Przestańcie się lenić, jeździć ciągle na wakacje i nie przechodźcie na wcześniejszą emeryturę. Więcej pracujcie – takich rad mieszkańcom południa Europy udzielali niemieccy politycy i publicyści na przełomie pierwszej i drugiej dekady obecnego wieku.

Państwa południa Europy, określane akronimem PIGS, od pierwszych liter angielskich nazw Portugalii (P), Włoch (I), Grecji (G) i Hiszpanii (S), znajdowały się wówczas w apogeum gospodarczych problemów, które swój początek miały w 2007 r. na amerykańskim rynku nieruchomości i powiązanych z nim papierach dłużnych. Wybuchł wówczas globalny kryzys, w Europie wzmocniony problemami z nadmiernym zadłużeniem państw Południa. Niemcy były jednym z główny architektów i sponsorów wartego 750 mld pakietu zarządzanego przez Europejski Bank Centralny, dzięki któremu prawdopodobnie udało się zachować strefę euro w całości.

Akronim PIGS w ujęciu ekonomicznym nie jest bynajmniej wynalazkiem XXI w. Powstał w latach 70. poprzedniego wieku. Już wtedy państwa południa Europy, choć członkiem Unii były tylko Włochy, a strefa euro jeszcze nie istniała, postrzegane były jako hamulcowy w rozwoju całego kontynentu. Najczęściej chodziło o brak konkurencyjności na międzynarodowych rynkach. Ten problem udawało się częściowo przynajmniej łagodzić osłabieniem wartości swojej waluty. Kiedy ten sam kłopot objawił się z dużą siłą, gdy każde z wymienionych państw było już członkiem strefy euro, wybuchł kryzys.

Obecnie z utratą konkurencyjności na międzynarodowych rynkach zmagają się Niemcy. Motoryzacja – najważniejsza z gałęzi niemieckiego przemysłu – trochę przegrywa elektryczną rewolucję z amerykańską Teslą i producentami chińskimi. W nowoczesnych technologiach Niemcy też gdzieś się zagubili. Na rynkach akcji rozgrywa się obecnie hossa, której motywem przewodnim jest sztuczna inteligencja. Największym jej wygranym są producenci chipów wykorzystywanych do trenowania modeli, z amerykańska Nvidią na czele. Europejskim odpryskiem tego trendu jest wzrost kursu holenderskiej firmy ASML o prawie 50 proc. w rok, wycenianej obecnie na 390 mld dol. Notowania największego niemieckiego producenta chipów, firmy Infineon, spadły przez ostatnie 12 miesięcy o 12 proc., a jej wartość rynkowa zamyka się w 50 mld dol. W zapaści znalazły się energochłonne gałęzie niemieckiego przemysłu po tym, jak agresja Rosji na Ukrainę w 2012 r. odcięła je od dostaw taniego rosyjskiego gazu. A zarazem Niemcy zdecydowali – ku zdumieniu wielu ekonomistów i wbrew opinii swojego przemysłu – żeby nie zmieniać swoich planów dotyczących wyłączenia elektrowni atomowych. Niemal dokładnie rok temu przestały pracować ostatnie trzy tego typu jednostki, zaostrzając jeszcze problemy na dużym obszarze swojego sektora wytwórczego.

Problemy z konkurencyjnością niemieckiej gospodarki niektórzy eksperci dostrzegli, jeszcze nim globalną gospodarką wstrząsnęła pandemia. To tylko jeden z czynników, który zaostrzył niemieckie problemy. Jak wynika z wyliczeń ekspertów Capital Economics przeprowadzonych na zlecenie „Financial Times”, w ostatnich siedmiu latach do PKB strefy euro Niemcy dodały ok. 85 mld euro, a cztery państwa „leniwego” Południa – ponad 200 mld euro. Na poziomie tempa wzrostu gospodarczego różnica z tych siedmiu lat to 7 pkt proc. na korzyść PIGS. Prognozy na 2024 r. wskazują, że ta różnica jeszcze się powiększy.

To nie jest tak, że w ciągu ostatnich kilku lat południe Europy przeobraziło się w gospodarczego tygrysa. W szybszym od niemieckiego wzroście pomogło im większe znaczenie usług dla gospodarki, w szczególności turystyki. Niemcy również nie wpadły w wielki ekonomiczny dół, a jedynie doświadczają – zapewne bolesnej dla nich – stagnacji. Wciąż cieszą się z niemal pełnego zatrudnienia i dość szybkiego wzrostu płac. Pewnie niewiele im trzeba, żeby wyszli z kryzysu. Być może powinny tylko posłuchać swoich własnych rad – po prostu pracujecie tam trochę więcej, zamiast ciągle się lenić. ©℗

ikona lupy />
Wzrost gospodarczy w UE / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe