Na niedostateczny ocenił NIK zarządzanie resortem spraw zagranicznych. Urzędy centralne nie mają wypracowanych wspólnych zasad zarządzania majątkiem. Efektem są remonty budynków, których status właścicielski nie jest jasny, wydawanie pieniędzy na niepotrzebne często zakupy oraz sprzęt komputerowy, który miesiącami leży nawet nierozpakowany.
– Ministerstwa są niczym ogromne korporacje. Największe jak MON czy MSW zatrudniają kilka tysięcy osób i dysponują wartymi dziesiątki miliardów budżetami. Żeby zarządzać takimi organizmami, potrzebna jest sprawna organizacja. Wiele urzędów sobie z tym nie radzi – mówi DGP Paweł Soloch, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, dziś analityk Instytutu Sobieskiego.
Jak wynika z raportu NIK, praktycznie w każdym z 10 sprawdzonych urzędów centralnych są mniejsze lub większe problemy. W MSWiA sprzęt komputerowy za 4,4 mln zł kupiony w listopadzie 2008 r. trafił do użytkowników dopiero między majem 2009 a wrześniem 2010 r. Czyli w skrajnym przypadku nieużywany czekał prawie dwa lata.
Ministerstwa Skarbu Państwa oraz resort rolnictwa i rozwoju wsi nie mają wyjaśnionej sytuacji dotyczącej ich nieruchomości. W pierwszym przypadku to budynek wyceniony na 11,5 mln zł bez jakiejkolwiek podstawy do takiej wyceny. W drugim to różnice w wielkości działki: inna jest według resortu, inna według wypisów z księgi wieczystej.
Rozbieżności tych resort od lat nie wyjaśnił. Podobnie niejasna jest sytuacja gruntów należących do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

MSZ, czyli Ministerstwo Stołów i Złomu. Komputerowego

Najgorzej na tym tle – na tyle źle, że dostało ocenę negatywną – wypada Ministerstwo Spraw Zagranicznych. – To o tyle zaskakujące, że MSZ nie jest molochem, a minister Radosław Sikorski, wchodząc do tego resortu, zapowiadał nowoczesny model zarządzania, jawność zakupów i ich racjonalizację – ocenia Soloch.
Magazyny MSZ są pełne kosztownych urządzeń i mebli, z których od lat nikt nie korzysta. Dwa zestawy satelitarne do przetwarzania informacji niejawnych za ponad 260 tys. zł od ponad dekady są nieużywane. Tylko jeden z nich w ogóle został wykorzystany – przez 9 miesięcy w 2001 r. Zalega też sprzęt komputerowy. 357 sztuk z lat 2000–2008 i kolejne 293 sztuki zmagazynowane między 2009 i 2010 r. Po tylu latach część nadaje się już tylko do muzeum. A warte były ponad 3 mln zł.
Kolejne 580 tys. zł wydano w resorcie na zakup krzeseł i stołu konferencyjnego na potrzeby polskiej prezydencji w Radzie UE. Tyle że od jej zakończenia meble kurzą się w magazynie. Jakby tego było mało, za wynajęcie tego magazynu w pierwszej połowie 2012 r. MSZ musiało zapłacić 16 tys. zł.

Problemy z nieruchomościami

MSZ nie radzi sobie także z zarządzaniem nieruchomościami. Chodzi np. o budynek na warszawskim Ursynowie, co do którego prawa użytkowania wygasły resortowi w 2005 r., a w 2010 r. upomniało się o niego miasto. Wciąż nie został mu przekazany. Jak tłumaczy biuro prasowe MSZ: – Protokół przekazania nieruchomości został przesłany do Zarządu Mienia Skarbu Państwa i czeka na akceptację zarządu.
W przypadku innego budynku – zabytkowego pałacyku w centrum Warszawy – kontrolerzy wygarnęli resortowi, że choć urzędnicy resortu wiedzieli, że upomnieli się o niego spadkobiercy, to Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyłożyło ponad 830 tys. zł na remont. Samo MSZ zapewnia jednak, że planuje odkupienie tej nieruchomości od właścicieli. Tyle tylko, że nie wiadomo, ani kiedy uda się pałacyk odkupić, ani czy spadkobiercy w ogóle biorą taką opcję pod uwagę. – W czasie kiedy ogłasza się oszczędności na kosztach dyplomacji, m.in. kontrowersyjną decyzję o sprzedaży zabytkowej willi w Kolonii, gdzie mieści się konsulat RP, warto zaczynać oszczędności od siebie – ocenia Paweł Soloch, ekspert ds. administracji z Instytutu Sobieskiego.
MSZ broni się, twierdząc, że stara się racjonalizować swoje wydatki. Meble kupione z okazji prezydencji są już używane. Resort prowadzi też przegląd zmagazynowanego sprzętu komputerowego. – Tyle że do tych działań MSZ zostało zmuszone dopiero w wyniku zewnętrznej kontroli – podsumowuje Soloch.
– Wszystkie te tłumaczenia wskazują na to, że urząd po prostu nie radzi sobie z własnym majątkiem – podsumowuje Soloch.