Nie, to nie jest primaaprilisowy żart. Analitycy Europejskiego Banku Centralnego ogłosili właśnie tekst, z którego wynika, że polityka zaciskania pasa wcale nie służy budowaniu dobrych nastrojów i zaufania wśród przedsiębiorców oraz konsumentów. Mówiąc otwartym tekstem: oto odpadł nam kolejny ważny argument za forsowaną w Unii Europejskiej od pięciu lat filozofią austerity.
Zaraz, zaraz. Czy pamiętają państwo początki polityki zaciskania pasa? Był rok 2010 i ówczesny szef Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet mówił mniej więcej tak: „Równoważenie finansów publicznych jest konieczne. Dlatego że jest warunkiem podtrzymania wiary w politykę fiskalną rządów. Polityka oszczędności przyniesie ze sobą w krótkim okresie negatywne efekty po stronie popytu. Ale zostaną one zrekompensowane przez odbudowę zaufania i nastrojów po stronie biznesu oraz konsumentów. Dlatego polityka równowagi fiskalnej jest naszą rekomendacją dla wszystkich krajów Unii Europejskiej”. Albo ten sam Trichet w innym miejscu: „Popieramy politykę austerity nie tylko dlatego, że przeciwstawia się ona nieodpowiedzialnemu zadłużaniu kolejnych pokoleń. Ale również dlatego, że będzie ona dobra dla budowania dobrych nastrojów w biznesie i wśród konsumentów”. To nie były jakieś tam słowa anonimowego ekonomisty wygłoszone na trzeciorzędnej konferencji. Przekaz „oszczędności odbudują zaufanie” to była dyrektywa polityczna, której od tamtej pory trzymają się wszystkie najważniejsze unijne instytucje, większość rządzących UE polityków (z Angelą Merkel na czele) i w którą wierzy większość europejskiej opinii publicznej. To ta dyrektywa sprawiła, że w Polsce rząd Tuska zamroził wiele wydatków i doprowadził do zmian w OFE. Ale my to jeszcze nic. Filozofia austerity przeorała życie społeczne i polityczne w większości krajów strefy euro. I doprowadziła ją do miejsca, w którym dezintegracja nie jest już wcale scenariuszem nieprawdopodobnym.
Aż tu nagle pojawia się tekst pod tytułem: „The confidence effects of fiscal consolidations” (Wpływ fiskalnych oszczędności na pewność ekonomiczną). Sygnowany numerem 1770/2015. Jego autorzy to Jacopo Cimadomo z EBC i trzej ekonomiści z Uniwersytetu Amsterdamskiego: Roel Beetsma, Oana Furtuna i Massimo Giuliodori. A praca przez nich wykonana polegała na porównaniu wpływu oszczędności na nastroje biznesu i konsumentów w 17 krajach OECD w latach 1978–2009. Wniosek płynie z tej pracy następujący: fiskalna konsolidacja nie uzdrawia atmosfery. Wręcz przeciwnie. Zarówno konsumenci, jak i biznes na wieść o rządowych oszczędnościach wcale nie myślą: „Aha, wreszcie wzięli się do roboty. To ja teraz wydam albo zainwestuję”. Przeciwnie. I biznes, i konsumenci po rozpoczęciu operacji austerity boją się jeszcze bardziej i jeszcze głębiej bunkrują swoje pieniądze, co dodatkowo nakręca spiralę dekoniunktury. I zamiast wyciągać gospodarkę na prostą, spycha ją coraz głębiej w przepaść. A najgorzej – dowodzą autorzy analizy – jest w krajach o słabych aparatach państwowych i mniejszej przejrzystości życia politycznego. Tam hasło „będą oszczędności” działa jak alarm „ratuj się, kto może!”. Problem polega jednak na tym, że forsowana w Europie austerity prowadzona jest właśnie w takich krajach!
Przypomnieć w tym miejscu warto o dwóch innych tekstach. Tym z 2013 r., gdy główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego Olivier Blanchard ogłosił nagle, że wychwalane przez jego instytucję równoważenie finansów publicznych wpływa na spadek aktywności ekonomicznej w stopniu większym, niż to się wszystkim wydawało. W tym samym mniej więcej czasie całe grono ekonomistów za pomocą badań empirycznych zadało kłam popularnej wśród zachodnich decydentów tezie, że 90 proc. PKB to magiczna „granica bezpieczeństwa długu publicznego”, której absolutnie przekroczyć nie można, bo gospodarka zacznie się walić w gruzy.
Wszystko to prowadzić musi do kilku trzeźwych pytań: No to jak to jest? Czy wpływu brutalnej fiskalnej konsolidacji na różne aspekty życia ekonomicznego nie dało się sprawdzić, zanim przystąpiono do jego wdrażania na szeroką skalę? Co nam to mówi o ekonomicznych kompetencjach technokratycznych elit Unii Europejskiej? Czy politykę „bolesnych, ale koniecznych” reform należy kontynuować? Czy kryteria z Maastricht mają coś wspólnego z rzeczywistością? I czy leci z nami pilot?