o swoich towarzyszach i kiedy klimat społeczny się uspokoił, stał się bezużyteczny dla policji politycznej".

"Solidarność, obecny związek, który nie ma wiele wspólnego z wielkim ruchem lat 80. będzie obecny dzisiaj (w czasie ceremonii rocznicowych), ale po to, by storpedować obchody, przewidziane początkowo w Gdańsku" - zaznacza "Le Figaro". Dodaje, że premier Tusk wolał ostatecznie przenieść ceremonie do "bardziej pewnego miasta, czyli Krakowa".

"Przyjadą tam wszyscy szefowie państw i rządów Europy postkomunistycznej, w tym niemiecka kanclerz Angela Merkel. Po długich wahaniach przybędzie też tam Wałęsa. Z ciężkim sercem" - kończy "Le Figaro".