KGHM to dla wszystkich rządów dojna krowa, w której zawsze znajdzie się posada dla "swoich" - pisze dzisiejsza "Gazeta Wyborcza". To właśnie tu w zamian za głos oddany na Jacka Protasiewicza miał pracować Edward Klimka.

Wcześniej w KGHM znaleźli zatrudnienie syn Leszka Millera, rodzina Ryszarda Zbrzyznego z SLD, żona rzecznika PiS Adama Hofmana i współpracownicy prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Według gazety każda kolejna ekipa rządząca natychmiast po objęciu władzy wprowadzała do samego KGHM i powiązanych z nią spółek swoich ludzi. W 1997 roku intratną umowę o pracę podpisał syn Leszka Millera. Dwudziestoparolatek reprezentował spółkę w kontaktach międzynarodowych. Zarobki - 5 tys. zł. Dodatkowo zapis w umowie, że "faktyczny czas pracy pełnomocnika wyznaczany jest wymiarem zadań i obowiązków bez szczególnej rejestracji i może być przez pełnomocnika organizowany samodzielnie".

W czasach AWS nawet kierowcy prezesa KGHM, w latach 1999-2001 zarabiali po 20 tys. zł. Jeden z nich za dodatkowe 12 tys. zł. miesięcznie miał się zajmować również osobistą ochroną prezesa. Pensja sekretarki potrafiła sięgać 30 tys. zł. Praktyki te opisała specjalna komisja powołana na początku kadencji Leszka Millera.

Rząd SLD jednak również uległ pokusie obsadzania stanowisk w KGHM "swoimi". Wymieniono całą "AWS-owską" radę nadzorczą i zastąpiono wyłącznie ludźmi z SLS.

Za czasów koalicji PiS-LPR-Samoobrona najbardziej intratne stanowiska w KGHM należały do ludzi związanych z tą pierwszą partią. Najgłośniejszą sprawą było jednak zatrudnienie żony rzecznika PiS Adama Hofmana, która

została głównym specjalistą w wydziale komunikacji korporacyjnej KGHM w kwietniu 2007 r. W grudniu, dwa miesiące po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych, poszła na zwolnienie chorobowe. Następnie od razu m.in. na urlop macierzyński, wypoczynkowy, wychowawczy i znów zwolnienie L4. W pracy nie było jej przez dwa lata.