Daleki Wchód pandemia dotknęła mniej niż Europę czy Amerykę, ale walka z wirusem będzie tam trwała dłużej niż na Zachodzie

Niepewność sytuacji na największym kontynencie świata dobrze obrazują Chiny. Chociaż kraj uznawany jest za pandemiczną historię sukcesu, to co pewien czas wybuchają tutaj ogniska koronawirusa. Ostatnie doprowadziło do wprowadzenia 21 maja lockdownu w ważnym, przemysłowym i handlowym mieście Guangzhou. W tym czasie przebadano na obecność wirusa wszystkich mieszkańców (18 mln osób), niektórych nawet parę razy. Dopiero wczoraj władze ogłosiły, że minęła pierwsza doba bez wykrytych nowych przypadków.
Mieszkańcy jeszcze jednak nie mogą liczyć na złagodzenie obostrzeń. W Guangzhou wykryto wariant Delta, który do niedawna pustoszył Indie. Odpowiedzialni za zdrowie publiczne urzędnicy obawiają się, że spuszczenie gardy choćby na chwilę grozi powtórką scenariusza z sąsiedniego kraju. Dlatego na razie obostrzenia w Guangzhou będą jeszcze trwać i można się spodziewać, że jeśli SARS-CoV-2 znów zostanie wykryty w Państwie Środka, to władze nie zawahają się zamknąć kolejnej dzielnicy czy miasta – i to pomimo sukcesów akcji szczepień. Wczoraj Pekin podał, że szczepionkę otrzymało już 900 mln z 1,4 mld mieszkańców Chin. Nie wiadomo, czy 75-letnia kobieta – pierwszy przypadek wykryty w ramach ogniska wirusa w Guangzhou – była zaszczepiona.
W innych państwach kontynentu kłucie idzie dużo bardziej opornie. W Japonii po pierwszej dawce jest 15 proc. mieszkańców (dla porównania w Polsce wskaźnik ten wynosi nieco ponad 40 proc.). To nie ułatwia władzom zadania przed zbliżającymi się igrzyskami w Tokio, zwłaszcza że do tego czasu nie ma szans na znaczące podniesienia wartości tego współczynnika.
Na razie władze szykują się do zniesienia trzeciego stanu wyjątkowego, co ma nastąpić w niedzielę (a ogłoszone zostanie najpewniej dzisiaj), chociaż prawdopodobnie w Tokio i Osace pozostaną lokalne obostrzenia. Pandemicznych statystyk może pozazdrościć Japonii każdy dotknięty przez koronawirusa europejski kraj (776 tys. wykrytych przypadków, niewiele ponad 14 tys. zgonów; w szczycie trzeciej fali w maju wykrywano 7,5 tys. nowych infekcji dziennie), ale opinia publiczna obawia się, że igrzyska doprowadzą do nagłego pogorszenia sytuacji epidemiologicznej. Rząd postawił jednak na swoim i olimpiada się odbędzie – premier Yoshihide Suga potrzebuje sukcesu przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi (powinny odbyć się najpóźniej w październiku).
Akcja szczepień powoli rozkręca się także w innych częściach kontynentu. W Korei Południowej na razie preparaty trafiły do niewiele ponad 20 proc. mieszkańców (jeszcze niecały miesiąc temu było to mniej niż 10 proc.). Kraj był dotychczas jednym z prymusów pandemii – dzięki kombinacji szybkiego testowania i efektywnego śledzenia kontaktów z chorymi udało się uniknąć lockdownów. Jednak nie może się wylizać z ostatniej fali zakażeń. Nawet jeśli liczby z polskiej perspektywy nie robią wrażenia (kilkaset wykrywanych dziennie przypadków), to niepokoi fakt, że liczba zachorowań się nie zmniejsza. Oznacza to, że Koreańczycy z wirusem przegrywają.
W jeszcze gorszej sytuacji znalazł się Tajwan. Wyspiarski kraj właściwie przeszedł przez pandemię suchą stopą, chociaż znajdował się bardzo blisko jej źródła. Tak naprawdę dopiero teraz uderzyła w niego pierwsza fala, a dziennie wykrywa się ponad sto infekcji. Relatywny spokój podczas pandemii uspokoił władze w Taipei, które nie zabezpieczyły wystarczających dostaw szczepionek. W efekcie na razie wystarczy ich dla jednej dziesiątej mieszkańców, chociaż akcja szczepień ostatnio ruszyła dzięki milionowi dawek przekazanych wyspie przez Japończyków. Z lockdownu świeżo wydobył się Nepal, w który druga fala w maju uderzyła znacznie silniej niż pierwsza jesienią ub.r. (ponad 8 tys. dziennie wykrywanych infekcji – sporo w tak niedużym państwie). Lockdown tutaj sparaliżował gospodarkę na tyle, że w kilku trudno dostępnych, górskich regionach utrudnił dodatkowo dostęp do żywności (z którym i tak jest problem ze względu na skrajne ubóstwo). ©℗