Portugalscy pracownicy powiedzieli we wtorek rządowi "dość!", odrzucając jego apele o przyjście do pracy w ostatni dzień karnawału. Biura były tego dnia puste, banki pozamykane. Ponad połowa pracowników postanowiła świętować - informują lokalne media.

Zamiast pójść do pracy, jak tego chciał rząd pogrążonego w kryzysie kraju, tysiące ludzi w całym kraju uczestniczyły w tradycyjnych karnawałowych paradach. Było to szczególnie kłopotliwe dla rządu, ponieważ w Lizbonie są właśnie inspektorzy dokonujący okresowego sprawdzenia, czy Portugalia realizuje swe zobowiązania dotyczące redukcji zadłużenia i usprawnienia gospodarki. Lizbona podjęła te zobowiązania, żeby otrzymać międzynarodowy pakiet ratunkowy wysokości 78 miliardów euro.

Ministrowie, parlamentarzyści i prezydent stawili się we wtorek do pracy

Urzędnicy też powinni tego dnia pracować, ale większość lokalnych rad i państwowych przedsiębiorstw była zamknięta - informują media. Maszyniści pociągów w poniedziałek przed północą rozpoczęli strajk, protestując przeciwko wprowadzonemu przez rząd Pedra Passosa Coelho obowiązkowi pracy w ostatni dzień karnawału.

Choć według ustawodawstwa dzień ten nigdy nie był świętem, to w ostatnich trzech dekadach portugalskie władze zwyczajowo dawały pracownikom wolne.

Niektórzy urzędnicy, posłuszni premierowi, udali się do pracy, ale dali wyraz swym karnawałowym nastrojom, zakładając śmieszne peruki, maski czy wielkie okulary. Chętnie pokazywała ich telewizja, podobnie jak pewną panią, która siedziała za biurkiem, mając głowę przystrojoną wielkimi króliczymi uszami...

Rząd nie skomentował we wtorek tego powszechnego odrzucenia apelu o pracę w ostatni dzień karnawału.

"Rządy przychodzą i odchodzą, a karnawał zostaje!" - głosił transparent niesiony podczas jednej z ulicznych parad.