W ciągu mniej niż dwóch dekad poparcie dla legalizacji marihuany wzrosło dwukrotnie.
Według Instytutu Gallupa w 2018 r. aż 66 proc. Amerykanów popierało propozycję legalizacji marihuany, podczas gdy w 2000 r. było to 31 proc. Warto na to spojrzeć z perspektywy zaufania, jakim są obdarzani politycy, a także akceptacji różnych wyzwań cywilizacyjnych. Donalda Trumpa popiera 45 proc. wyborców. Podobny wynik na tym etapie prezydentury osiągał Barack Obama. A w 2015 r., gdy Sąd Najwyższy legalizował małżeństwa osób tej samej płci, opowiadało się za tym 56 proc. obywateli.
Dlatego można uznać, że zezwolenie na obrót marihuaną jest aprobowane przez naprawdę znaczącą większość mieszkańców USA. Poparcie się jednak zmniejsza, gdy pyta się badanych nie tylko o przetwory z konopi używane do celów medycznych, ale też rekreacyjnych. Wówczas za legalizacją opowiada się równo połowa respondentów. W listopadzie 2018 r. w stanowych referendach Missouri i Utah przegłosowały legalizację marihuany na potrzeby medyczne (jako 31. i 32. stan), a Michigan będzie odtąd zezwalać na używanie przetworów z konopi w celach rekreacyjnych (jako 10. stan w Unii).
Utah jest w większości zamieszkane przez członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, czyli mormonów. Ta wspólnota religijna surowo zakazuje spożywania jakichkolwiek używek, dlatego dalej zakazane będzie domowe uprawianie marihuany czy obrót nasionami. W Missouri natomiast osiągnięto w ramach przedreferendalnych negocjacji interesujący kompromis. Wszystkie podatki pochodzące ze sprzedaży produktów z konopi pójdą na opiekę zdrowotną amerykańskich weteranów.
„Liberalne stany Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża już jakiś czas temu skończyły z prohibicją. Decyzja mieszkańców Michigan oznacza, że duch do zmiany jest w całej Ameryce. Skoro starsi, konserwatywni wyborcy są za, to znaczy, że władze federalne będą musiały wkrótce zareagować i zmienić przepisy na poziomie całego kraju” – powiedziała w oświadczeniu po ogłoszeniu wyników głosowania Maria McFarland Sánchez-Moreno, szefowa organizacji Drug Policy Alliance.
Amerykański problem z narkotykami sprowadza się głównie do kwestii penalizacji i podwójnych standardów. Ludzie odsiadujący wyroki za posiadanie substancji psychoaktywnych na własny użytek stanowią przeważającą większość wśród wszystkich osadzonych w zakładach karnych. Jednocześnie USA grzęzną w epidemii uzależnienia od opioidów. Zwolennicy legalizacji marihuany są zdania, że po dopuszczeniu substancji do obrotu system penitencjarny zostanie odciążony. Przeciwnicy są zdania, że rozrośnie się tylko rynek produkcji i handlu konopiami, a państwo wkrótce straci nad nim kontrolę.
Trump od dnia zaprzysiężenia prowadzi otwartą wojnę z ewentualną legalizacją marihuany na poziomie federalnym. Niektóre amerykańskie media wyrażały jeszcze niedawno zdanie – nawet przy okazji ostatnich wyborów do Kongresu, którym towarzyszyły wspomniane referenda – że może on zatrzymać falę legalizacji albo nawet odwrócić trend. Prezydent zmienił też swoje stanowisko z okresu kampanii, kiedy unikał jednoznacznego potępienia tej substancji i oddawał głos w tej sprawie władzom stanowym. Do zaostrzenia poglądów mógł nakłonić Trumpa ultrakonserwatywny wiceprezydent Mike Pence, który jako gubernator Indiany walczył z marihuaną, powołując się na zasady moralne.
Na początku 2018 r. resort sprawiedliwości, któremu przewodził wówczas Jeff Sessions, zaczął procedury upoważniania prokuratorów w stanach, w których doszło do legalizacji narkotyku, do ścigania jego producentów, handlarzy i konsumentów. Wszystko wskazywało na to, że sprawa skończy się przed Sądem Najwyższym, a spór będzie dotyczyć konstytucyjnych pryncypiów, czyli tego, jak daleko sięga władza rządu federalnego.
Ale nowy prokurator generalny William Barr, który w lutym zastąpił Sessionsa, w odpowiedzi na interpelacje senatorów w tej sprawie odpowiedział, że nie będzie kontynuować polityki swojego poprzednika i wróci do doktryny „zielonego światła” z czasów Obamy, czyli nieinterweniowania, jeśli jakiś stan zalegalizuje marihuanę. „Będę się trzymać tego, co obiecałem, gdy Senat przesłuchiwał mnie przed głosowaniem zatwierdzającym moją kandydaturę na ministra” – dodał Barr.
Najczęstszym wskazaniem do medycznego zastosowania marihuany jest przewlekły ból. O wynikach testów napisał w lutym magazyn „Health Affairs”. Badania przeprowadzone przez wydział medyczny University of Michigan skupiały się na przyczynach, z powodu których ludzie sięgają po wyciąg z konopi. Naukowcy brali pod uwagę dane tylko z tych stanów, gdzie stosowanie marihuany było dotąd legalne.
Badacze podzielili na grupy dolegliwości zgłaszane przez chorych. Wzięli też pod uwagę opublikowany dwa lata temu raport National Academies of Sciences, Engineering and Medicine o konopiach indyjskich i kanabinoidach. Jest to obszerny przegląd 10 tys. przygotowanych przez lekarzy artykułów, dotyczących skutków zdrowotnych używania zarówno marihuany medycznej, jak i w celach rekreacyjnych. Raport dowodzi, że są jednoznaczne lub znaczące dowody, że przewlekły ból, nudności i wymioty wywołane chemioterapią oraz objawy spastyczne w stwardnieniu rozsianym są łagodzone w wyniku podawania chorym wyciągu z konopi.
Autorzy zauważyli również, że liczba zarejestrowanych użytkowników medycznej marihuany (641 tys. pacjentów przyjmujących tę substancję w 2016 r. oraz 814 tys. w 2017 r.) była najprawdopodobniej znacznie niższa niż faktyczna liczba korzystających z zalegalizowanego narkotyku. Jak stwierdzają autorzy, wyniki wydają się zgodne z coraz częstszym występowaniem przewlekłego bólu, który dotyka ok. 100 mln Amerykanów. Ich zdaniem pochodne marihuany będą miały coraz większe znaczenie, ponieważ coraz więcej osób poszukuje bezpieczniejszych metod leczenia bólu.