Nieudolna próba zatrzymania byłego prezydenta Gruzji to kolejna kompromitacja ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa, prokuratury i policji.



Gdy wczoraj rano drzwi do mieszkania Micheila Saakaszwilego w Kijowie wyłamywali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, były prezydent Gruzji, a dziś lider opozycji krzyczał do gapiów i policji, że to prowokacja Putina, zaś on sam skoczy z dachu, jeśli funkcjonariusze się nie cofną.
Nie cofnęli się, ściągnęli go z dachu i zanieśli do mikrobusu. Po drodze dali mu wezwanie na przesłuchanie w prokuraturze pod zarzutem wspierania zorganizowanej grupy przestępczej. Policyjny mikrobus został zablokowany przez jego zwolenników, którzy po kilku kwadransach wyłamali drzwi samochodu i uwolnili swego przywódcę. Już razem (a Saakaszwili z nieodłączną żółto-błękitną chustą) poszli pod Radę Najwyższą i Administrację Prezydenta domagać się ustąpienia Petra Poroszenki.
Lokalne stacje telewizyjne prowadziły transmisję live z blokady policyjnego mikrobusu oraz – równolegle – z konferencji prasowej prokuratora generalnego Jurija Łucenki, który twierdził, że Saakaszwili i jego Ruch Nowych Sił jest finansowany przez ludzi byłego prezydenta Wiktora Janukowycza. Jego zdaniem Gruzin dostał na organizację „ruskiej zimy” w Kijowie pół miliona dolarów. Wszystkie dowody są już przekazane sądowi – powiedział Łucenko – a prokuratura wniesie o areszt domowy dla Saakaszwilego i areszt dla kilku jego współpracowników. W tym kuriera, który przywiózł do Kijowa „ruskie” dolary. Część z nich miały przejąć służby. Spacerujący ulicami Kijowa Saakaszwili wszystkiemu zaprzecza i przypomina gruzińskie rachunki krzywd niewyrównane z Putinem.
Wczorajsze wydarzenia były kolejną, wyjątkowo bezradną, akcją ludzi prezydenta Poroszenki, który stara się wyeliminować z gry swego byłego przyjaciela. Wielu pyta, dlaczego prezydent gra tak ostro. Formalnie Saakaszwili nie może nawet startować w wyborach parlamentarnych. Podobnie zresztą jak i w prezydenckich. Emocje są bardzo złym doradcą, zwłaszcza w polityce. Błędem było pozbawianie go obywatelstwa. Poroszenko aktywnie uczestniczył w pomarańczowej rewolucji i w rewolucji godności. Zna od podszewki anatomię organizacji buntu, pewnie niepokój wzbudza w nim każda jego zapowiedź.
Nieudana, nieudolna wręcz próba aresztowania Saakaszwilego to kolejna kompromitacja ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa, prokuratury i policji. Mówi się nawet o przecieku informacji, co pomogło ludziom Saakaszwilego zablokować całą akcję. Stąd prosty wniosek, że służby specjalne nie są lojalne wobec rządu i prezydenta. Spokój prezentuje minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow. – Konflikty między ludźmi się zdarzają – powiedział w wywiadzie telewizyjnym po ucieczce Saakaszwilego z policyjnego samochodu.
Saakaszwili na kijowskim dachu to z jednej strony skrót jego obecnej politycznej kondycji. Człowieka zmierzającego nie wiadomo dokąd i wykorzystywanego przez silniejszych od siebie. Człowieka, który w każdej chwili może z dachu spaść. Z drugiej zaś, i tu sprawa jest poważniejsza, boleśnie przypominająca, że Ukraina nie jest państwem prawa. Jej instytucje są jak szwajcarski ser, dziury otwierają drogę nie tylko dla „ruskich” dolarów. Tłum szturmujący skutecznie policyjny mikrobus na kijowskiej ulicy i prawie samotny na konferencji prasowej prokurator generalny Ukrainy tłumaczący, jak ta akcja miała wyglądać – to tylko migawka z życia oligarchicznego państwa w grudniu 2017 r.