BERLIN PRECYZUJE stanowisko na jutrzejszy szczyt Unii Europejskiej. Poprze postulaty Hermana Van Rompuya dotyczące zasad dyscypliny budżetowej, ale tylko w pakiecie z renegocjowaniem traktatu lizbońskiego
Coraz więcej wiadomo na temat motywów Berlina, który razem z Francją dąży do renegocjowania traktatu lizbońskiego. Niemcy chcą ustalenia zasad, na których będą kredytowani unijni bankruci tacy jak Grecja. Wczoraj z urzędu kanclerskiego wypłynęła kolejna porcja informacji, jak zmiany z unijnym traktacie miałyby wyglądać.
Stanowisko Niemiec to efekt konsultacji we francuskim kurorcie Deauville. Niemcy zrezygnowały z popierania automatycznych sankcji, bo nie podobały się one Nicolasowi Sarkozy'emu, który nie ma zamiaru zmuszać swoich obywateli do zbyt gwałtownego zaciskania pasa. Merkel otrzymała w zamian poparcie Francuzów dla traktatowego określenia zasad pomocy dla państw strefy euro znajdujących się na skraju bankructwa. W uproszczeniu chodzi o to, by pieniądze na kraj taki jak Grecja nie były nisko oprocentowaną lub wręcz bezzwrotną pożyczką.
– Berlin patrzy dalej poza rok 2013, gdy wygasa uchwalony w maju wart 750 mld euro Europejski Mechanizm Stabilizacyjny. Rząd nie wyobraża sobie, by na dłuższą metę niemieccy podatnicy za każdym razem płacili za ratowanie zadłużonych krajów przed plajtą – mówi „DGP” Paul De Grauwe, belgijski ekonomista z uniwersytetu w Leuven i doradca KE.
Tę diagnozę potwierdzają doniesienia najnowszego „Spiegla”, zgodnie z którymi w berlińskim ministerstwie finansów od miesięcy trwają wzmożone prace nad stworzeniem mechanizmu kontrolowanego bankructwa krajów UE. Zgodnie z planami Niemców nawet kraje strefy euro mogłyby w przyszłości ogłosić niewypłacalność, a renegocjacją długu miałby się wówczas zająć tzw. klub berliński: forum złożone z dłużnika oraz przedstawicieli UE i prywatnych wierzycieli. Pierwsze skrzypce odgrywaliby w nim oczywiście Niemcy. Drogę do powołania klubu miałoby otworzyć wpisanie mechanizmu do unijnych traktatów (zamiast znajdującego się tam dziś zakazu bailoutów). Przy okazji Niemcy chcą też przeforsować zapis o zawieszaniu głosu w Radzie UE krajowi uporczywie łamiącemu pakt stabilności i wzrostu.

Koalicja przeciwników

Jest jednak bardzo prawdopodobne, że na najbliższym szczycie plan Merkel upadnie. Ostry sprzeciw sygnalizuje wiele krajów UE: – Nie widzę większości potrzebnej do tego pomysłu – mówił po poniedziałkowym spotkaniu Rady UE szef dyplomacji belgijskiej prezydencji Steven Vanackere. Przeciw otwieraniu traktatów wypowiedzieli się też przedstawiciele Luksemburga, Czech, Austrii, Szwecji, Finlandii i Holandii. Z kolei polska dyplomacja (popierana przez kilka krajów regionu) wciąż uzależnia zgodę na jakiekolwiek zaostrzenie sankcji od poparcia naszych postulatów w sprawie wyjęcia zadłużenia OFE z oficjalnych rejestrów zadłużenia. Chaos przed czwartkowym szczytem pogłębia postulat szefa włoskiej dyplomacji Giulio Tremontiego, który zaproponował z kolei, by do długu wliczać także... prywatne zadłużenie obywateli.
Jednak nawet jeśli Merkel i Sarkozy poniosą na najbliższym szczycie spektakularną porażkę, nie znaczy to, że w długiej perspektywie ich propozycje są spisane na straty. – Unijne doświadczenia uczą, że wspólne inicjatywy doświadczonego niemiecko-francuskiego tandemu, nawet jeśli początkowo budzą opory, często kończą się powodzeniem – mówi nam Thomas Klau z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych. Tak było przecież z samym traktatem lizbońskim.

Berlin zablokuje szczyt UE

Renegocjowanie traktatu powoduje jeszcze jeden problem. Na rozpoczynającym się jutro szczycie UE w Brukseli nie będzie prawdopodobnie kompromisu w sprawie zaostrzenia sankcji dla krajów UE, które łamią unijne zakazy nadmiernego deficytu.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu wydawało się, że najludniejszy kraj Europy niezmiennie stoi na czele koalicji państw dążących do stworzenia mechanizmu automatycznych sankcji dla budżetowych grzeszników. Niemcy popierali propozycję grupy zadaniowej Hermana Van Rompuya: sankcje finansowe nakłada Komisja Europejska, a przedstawiciele unijnych rządów (konkretnie Ecofin, czyli gremium złożone z ministrów finansów 27 państw) mogą je zablokować jedynie przy pomocy kwalifikowanej większości głosów.
Jak informowały wczoraj agencje, niemiecki rząd popiera zaproponowane przez Van Rompuya nowe ramy wzmocnienia dyscypliny budżetowej i zarządzania gospodarczego w UE. Ale w pakiecie z reformą Lizbony. – Dla nas jest to jeden pakiet. Albo zgadzamy się w obu sprawach (reformy zasad dyscypliny budżetowej i zmiany w traktatach), albo w żadnej – cytowała wczoraj PAP wypowiedź przedstawiciela niemieckiego rządu.