Mam liberalne poglądy. Progresywne. Ale dlaczego sądzicie panie, że moja partia nie jest?
Jestem właśnie po rozmowach z koleżankami i kolegami, pytałam, czy poprą ustawę aborcyjną, i – uwaga – większość deklaruje, że jest za liberalizacją.
...ale ponadpartyjnie łączą. Z dziewczynami w Lewicy, KO czy PSL mamy dobre relacje. Natomiast duża część posłów PSL będzie odpowiadać na zapotrzebowanie swojego elektoratu, który jest konserwatywny.
Moim zdaniem nie. Tam wszyscy zagłosują na komendę, niezależnie od indywidualnych poglądów.
Nie wiem, jaki będzie wynik głosowania w przypadku ustawy depenalizacyjnej. Myślę, że będzie gdzieś w okolicy 230 głosów. Jeden, dwa głosy mogą mieć znaczenie. Ja i gros mojego klubu zagłosuje za depenalizacją, duża część za liberalizacją, ale nadal nie ma pewności, czy ustawa zyska sejmową większość.
Lewica musi się wywiązać z własnych obietnic, więc podejmuje taką próbę.
Nie. Serio. Kwestie światopoglądowe naprawdę nie podlegają u nas dyscyplinie partyjnej.
Może zmienić strategię? Skoro wiemy, że prezydent zawetuje ustawę, przypomnijmy mu jego własną, która w poprzedniej kadencji Sejmu utknęła w zamrażarce. Rozegrajmy to dobrze, w czterech krokach.
Andrzej Duda po wyroku TK ograniczającym prawo do aborcji złożył projekt ustawy, który mówił, że w przypadku letalnych, najcięższych wad płodu terminacja ciąży jest dopuszczalna. Po pierwsze więc, wyciągając tę propozycję, mamy szansę, że również PiS za nią zagłosuje. A prezydent raczej nie zawetuje swojego projektu.
Brak możliwości aborcji w przypadku śmiertelnej choroby płodu jest w moim przekonaniu torturą. Z tym trzeba natychmiast skończyć. Drugim krokiem powinna być depenalizacja aborcji. Trzecim – liberalizacja. Pytanie, przy którym projekcie prezydent zgłosi weto.
Krok czwarty – referendum. I dobrze sformułowane pytanie.
Takie, które nie będzie pozostawiało wątpliwości i żadnej możliwości interpretacyjnej. Moim zdaniem powinniśmy pokazać konkretny projekt ustawy i zadać pytanie: czy chcesz, by ta ustawa weszła w życie, czy nie. Przypomnę, że wynik referendum jest wiążący dla prezydenta!
Podtrzymuję to, ale daję podpowiedź, co zrobić, by prezydent nie mógł się wymigać.
Przypomnę, że środowiska lewicowe trzy razy zbierały podpisy pod referendum aborcyjnym. Wydaje mi się, że tym razem się sprzeciwiają, bo przypisują nam niecne intencje, których nie mamy.
Że tak naprawdę liczymy na to, że wygra strona pro-life.
W to nie wierzę – badania pokazują, że Polacy wybiorą liberalizację. Nasi wyborcy też. My chcemy po prostu, żeby decyzję podjęli ludzie, bo politycy już udowodnili, że nie są w stanie.
Bo nawet jeśli Sejm przyjmie ustawę, to prezydent Duda jej nie podpisze!
Przy takim prezydencie? Pragmatyczne.
My jako partia chcemy konsultacji, partycypacji obywateli w decydowaniu. A referendum to ukoronowanie takiego myślenia. Naszym wielkim zadaniem jest przywrócenie demokratycznych standardów.
Jakim cudem? Badania pokazują, że niemal 70 proc. Polaków jest za liberalizacją. Ludzie masowo poszli na czarne marsze i na wybory. Dlaczego mieliby nie pójść na referendum?
A dlaczego wykluczać mężczyzn? Nie rozumiem tego.
Na przekonanie prezydenta nie ma szans, bo walczy on o przywództwo, o rząd dusz swojego politycznego zaplecza. Stara się przejąć część środowiska PiS. Wetując te ustawy, pokaże, że jest wyrazisty, że ma poglądy i jest ostoją dla tej części elektoratu, której przedstawiciele zostali zepchnięci teraz do opozycji.
Tak, to było małe zwycięstwo, choć o wielkim znaczeniu dla przyszłości dzieci i szkół. Nie dotykało jednak spraw światopoglądowych. Co więcej, niewątpliwy wpływ na prezydenta w tej akurat kwestii miało jego najbliższe otoczenie, z rodziną włącznie.
W tej kwestii prezydent nie może pozwolić sobie na wyłom.
Dyskusje trwają. Zmierzają w kierunku uznania, że wyrok zapadł w wadliwym składzie, z udziałem sędziów wybranych na miejsca już zajęte. A skoro skład sędziowski był zły, wyrok takiego gremium obarczony jest poważnym błędem i można go będzie uznać za niebyły. Na ten temat powstało wiele ekspertyz. Chodzi o to, by je ujednolicić i przedstawić opinii publicznej klarowną opinię prawną, która nie pozostawia wątpliwości.
I na obietnicach się skończyło. Nie rozwinięto sieci hospicjów perinatalnych.
Nie podejmuję się żadnych deklaracji dotyczących wydatków. Najpierw trzeba poznać faktyczny stan finansów państwa. Mam też świadomość, że trzeba będzie dokonać niełatwych wyborów, tzn. które świadczenia jesteśmy w stanie podnieść, a których nie. Na pewno czekają nas podwyżki w sferze budżetowej i podwyżki dla nauczycieli, co do których uznaliśmy wspólnie w koalicji, że to priorytet.
Partia to konglomerat różnych poglądów. Moje są progresywne i odnajduję się z nimi w mojej partii. Ale jednocześnie nie jestem w tych poglądach agresywna. Nie mam w sobie cienia takiego przekonania, że jeśli ktoś myśli inaczej niż ja, to jest wrogiem, albo że jego poglądy są gorsze. A wydaje mi się, że tak może być w innych partiach. Balansowanie między liberalizmem gospodarczym a wrażliwością na ludzi najlepiej wychodzi Polsce 2050 i to mi bardzo odpowiada. Mamy tu też silne zespoły zajmujące się edukacją, zdrowiem, klimatem, czyli tematami, które są dla mnie bardzo ważne.
To nie jest kwestia mojej decyzji, tylko negocjacji, które prowadzą liderzy. Byłam już ministrą i wiem, z czym się wiąże to stanowisko. Ministerstwo Zdrowia jest dziś najtrudniejszym resortem. Jeśli miałabym w nim pracować, to oczywiście z pełną świadomością, że jest to misja samobójcza. Ogromna praca do wykonania.
Nie wyszliśmy jeszcze z zapaści po pandemii. Polacy są dramatycznie schorowani i często nieświadomi swoich chorób. Odżywiamy się niezdrowo, nie podejmujemy aktywności fizycznej, oddychamy złym powietrzem, jesteśmy przepracowani i zestresowani – to przepis na kolejne choroby. System leczenia jest chronicznie chory, a rehabilitacja jest dozowana w jednostkach homeopatycznych. Do tego zapaść zdrowia psychicznego. Proszę dodać do tego oczekiwanie szybkich zmian na lepsze. To będzie trudne zadanie dla każdego ministra, który znajdzie się w tym resorcie. ©℗