W Izmirze atmosfera była spokojna, a głosowanie przebiegało bardzo sprawnie - powiedział PAP poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, który tam właśnie z ramienia Rady Europy obserwował niedzielne referendum na temat zmiany systemu politycznego w Turcji z parlamentarnego na prezydencki.

"Odwiedziliśmy 12 punktów wyborczych, zarówno w samym Izmirze jak i poza miastem. Wszędzie, gdzie byliśmy, głosowanie odbywało się w sposób bardzo transparentny i demokratyczny. Nie byliśmy świadkami żadnych napięć" – powiedział PAP poseł PiS.

Mularczyk poinformował, że rozmawiał zarówno z członkami lokalnych komisji wyborczych jak i z obserwatorami różnych tureckich partii opozycyjnych. Nigdzie - jak mówił - nie widział osób postronnych, które nie powinny były się znajdować w lokalach wyborczych; nie był też świadkiem żadnych kłopotów z niepodstemplowanymi kartami do głosowania.

Tylko w jednym punkcie, on i jego kolega, brytyjski parlamentarzysta, zostali zatrzymani przez policję i wpuszczeni na teren lokalu dopiero po interwencji telefonicznej. "W innych miejscach przyjmowano nas szalenie gościnnie. Byliśmy nawet częstowani kawą i herbatą" – powiedział Mularczyk.

Poseł PiS obserwował jak przebiegało liczenie głosów w małej wiosce pod Izmirem. Także tam nie zauważył żadnych nieprawidłowości. "Liczenie przebiegało bardzo sprawnie. Jedna osoba otwierała koperty, pokazywała karty i mówiła głośno, czy był to głos za czy przeciw, a trzy inne osoby zapisywały wyniki. Raz po raz sprawdzano, czy wszystkie zapisy się zgadzają" – opowiadał polski obserwator.

Zaznaczył, że jest pod wrażeniem wysokiej frekwencji. "W niektórych punktach dochodziła ona do 85-90 procent, co dla mnie jest właściwie niespotykane" - powiedział. Mularczyk przyznał jednak, że region, w którym pracował, jest jednym z najbardziej opozycyjnych, gdzie prawie 70 proc. głosowało przeciwko zmianie konstytucji.

Poseł PiS był członkiem delegacji składającej się z kilkunastu europejskich parlamentarzystów, którzy obserwowali referendum w Ankarze, Antalyi, Stambule i Izmirze. "W krótkich rozmowach, jakie przed wyjazdem odbyłem z moimi kolegami z innych państw, dowiedziałem się, że w innych miejscach, na przykład w Stambule, dochodziło do napięć. Były też jakieś incydenty z weryfikacją dokumentów" - dodał Mularczyk.