Tragedia w pobliżu włoskiej wyspy Lampedusa pokazała, że Unia Europejska jest bezradna wobec masowego napływu imigrantów z Afryki Północnej.

W październiku u wybrzeży Włoch zatonęły łodzie z uchodźcami, zginęło około sześciuset osób. Ale problem nie jest nowy, bo uciekinierzy z Afryki zaczęli napływać do Europy po arabskiej wiośnie.

Lampedusa to pierwszy przystanek uchodźców na ich drodze do lepszego życia w Europie. Część imigrantów ginie na morzu, bo łodzie rybackie, którymi płyną są stare, przeciekające i przepełnione. Ci, którzy docierają na wyspę, są wycieńczeni.Stłoczeni na małych łodziach zwykle spędzają na morzu kilka dni bez jedzenia i picia.

Włochy przyjmują imigrantów ale od dawna alarmują, że nie radzą sobie z masowym ich napływem. Już dwa lata temu zaczęto mówić, że potrzebna jest unijna polityka imigracyjna. Co mamy dziś? „Wspólna polityka Unii Europejskiej nie istnieje. Brakuje solidarności między krajami” - mówi Polskiemu Radiu ekspert brukselskiego Centrum Polityki Europejskiej, Alex Lazarowicz. Bo państwa członkowskie, mimo apeli włoskich władz, nie chcą przyjmować imigrantów u siebie.

Pojawiły się natomiast propozycje, które mają zapobiegać tragediom takim jak te w październiku. Ruszył elektroniczny system nadzoru unijnych granic. Ma on umożliwić szybsze wykrywanie łodzi na morzu i ratowanie imigrantów. Teraz już żaden kraj nie będzie mógł powiedzieć, że nie widział płynącej łodzi, albo że nie był w stanie jej uratować, co zdarzało się w przeszłości.