Amerykanie pomagają Ukrainie nie tylko coraz więcej, lecz także coraz odważniej. To pozwala uderzać w cele również na Krymie.

Krym to za daleko, to może melodia przyszłości, pierwszym etapem jest kontratak w okolicach Chersonia – słyszeliśmy jeszcze kilka tygodni temu od źródła w amerykańskiej dyplomacji. Mimo że Waszyngton oficjalnie uznaje półwysep za okupowany, to wśród administracji i w będących jej zapleczem ośrodkach analitycznych nie brakowało do tej pory głosów, że nawet punktowy ukraiński atak na Krymie, a nie próba odbicia, może doprowadzić do nieprzewidywalnej odpowiedzi Kremla i poważnej eskalacji konfliktu. Nieoficjalnie wsparcie wywiadowcze dla Ukraińców dotyczące półwyspu było do tej pory ze strony USA mocno limitowane, co zresztą za złe demokratom miała część republikanów.
Jednak po tym, jak Ukraińcy dokonali w ubiegłym tygodniu ataku na rosyjską bazę lotniczą na Krymie, pierwszego takiego od wybuchu w lutym wojny, ze strony Białego Domu czy Departamentu Stanu brak jest krytycznych komentarzy o tym ruchu.
A cios dla Rosji i jej Floty Czarnomorskiej był poważny, nie tylko wizerunkowo. Według informacji brytyjskiego ministerstwa obrony poważnie zniszczonych miało zostać co najmniej pięć bombowców Su-24 oraz trzy wielozadaniowe samoloty bojowe Su-30.
De facto zgoda, czy pogodzenie się z atakiem na bazę ze strony Waszyngtonu oraz nowy pakiet wsparcia dla Ukrainy ogłoszony przez Pentagon, tym razem warty miliard dolarów i zawierający m.in. rakiety do systemów HIMARS, zdaje się potwierdzać deklaracje dyplomatów, że są gotowi na „maraton, a nie sprint”, w którym to wraz z postępowaniem wojny pomagać będą Ukrainie coraz szerzej i odważniej, sondując przy tym reakcje Moskwy.
Im dłużej trwa wojna, tym zachodni sojusznicy, w tym USA, będą prawdopodobnie bardziej skłonni do dostarczania Ukrainie broni, która wcześniej wydawała im się krokiem za daleko – przekonuje w artykule w magazynie „Foreign Affairs” Alina Polyakova, szefowa waszyngtońskiego think tanku CEPA. W trakcie narastającej półoficjalnie w administracji Joego Bidena debaty, czy wysłać Ukrainie myśliwce (co do tej pory było wykluczane), analityczka wzywa do organizowania już szerokich szkoleń na zachodnim sprzęcie dla żołnierzy armii ukraińskiej.
Za centrum „limitowania” wsparcia dla Ukrainy uznaje się nad Potomakiem Radę Bezpieczeństwa Narodowego, wobec której podnoszą się liczne krytyczne głosy za zbyt zachowawczą politykę.
Według Alexandera Vindmana, byłego wojskowego USA i jej członka za rządów Donalda Trumpa, dominuje w niej następująca logika – należy zmniejszać prawdopodobieństwo konfrontacji między USA a Rosją, nawet ryzykując przy tym znaczne przeszacowanie prawdopodobieństwa eskalacji wojny konwencjonalnej i nuklearnej. Jego zdaniem to dlatego, gdy prezydent Joe Biden, Pentagon i Departament Stanu zobowiązali się udzielić Ukrainie wszelkiego wsparcia potrzebnego do wygrania wojny, urzędnicy Rady Bezpieczeństwa Narodowego zablokowali transfer samolotów bojowych nad Dniepr i ograniczyli liczbę przekazywanych systemów obrony przeciwrakietowej dalekiego zasięgu i amunicji.
Rada Bezpieczeństwa Narodowego – jak przekonują w mediach źródła zbliżone do administracji – obawia się sytuacji, w której Kijów „wygra za dużo”. „Podczas gdy kluczowym celem Stanów Zjednoczonych jest zapewnienie niezbędnego wsparcia i obrony Ukrainy, innym kluczowym celem jest zagwarantowanie, że nie dojdziemy do sytuacji, która będzie oznaczać obranie kierunku na trzecią wojnę światową” – mówił Jake Sullivan, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Bidena, na Aspen Security Forum pod koniec lipca.
Oficjalnie Waszyngton do tej pory nie dostarcza Kijowowi informacji wywiadowczych o wysokich rangą rosyjskich przywódcach. „Wszystkie informacje, które przekazujemy, są zgodne z prawem. I ograniczone. Bardzo ostrożnie do tego podchodzimy” – tłumaczył taką politykę rzecznik Pentagonu John Kirby.
Jeśli chodzi o wartość wojskowego sprzętu, to według szacunków Amerykanie przekazali do tej pory Ukrainie równowartość ok. 8 mld dol. Część pomocy w zakresie bezpieczeństwa jest jednak blokowana lub opóźniana przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego lub biurokrację w Pentagonie. I to mimo tego, że Kongres uchwalił gigantyczną ustawę Lend-Lease dla Ukrainy, która daje prezydentowi i administracji szerokie uprawnienia do przekazywania sprzętu wojskowego dla Kijowa.
Zdaniem Vindmana nadszedł czas, by administracja Bidena zaczęła ze swoich uprawnień korzystać jeszcze szerzej i odważniej. Apelując o śmielszą politykę, wzywa do porzucenia „toksycznego rosjocentryzmu” w polityce zagranicznej Waszyngtonu. Uważa on, że Zachód powinien też utworzyć centra zaopatrzeniowe na terytorium Ukrainy.
Również Polyakova proponuje, by Stany Zjednoczone „czerwone linie” wyznaczyły jeszcze dalej. W jej ocenie Zachód powinien zacząć wysyłać Ukrainie znacznie więcej ciężkiego uzbrojenia, w tym głównie systemów obrony przeciwrakietowej z krajów europejskich. A na wschodniej flance NATO należałoby stworzyć centra szkolenia dla ukraińskich żołnierzy. ©℗