Wojskowa prokuratura chce, by Amerykanie przekazali nam nagrania rozmów z telefonów satelitarnych prezydenckiego samolotu, a także podsłuchane rozmowy pilotów z wieżą kontrolną lotniska Siewiernyj pod Smoleńskiem. Nie wiadomo jednak, czy rzeczywiście tamtejsze służby monitorowały lot polskiego Tu-154M.
Wniosek Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiera także prośbę o przesłanie zdjęć z ich satelitów wojskowych terenu wokół Smoleńska sprzed i z chwili katastrofy. Chodzi o sprawdzenie warunków pogodowych panujących nad lotniskiem i tego, jak zmieniały się one aż do krytycznej godziny 8:41:06 polskiego czasu. Dzięki tym fotografiom oskarżyciele chcą sprawdzić, czy mgła nad lotniskiem była naturalnym zjawiskiem pogodowym, czy też została wywołana sztucznie. Wniosek zawiera też prośbę o sprawdzenie, czy byłoby możliwe takie sztuczne wywołanie mgły.
Wojskowi prokuratorzy chcą się dowiedzieć o technicznych możliwościach zdalnego wpływania na pracę przyrządów pokładowych Tu-154M. Na jego pokładzie zainstalowano bowiem całą gamę przyrządów służących do nawigacji. To m.in. wariometr określający wysokość i prędkość wznoszenia lub opadania maszyny, ale także GPS, automatyczny radiokompas ARK służący do obioru sygnału radiolatarni na lotniskach pomagających pilotom ustalić prawidłowy kurs i ścieżkę podejścia do lądowania. Feralnego dnia wszystkie urządzenia działały prawidłowo. Żadne z nich nie uległo awarii, co potwierdziły badania polskiego rejestratora ATM-QAR. Jak dowiedział się „DGP”, polska komisja badająca przyczyny katastrofy kończy badanie danych z dwóch rosyjskich rejestratorów i także one potwierdzają, że podzespoły samolotu były sprawne.
Jednak kluczowe dla polskich pilotów urządzenia to radiowysokościomierz i wysokościomierz baryczny. Załoga Tu-154M opierała się przede wszystkim na wskazaniach tego pierwszego. W stenogramach z rozmów załogi można przeczytać, że nawigator podaje dane właśnie z radiowysokościomierza. Czy te wyniki można było sfałszować? – Bardzo trudno wpłynąć na urządzenia pokładowe ze względu na ich konstrukcję. Radiowysokościomierz działa bowiem jak radar, ale na falach radiowych, i żeby wpłynąć na jego wskazania, trzeba by użyć urządzenia, które oszukiwałoby radiowysokościomierz, dając silniejszy sygnał zwrotny – wyjaśnia w rozmowie z nami Tomasz Tuchołka, wiceprezes ATM Awionika. Dodaje, że takie urządzenie trzeba by prowadzić dokładnie pod samolotem, w dodatku poruszając się z prędkością równą Tu-154M. – Teoretycznie możliwe, ale praktycznie niewykonalne – twierdzi Tuchołka, który jest też ekspertem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
Prokuratura poprosiła Amerykanów także o przekazanie nagrań rozmów prowadzonych z telefonu satelitarnego na pokładzie Tu-154M. Wiadomo, że kilkanaście minut przed katastrofą prezydent Lech Kaczyński rozmawiał ze swoim bratem Jarosławem. Treść tej, a być może także innych rozmów, pozwoliłaby sprawdzić, czy najważniejsi pasażerowie zdawali sobie sprawę, że muszą wylądować pod Smoleńskiem. Jeden z wątków badanych przez prokuraturę zakłada bowiem, że MSZ i Biuro Ochrony Rządu nie zapewniły transportu z lotnisk zapasowych w Witebsku i w Mińsku. A to mogło oznaczać, że prezydent i jego goście nie zjawiliby się na uroczystościach w Katyniu.
Polski wniosek o pomoc prawną został w poniedziałek wysłany przez Prokuraturę Generalną do Departamentu Sprawiedliwości USA. Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej, o treści wniosku nie chce rozmawiać. Jak się dowiedzieliśmy, przed wnioskiem o pomoc prawną prokuratorzy skierowali najpierw pytanie do władz USA, czy są w stanie nam pomóc. Odpowiedź miała być pozytywna. Według naszych informatorów Amerykanie dysponują nagraniami z sieci Echelon. Zaś rozmowy przez telefon satelitarny były monitorowane w ramach ochrony kontrwywiadowczej NATO. Departament Sprawiedliwości USA na nasz wniosek może odpowiedzieć w ciągu kilku miesięcy.