Cavusoglu oświadczył w czwartek, że wybiera się do Rotterdamu, dementując tym samym doniesienia, iż odwołał wiec tamtejszej społeczności tureckiej ze swym udziałem.
"On ma paszport dyplomatyczny, więc będziemy go traktować z szacunkiem, ale mamy narzędzia, by zakazać rzeczy odbywających się w przestrzeni publicznej" - powiedział Aboutaleb dziennikarzom.
Szef dyplomacji miał przybyć od Rotterdamu, by przekonywać turecką społeczność w Holandii do głosowania w referendum za zwiększeniem uprawnień prezydenta. Władze miasta poinformowały wcześniej, że sala, gdzie miał się odbyć wiec, jest niedostępna; nie wiadomo zatem, gdzie ewentualnie ma wystąpić Cavusoglu.
W czwartek poinformowano, że minister spraw zagranicznych Holandii Bert Koenders zadzwonił do Cavusoglu i osobiście powiedział mu, że planowana przezeń wizyta jest niepożądana. Sprzeciw wyraził także premier Mark Rutte, który zapowiedział, że szef tureckiej dyplomacji mimo że jest przedstawicielem kraju sojuszniczego w NATO nie zostanie oficjalnie powitany zgodnie ze swoją rangą.
Według holenderskich mediów, ok. 240 tys. Turków mieszkających w Holandii jest uprawnionych do głosowania w referendum.
Tymczasem w sąsiednich Niemczech, gdzie uprawnionych do głosowania jest ponad 1,4 mln Turków, odwołano już kilka zaplanowanych w ramach kampanii przed referendum wieców z udziałem przedstawicieli rządu Turcji. Decyzje zapadały na szczeblu władz lokalnych; doprowadziły do napięć w stosunkach między Ankarą a Berlinem.
Tureckie referendum zaplanowane na 16 kwietnia ma zdecydować o zmianie systemu politycznego z parlamentarnego na prezydencki.