Starsze osoby poukładane na łóżkach polowych stojących w ulicznych namiotach, wyczerpana lekarka opowiadająca o trudnych wyborach w obliczu niewystarczającej liczby ratujących życie respiratorów, opustoszałe ulice Rzymu, Mediolanu i Wenecji.
Magazyn DGP 20.03.2020 / Dziennik Gazeta Prawna
Kraj słodkiego życia na naszych oczach zmienił się w poddane kwarantannie getto. Ale obrazy dramatycznej walki z pandemią zamiast zmobilizować do pomocy, sprawiły, że inne państwa europejskie zaczęły naprędce szacować stan sprzętu medycznego. Kiedy okazało się, że na pandemię nieprzygotowana jest większość z nich, zaczęły gromadzić zapasy, zakazując eksportu zasobów medycznych. Tego, że pomoc zamiast z sąsiedzkich krajów nadeszła dopiero z Chin, Włosi nie zapomną zapewne nigdy.
Tej gorzkiej lekcji udałoby się być może uniknąć, gdyby wcześniej przewidziano zagrożenie i wprowadzono skoordynowane przygotowania. O tym, jak bardzo Europa lekceważyła pandemię, świadczy przykład Hiszpanów. Pierwsza ofiara śmiertelna COVID-19 zmarła 13 lutego, ale ustalono to dopiero w pośmiertnym badaniu 3 marca. A musiało upłynąć kolejne półtora tygodnia nim rząd w Madrycie zdecydował się działać.
Dlatego trudno nie mieć wrażenia, że UE przespała możliwość rozpoczęcia jak najwcześniejszej walki z pandemią. W ostatnim tygodniu to poczucie próbowała zatrzeć kierująca Komisją Europejską Ursula von der Leyen, która zalała Europę inicjatywami. Wsparcie finansowe dla stolic w wysokości 37 mld euro, zastrzyk gotówki dla koncernu bliskiego opracowania szczepionki, a który chciały przejąć Stany Zjednoczone, poluzowanie regulacyjnego gorsetu dotyczącego dyscypliny finansowej i pomocy publicznej, zielony korytarz dla transportu medycznego, wreszcie zamknięcie zewnętrznych granic UE i pomoc w ściąganiu obywateli do domów – to najważniejsze, ale niejedyne propozycje przewodniczącej KE, która niezmordowanie próbowała przekonać Europejczyków, że Wspólnota działa na pełnych obrotach.
Von der Leyen odrobiła lekcję i od tygodnia odczytuje nastroje społeczne. Nie wiadomo jednak, czy uda jej się w ten sposób nadrobić wizerunkową porażkę, bo wielu już dzisiaj uważa jej działania za populistyczne. – Zarzucano Brukseli, że nic nie robi, to teraz sypie pomysłami z rękawa, ale wiele działań jest pozorowanych – mówi jeden z polityków PiS. W jego ocenie populistycznym zagraniem jest proponowany fundusz na walkę z koronawirusem, ponieważ UE nie oferuje nowych pieniędzy, ale te, które już państwom członkowskim przekazała. Podobnie mówił zresztą w środę premier Mateusz Morawiecki, podkreślając, że cieszyłby się z „nowych środków”, ponieważ te dotychczasowe świetnie już zagospodarowaliśmy. Chodzi o pieniądze na politykę spójności, które w większości są już w stolicach, ale przeznaczone na inne cele. Bruksela uznała, że przekierowanie ich na walkę z koronawirusem zamiast szukania nowych funduszy zaoszczędzi czas i wysiłek. Łącznie 27 krajów członkowskich będzie mogło skorzystać z 37,3 mld euro, z czego Polska dostanie najwięcej, bo 7,4 mld euro. Z tej kwoty 1,1 mld euro będzie pochodziło z niewykorzystanych zaliczek, które musielibyśmy odesłać do Brukseli.
Jak zauważył w tym tygodniu w wywiadzie dla DGP europoseł PO Jan Olbrycht, tę sumę należy traktować jako „nowe środki”, bo inaczej by przepadły. Pozostałe 6,3 mld euro to rzeczywiście pieniądze, które już w większości są rozdysponowane przez rząd, który teraz będzie mógł je przekierować. Plus jest taki, że do tych pieniędzy Polska nie dołoży złotówki wkładu własnego, bo obowiązek ten Bruksela zniesie.
Sceptycznie w Warszawie postrzegano również pomysł zamknięcia granic zewnętrznych UE, największej tego typu operacji w historii Wspólnoty. Von der Leyen wyszła z tą propozycją trzy dni po tym, gdy polskie granice zostały zamknięte, w tym również te zewnętrzne, z Ukrainą, Białorusią i Rosją. – Najważniejsze jest to, by państwa same wprowadzały odpowiednie środki, bo Unia nie ma narzędzi, by narzucać państwom standardy sanitarne – komentowała wówczas osoba z rządu. – Unia różne rzeczy może w tej chwili robić, ale niespecjalnie jest to priorytetem z naszego punktu widzenia – podkreślił nasz rozmówca.
Ale koordynowanie zarzadzania granicami wewnętrznymi i zewnętrznymi przez Brukselę mogłoby uchronić kontynent przed wieloma problemami. Przywracanie kontroli przez kolejne państwa na własnych zasadach zaniepokoiło przemysł medyczny, który zaczął alarmować o potencjalnym utknięciu niezbędnej pomocy medycznej na przejściach. Zamykanie granic dla cudzoziemców, na co zdecydowała się Polska, poważnie utrudniło powrót obywatelom innych krajów podróż do swoich państw. O tym przekonali się Litwini, Łotysze i Estończycy, którzy utknęli przed przejściami z Polską w Niemczech. Trzeba było sporego wysiłku dyplomatycznego, by tę sprawę rozwiązać (ostatecznie autobusy z Bałtami przejeżdżają przez Polskę w konwojach, a samochody osobowe są kierowane na promy). Na powrót do domu z krajów spoza UE może również czekać około 80 tys. europejskich obywateli. Polska rozwiązała kwestię powrotów, organizując na własną rękę loty czarterowe dla rodaków. Są jednak państwa, w których nie mamy placówki dyplomatycznej i z których ściągnięcie rodaków może być utrudnione. W takiej sytuacji Bruksela, która wzięła na siebie koordynowanie akcji, rekomenduje zwrócenie się do placówki innego kraju UE, ponieważ wszystkie państwa są zobowiązane do pomocy unijnym obywatelom. W grę wchodzą wspólne loty współfinansowane przez Komisję Europejską.
Rzeczywiście Bruksela nie ma rozległych uprawnień, jeśli chodzi o zdrowie. Jej instytucje – jak powołane po epidemii SARS w 2005 r. Europejskie Centrum Zapobiegania i Kontrolowania Chorób – pozostają niedecyzyjne, bo nadal za strategie walki z wirusem odpowiadają kraje członkowskie. To będzie musiało się zmienić, jeśli chcemy zacząć w przyszłości traktować bezpieczeństwo epidemiologicznie poważnie.
Ale koronawirus to nie tylko ochrona zdrowia. Pandemia uderza w gospodarkę, podważa wolny handel, zabija mobilność i pęta nasze swobody osobiste, stawia w trudnej sytuacji setki tysięcy osób o najniższych dochodach i doprowadza przedsiębiorców na granicę upadku. Przede wszystkim jednak zmienia sposób, w jaki żyjemy. W tym naszym zbiorowym myśleniu o przyszłości Unia Europejska powinna zaistnieć jako istotny element, inaczej przepadnie. Dlatego pełniąca niespełna trzy i pół miesiąca urząd Ursula von der Leyen na froncie walki z pandemią jednocześnie toczy bój o przetrwanie zjednoczonej Europy.
BY ZATRZEĆ ZŁE WRAŻENIE, BRUKSELA ZALAŁA EUROPĘ POMYSŁAMI NA WALKĘ Z KORONAWIRUSEM. OD ICH SKUTECZNOŚCI ZALEŻY BYĆ ALBO NIE BYĆ UE